Jeśli będziecie nas niszczyć, niszczyć, niszczyć

Jeśli będziecie nas niszczyć, niszczyć, niszczyć

Na skrzyżowaniach stoją policjanci, należycie zaniepokojeni, w stanie czuwania, jak komputery, które może pobudzić każdy ruch (puknięcie w klawiaturę albo poruszenie myszki). Jest ciepło, niektórzy zdejmują kaski i trzymają je przy biodrach jak dziwne, ciemne głowy. Na dachach samochodów, w słoikach, kręci się niebieskie światło policyjnych kogutów. Wiadomo, że coś będzie tędy jechało albo szło. Na razie na horyzoncie pojawia się ciągnący powoli szpaler niebieskich ciężarówek na światłach. Turyści albo „zwykli przechodnie” przystają zahipnotyzowani. Nie wiedzą, co nadejdzie, ale czekają. Tłum może cię ze sobą wziąć, jeśli się zagapisz, jeśli pozwolisz się przyciągnąć. Teraz od ścian budynków odbija się dudnienie, ulica staje się tubą, rytmiczny dźwięk dociera do ludzi. „Przypadkowi przechodnie” czują się jak dzieci, dla których coś przygotowano. Jest dokładnie tak, jakby ojciec poszedł już do góry, zaraz zejdzie z tym czymś, matka zawiązała ci oczy szalikiem i czekasz w ciemności. Fajnie i niefajnie. Ojciec w końcu schodzi jak ten Mikołaj, znikąd, z brodą przyklejoną krzywo. Ale ma dla ciebie coś w worku (może to będzie ta upragniona nakręcana baletnica bez głowy i majtek?). Tym razem towarzyszy mu potężny, podziemny, basowy bit. Wszystkim lekko drżą ręce, drży beton i asfalt transmituje uderzenia, fala za falą. Ludzie mogą do siebie mówić, ale słychać już tylko ten dziki bęben miasta. Paradę otwiera monster truck, dominująca dźwiękowa ciężarówka misiek, ze srebrnymi szybami i folią ochronną (na wypadek deszczu, nagłego ataku bojówek PiS?). Za nią ludzie w kolorowych rojach skaczą i tańczą, wymachują chustami, bluzami – tłum jest ukropem, chmurą marihuany (leczniczej) i potu. Pojedyncze grupki „zwykłych przechodniów” przyłączają się do parady, zdejmują najpierw kurtki, potem koszule. Błyskawicznie się dostrajają, łącząc się z tłumem w jeden paradny przekaz. Ale chwileczkę, dlaczego tu nie ma haseł? Nikt niczego nie upamiętnia? Ci ludzie nie chcą niczego, przeciwko niczemu nie protestują? Przecież niedługo wybory w Niemczech. Z ogromnych plakatów kandydaci popatrują na tłum z drugiego wymiaru. Fakt, na zdjęciach są nieco płascy, milczący, wyraźnie brakuje im bitu. Parada ich chyba nie widzi. No to po co idzie? Że proekologiczna, równościowa to ekipa – wiadomo od razu, choć nie ma na to werbalnych dowodów. Nikt nie podsuwa nikomu karteczki do podpisu, nie zbiera pieniędzy. Bez słów idą razem chłopaki i dziewczyny, i chłopako-dziewczyny, dziewczyno-chłopaki, ludzie dzieci i dzieci psy, i ludzie na wózkach, i wózki na ludziach, i dziewczyny za rękę, i stare baby, i stare chłopy, i pół kobiety, pół laptopy – w rytmie techno przez ulice miasta. Boso i na szpilkach, w klapkach i trampkach. Kolejne ciężarówki z techno-megafonami, uderzenia tłumu, całe roje, podgrupy. Ciągnęli kilometrami przez miasto jako ad hoc zmontowana spontaniczna rodzina muzyczna. Pewnie po prostu po to, żeby się policzyć, zobaczyć. Ale ten marsz nie ma wspólnego programu. Brakuje mu pewności, żeby coś mówić w imieniu tłumu. Brakuje megalomanii przysługującej manifestom. Mało mu trzeba. Wspólny dzień, setki samochodów, które zmienią kurs, policjanci, którzy pilnują śmiechu i tańca, w razie gdyby tłum się wyrodził w ponury twór pełen tajemnych narzędzi. Ale on jest całkowicie niewinny, a jednocześnie solidny: wie, po co nie idzie, i chyba wie, co by mówił, gdyby nie był niemy. Jest to dorosły tłum, który się wyrywa do głosu. Każe na siebie patrzeć, głośny jak ryk stadionu, elektryczny, rozlany. Hej, panowie, może go lepiej traktować poważnie? Spróbujcie zrozumieć, w co może się zmienić ta siła, jeśli będziecie nas niszczyć, niszczyć, niszczyć. Zamienimy się w akcję, zamienimy się w marsz z hasłem, zamienimy się w sztandar, w ogień. Na razie tylko tańczymy, ale popatrzcie na nas. Na nasze pięści, na nasze nogi, na nasze zęby. Zobaczcie nas, policzcie. Nagrajcie nas na swoje przemysłowe kamery. Na razie do was machamy. Lepiej nam odmachajcie. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety