Największa kompromitacja organów ścigania w III RP

Największa kompromitacja organów ścigania w III RP

Ostatnie rewelacje policji i prokuratury w sprawie zabójstwa Marka Papały to coś znacznie więcej niż zwrot w śledztwie. Pokazują one po raz kolejny fatalną kondycję polskich organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Oto okazuje się, że byłego szefa polskiej policji zastrzelił zwykły rabuś, niemający nawet pojęcia, że strzela do generała policji. Do tej prawdy organy ścigania doszły po 14 latach śledztwa! Część odbiorców tej rewelacyjnej informacji zaczyna się zastanawiać: jak to, przecież proces zabójców Marka Papały toczy się przed sądem już od kilku lat. To, co się toczy przed sądem, to przecież proces wykonawców zabójstwa Boguckiego i „Słowika”. Prokuratura już dawno znalazła też zleceniodawcę – amerykańskiego biznesmena polskiego pochodzenia Edwarda Mazura, którego mając, jak zapewniał swego czasu minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie, chciała postawić przed sądem i dysponowała dowodami twardymi, niezbitymi, w dodatku porażającymi. Tyle że tych dowodów z niezrozumiałych względów nie docenił amerykański sąd, który na ich podstawie odmówił ekstradycji. Jak to więc możliwe, zastanawiają się niektórzy, że równocześnie toczą się śledztwo i rozprawy przed sądem. Już ujęto sprawców i posadzono na ławie oskarżonych. Jak to możliwe, że prokuratura oskarża jednych i wspiera akt oskarżenia przed sądem, a równocześnie szuka i znajduje drugich? Rodzą się i inne pytania. Jak w Polsce wykorzystywana jest instytucja świadka koronnego, małego świadka koronnego i pozostałych odmian tzw. skruszonych przestępców? Boguckiego o zabójstwo Papały pomówiło co najmniej dwóch takich. Jednym z nich był świadek koronny „Patyk”, co to właśnie ostatnio sam okazał się zabójcą. Drugim „skruszonym przestępcą”, który, jak zeznał, w zakładzie karnym dowiedział się bezpośrednio od Boguckiego, że to on zabił Papałę, był niejaki Krzysztof Ł., pseudonim „Willy”. Nie znam szczegółów śledztwa, nie wiem, który zrobił to jako pierwszy. Nieprawdopodobne, aby dwóch nieznających się bandytów, działających w różnych regionach Polski, zełgało identycznie, przypadkiem wskazując tę samą osobę jako zabójcę Papały. Albo więc „Willy” wzmacniał wersję „Patyka”, albo „Patyk” „Wily’ego”. Musiał za tym stać ktoś trzeci. Ktoś, komu zależało, by tę wersję wzmocnić i uzyskać ów dowód niezbity i twardy. Musiał to być zarazem ktoś, kto do obu tych dżentelmenów, siedzących zresztą w kryminale, miał dostęp. Kto? Może prokurator generalny zleci ustalenie tego? „Willy” to dyżurny świadek w wielu sprawach. Świadek oskarżenia, powiedziałbym nawet niekiedy „świadek ostatniej szansy”. „Willy” na kolejnych rozprawach w różnych procesach, gdzie występuje bądź jako mały świadek koronny, bądź jako świadek oskarżenia, nie tai, że od lat współpracuje z policją. Jak wynika z zeznań „Willy’ego”, w każdej sprawie, w jakiej występuje, wszystkiego, co wie i co zeznaje jako świadek oskarżenia, dowiedział się w zakładzie karnym, w którym współwięźniowie, mimo że wiedzą, iż jest on kapusiem, nagminnie zwierzają mu się ze wszystkich tajemnic, które on potem wyjawia policjantom i prokuratorom i potwierdza przed sądem. „Willy” jest bardzo ceniony jako świadek, pamięć ma bowiem co najmniej tak samo fotograficzną jak „Patyk”. Opierając się na zeznaniach „Willy’ego”, wydano wiele wyroków skazujących, w tym kilka na dożywotnie więzienie. „Willy” pojawił się też jako świadek ostatniej szansy w procesie, w którym byłem oskarżony na podstawie pomówienia innego skruszonego przestępcy. W moim procesie „Willy” jako świadek pojawił się w sposób dość tajemniczy. Sąd próbował nawet bezskutecznie dociec, skąd prokuratura wiedziała, że może on na mój temat coś zeznać, i to coś, co zadowoli oskarżającą mnie prokuraturę białostocką. Warszawski sąd, w przeciwieństwie do kilku innych, nie dał wiary zeznaniom „Willy’ego”. W głośnej, medialnej sprawie komendanta policji z Białej Podlaskiej Władysława Szczeklika, trwającej zresztą, jak to u nas w zwyczaju, parę lat, oskarżenie opierało się też na zeznaniach skruszonego przestępcy, który ostatecznie odwołał (po kilku latach procesu) swoje oszczerstwa. W sprawie zabójstwa Papały świadkowie koronni i inni skruszeni przestępcy wodzili za nos organy ścigania przez kilkanaście lat. Ci, którzy na co dzień mają do czynienia z procesem karnym, dobrze wiedzą, że instytucja ta w Polsce jest nadużywana, że dochodzi przy tym do patologii. Zdarza się, że świadkowie koronni (i wszyscy inni udający skruszonych bandytów) rękami policji załatwiają swoje prywatne porachunki w świecie przestępczym,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2012, 2012

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki