Zadziwia mnie bezczelność, z jaką OFE odwracają kota ogonem. I skuteczność, z jaką wmawiają Polakom, że to rząd okrada emerytów. Że to politycy zabierają nasze pieniądze. Niesamowity rozmach i skala kampanii medialnej, jaką otwarte fundusze emerytalne toczą w obronie nienależnych im przywilejów, jest pokazem buty. I siły, jaką może dawać ogromna kasa. Państwo za pieniądze podatników wyhodowało pasożyta, który choć bardzo je osłabia, sam ma się świetnie. W konflikcie z OFE to państwo polskie jest dziś słabsze. Państwo jest Dawidem w starciu z Goliatem. Rządząca partia i związane z nią elity nie chcą wejść w twarde zwarcie z funduszami. Ich ludzie są bowiem po obu stronach konfliktu. Tę słabość rządu bezwzględnie wykorzystują przeciwnicy jakichkolwiek zmian w OFE. Doszło do sytuacji, w której to złodziej krzyczy: okradają mnie. I publiczność głupieje. To świadomie zastosowana przez fundusze technika obrony. Trudno przecież, by przeciętny człowiek mógł kompetentnie ocenić zawiłe propozycje finansowe. Zrobiono więc to, co przed 11 laty. Wówczas media prezentowały filmy i ogłoszenia pełne szczęśliwych emerytów, których stać na egzotyczne wycieczki. Tymi szczęśliwcami mieli być polscy emeryci, którzy wejdą do OFE. Ludzie uwierzyli w tę piękną bajkę. I teraz boją się, że zły rząd im to zabierze. Tak OFE pokazują ten konflikt. Z faktami nie ma on nic wspólnego. Z tego, co przyszły emeryt dostanie z tych funduszy, będzie mógł sobie co najwyżej zafundować tanią kiełbasę i zrobić grilla na balkonie albo trawniku przed blokiem. Na funduszach emerytalnych przez tę dekadę zarobiły międzynarodowe fundusze inwestycyjne, zarządy i kadra towarzystw (po 40-60 tys. zł miesięcznie, bez premii), rady nadzorcze, w których zasiada wielu profesorów szczególnie gorliwie broniących interesów funduszy, i media ogłaszające te mądrości w kłamliwych filmikach i ogłoszeniach. Trzeba to wreszcie przerwać. Trzeba odciąć OFE od tych, tak lekko przekazywanych, gigantycznych pieniędzy. Specjaliści od zaciskania cudzego pasa opowiadają nam bajki o dobrodziejstwach, jakie daje niewidzialna ręka rynku. W przypadku OFE ta niewidzialna ręka przekształciła się w wielką łapę grabiącą do siebie. Konflikt rządu z OFE to bardzo ważna wojna o miejsce państwa w systemie ubezpieczeń społecznych. Kto ma tu ważniejszą rolę do odegrania? Czy więcej ma być państwa, czy więcej prywatnych instytucji finansowych? Kto z punktu widzenia emerytów jest dla nich bezpieczniejszy? Kto daje większą gwarancję, że za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat wypłaci świadczenia? Po doświadczeniach z ostatniego kryzysu wiemy już, że gdy zdarza się katastrofa, prywatne banki, instytucje finansowe i firmy produkcyjne idą po pomoc (i ogromne pieniądze) nie do swoich, czyli prywatnych, ale do państwa. I państwo daje. Tak było w matecznikach liberalizmu gospodarczego, w USA, Wielkiej Brytanii i Niemczech. Państwo daje, czyli my dajemy. Za 10, 20, 30 lat po obecnych zarządach OFE nie będzie śladu. Ktoś nowy przekaże komunikat o bankructwie. Łatwo przyszło, to i łatwo poszło. I co wtedy? Nawet nie będzie miał kto przeprosić oszukanych emerytów. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Tagi:
Jerzy Domański









