Jasne, że M. nie ma

Jasne, że M. nie ma

Mimo negatywnej opinii wydanej przez doktora Szekspira, który jasno (i wielokrotnie) stwierdził, że jest M. panną zwodniczą i groźną śmiertelnie – laska nadal celebruje jakieś pogańskie święta! Kolaborując w połowie lutego z kapitalizmem, telewizją oraz sklepem Rekwizyty i dekoracje. Mimo również negatywnej opinii wydanej przez doktora Flauberta, opisującego z prawdziwym oddaniem smutne opętanie pani Bovary – M. nadal buszuje po świecie, nawiedzając bez ładu i składu Bogu ducha winnych obywateli (którzy tracą przez nią majątek, rozsądek i zdrowie). Nikogo przed M. nie ostrzegła „Lalka” Bolesława Prusa, przez którą wciąż maszeruje zgnębiony Wokulski, niosąc przed sobą wielkie, czerwone, odmrożone ręce. Na nic wołania ducha Anny Kareniny na kolejowych torach („Patrzcie, jakam udręczona!”). Ani nawet śmierdzące lawendą „Wichrowe wzgórza”, wśród których ciemnowłosa Catherine dostała tyle miłości, że dosłownie się zrzygała (czemu towarzyszyła bladość i gorączka).

Co przyszło z miłości Tomaszowi z „Nieznośniej lekkości bytu”, mimo że tak się starał? Co jego Teresie, co jego kochankom – tylko popiół pozostał pod jedwabną halką. Nie lepiej wypada w tym przeglądzie dżentelmen z Paryża – stuknięty Humbert Humbert. Strach nawet donosić na M. w takich kontekstach – 12-letnia Lolita zwinnie się wymyka (na szczęście). Dziwne, że M. nie zaszkodził Goethe (jaki sztab botów, jakie farmy trolli musi hodować M.), grożąc samobójstwem i ku przestrodze wypuszczając na świat nie tylko mroczne i gotyckie wiersze, ale też cierpienia (cudze). Ta zła passa w powieściach, farsowy humor, te gesty, obelgi, które słali pod jej adresem ludzie, utraciwszy wszystko – nie przeszkadzają Miłości się szczerzyć i obchodzić swoje – jako się rzekło – pogańskie święto (w połowie lutego). Na ten czas ukrywa swoje dwuznaczności w mechanizmach komercji, w rzewnych piosenkach, balonach za 4 zł.

Trudno powiedzieć coś odkrywczego o M., skoro już Platon maglował ją w „Fajdrosie”, najpierw świadcząc przeciw niej, potem kreując mowę przebłagalną (najlepszą na mieście!) za wcześniejsze bluźnierstwa przeciw Erosowi. I jakby z offu chwalił jej kosztowne gierki: „Wedle świadectwa starożytnych piękniejsze jest szaleństwo od rozsądku, bo tamto od boga pochodzi, a ten jest od ludzi”. Egipcjanie „pisali” o niej łodygą sitowia, trzcinowym piórkiem. Opowieści (o niej) wykuwano też w kamieniu, czasem barwiono farbą. W „Fajdrosie” Platon wypominał jej błędy, rachował rozkosze. Z naszej perspektywy możemy śmiało powiedzieć, że jak nikt łączy ona tzw. kulturę wysoką i niską (przepraszam za ten trefny podział): od ulicznych teatrów po suity Bacha, od hitów disco po puszysty barok, od wierszy Yeatsa po rym Częstochowy. Powiedzmy wprost: jest 4 879 678 koncepcji Miłości, jedna prawdziwsza od drugiej.

Tego dnia (14 lutego) odnotowałam: mój pies wyłowił z rzeki rybę – była wielka i kołysała mu się w pysku jak miękka gumowa pałka. Chyba była już martwa, kiedy na chwilę położył ją na śniegu, zerkając z miłością. Nie chciał jej ani porzucić (nad nami kołowały mewy), ani oddać pani. Patrzył długo i patrzył rzewnymi oczami, a mnie się przypomniała Safona, jej „słodko-gorzki eros” i notka Anne Carson: „Nikt, kto był zakochany, z Safoną nie będzie się spierał”.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy