Jeśli czuć garami, uciekam

Jeśli czuć garami, uciekam

Nie lękajcie się, restauratorzy nie trują! Maciej Nowak – krytyk kulinarny Jakimi zasadami należy się kierować przy wyborze restauracji? – Jeśli ktoś nie ma dużego doświadczenia w odwiedzaniu lokali gastronomicznych, powinien wyrzec się stereotypów i lęku. Warto znaleźć sobie cicerone, powiedzmy recenzenta kulinarnego albo dobrego blogera, np. rondlarki – czyli różne złośliwe i bardzo bezwzględne autorki blogów kulinarnych. Niech uwierzy portalowi Gastronauci itp. Kiedy ja szukam restauracji, zawsze zwracam uwagę na szyld. Jeżeli jest niebanalny, bezpretensjonalny, to już sygnał, by wejść. Jeśli w środku ładnie pachnie, to dodatkowa zachęta, ale jeśli czuć garami, uciekam, bo nie chcę potem oddawać przesiąkniętych kuchennym smrodem ciuchów do prania. Gdy już usiądę, przyglądam się wnętrzu. Uspokaja mnie gustowna aranżacja, bezpretensjonalność. Kolejny krok to spojrzenie w kartę dań. Menu nie powinno być zbyt długie. Jeśli szef kuchni oferuje kilkadziesiąt potraw, pewnie wiele z nich zalega w lodówce i czeka na frajera. Najbezpieczniejsza jest krótka karta, nawet taka wypisywana kredą na tablicy. Wtedy dania są przygotowywane na poszczególne dni z produktów sezonowych, przywożonych z bazarku. Do takich lokali mam zaufanie. Oczywiście zawsze podejmuje się jakieś ryzyko, ale w większości przypadków intuicja mnie nie zawodzi i mogę liczyć na przygodę kulinarną. Tak jest niezależnie od tego, do jakiej knajpki trafiamy, czy wietnamskiej, czy serwującej tzw. chłopskie jadło? – To zależy od upodobań konsumenta, który sam powinien wiedzieć, co lubi, czy kuchnię orientalną, czy krajów europejskich, np. włoską. Dzięki królowej Bonie mamy naturalizowaną przez Polaków kuchnię z Italii, czego nie doświadczyli nasi sąsiedzi. Używamy dużo warzyw, bo dodajemy włoszczyznę, stały element naszego repertuaru kulinarnego. Zresztą wyraziste podziały etniczne dziś są niemodne, większą popularność zdobywa kuchnia autorska, w której przygotowujący dania wyrażają stosunek do świata emocjonalności, wykładają własne poglądy na temat żywienia. PATRIOTYZM WYSKAKUJE Z RONDLA I korzystają z wzorów zagranicznych? – Niekoniecznie. Raczej następuje renesans kuchni rodzimej. Oczywiście Polak zwykle jest niezadowolony z tego, co ma, narzeka, że nasza kuchnia jest zbyt tłusta, nudna, zła. Tymczasem mamy coraz więcej świadectw cudzoziemców odkrywających uroki i bogactwo naszego gotowania. Naszym atutem są najlepsze produkty. Polskie rolnictwo jest „najczystsze” i dostarcza produktów najwyższej jakości, bardzo różnorodnych. Nasze jabłka są znakomite, ziemniaki też. Mamy rewelacyjny nabiał – dzięki Gienowi Mientkiewiczowi, guru od serów, powróciła tradycja serów zagrodowych. We Francji tradycyjne serowarstwo zrekonstruowano w latach 70., ale dziś polskie produkty z tej kategorii dorównują włoskim czy francuskim. Mamy świetne mleko i jego przetwory. Nasz Bałtyk jest ubogi w ryby, ale ryby słodkowodne, zarówno z akwenów dzikich, jak i hodowlane, są naszą kolejną specjalizacją. We francuskich restauracjach słychać nawet echo tej sławy, bo rybę białą a la polonaise gotuje się i posypuje poszatkowanym jajkiem na twardo oraz okrasza odrobiną masła. Francuzi widzą w polskiej kuchni cenne elementy? – Także nasi kucharze, którzy nierzadko mają doświadczenia pracy za granicą, odnajdują wartości chociażby w starych polskich warzywach. Co znaczy „starych”? – Takich, które dawno wyszły z użycia, jak topinambur, czyli słonecznik bulwiasty, przydrożny chwast, który był poprzednikiem ziemniaka, ale go przewyższa, bo można go i gotować, i jeść na surowo, nawet przemarznięty nie traci walorów. Wraca wężymord (skorzonera), zimowe warzywo korzenne. Przypomnieliśmy sobie o pasternaku, podobnym do pietruszki, a dotąd znanym tylko z powiedzonka „figa z makiem z pasternakiem”. Na warzywach nasze bogactwa się nie kończą? – Jeszcze są liczne płody lasu. Mamy dziczyznę, poza tym mało który naród jest tak grzybiarski. W Wielkiej Brytanii zbieranie grzybów jest w ogóle zabronione, a gdzie indziej niepopularne, bo ludzie boją się zatruć. Krytykuje się czasem Lasy Państwowe, że to państwo w państwie, ale duża część kraju wyłączona spod powszechnej jurysdykcji okazuje się pożytecznym systemem ekologicznym przynoszącym wiele produktów. Czas, by Polacy uwierzyli, że mamy do zaoferowania znacznie więcej niż polska pizza osiedlowa czy spaghetti, by przywrócili godność naszym potrawom. Polska ziemia daje dobra mogące być podstawą wyjątkowych dań. Wspomnę jeszcze polskie oleje, w tym rzepakowy, który nadaje się do spożywania na zimno i do smażenia,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2015, 2015

Kategorie: Obserwacje