To ogromna strata, że odwróciliśmy się od sąsiadów, zwłaszcza wschodnich Paulina Wilk – autorka „Lalek w ogniu”, reportażu o Indiach nominowanego w 2012 r. do nagrody Nike, a także serii książeczek dla dzieci o misiu Kazimierzu i wydanych niedawno wspomnień z dzieciństwa w PRL „Znaki szczególne” (Wydawnictwo Literackie). Opłacało nam się czekać w PRL na wejście do bogatego Zachodu? Co się zmieniło wokół nas i w nas, kiedy formalnie staliśmy się częścią kapitalistycznej Europy? Pani dzieciństwo przypadło na schyłek socjalizmu, a wczesna młodość na początek transformacji ustrojowej. Jak pani to widzi? – Przede wszystkim była to odpowiedź na pragnienie życia w świecie, w którym panuje jeśli nie dobrobyt, to dostatek. Polacy mieli prawdziwą potrzebę ruchu na Zachód. Nie dziwię się tamtej fascynacji. Sama jej uległam jako dziecko i bardzo młoda osoba. Co nam to dało? Przynajmniej części Polaków możliwość bogacenia się, po 1989 r. wielu z nas żyło się lepiej. Zyskaliśmy też możność podróżowania, swobodnego poruszania się po świecie, który oferował dużo możliwości rozwoju i realizowania indywidualnych potrzeb. Z czasem pełniej i bardziej świadomie utożsamialiśmy się z kulturą europejską, przestaliśmy żyć w korytarzu między Zachodem a Wschodem. Ale przytrafiło nam się coś jeszcze – spóźniliśmy się. Do kapitalizmu i do Europy jako zbioru wartości. Bo ten kapitalizm, którego zaczęliśmy doświadczać, to stadium kapitalizmu zredukowanego do idei rozwoju, wzrostu i bogacenia się. Z tego, co mi wiadomo, a czego nie doświadczyłam, kapitalizm był dawniej systemem niosącym pulę wartości społecznych. Jakieś elementy opieki, a w każdym razie inne cele niż te, które utożsamiamy dziś z chciwością i szybkim rozwojem w imię nie wiadomo czego. Załapaliśmy się na kapitalizm zubożony? – Tak, zubożony w sferze idei i na Europę w kryzysie. Nie mam na myśli kryzysu ekonomicznego, który prawdopodobnie rozszerzenie Unii o kraje wschodnie, w tym Polskę, akurat opóźnił – bo pojawiły się nowe rynki zbytu. Chodzi mi o kryzys tożsamości Europy, która oderwała się od duchowego fundamentu. W tej chwili jest to jedyny kontynent, gdzie duchowość, religia przestały mieć znaczenie dla codziennego życia ludzi. Europa nie potrafi dziś zdefiniować swojej tożsamości. Z jednej strony, następuje wytracanie tutejszych kultur i tradycji, osłabianie związków społecznych – jak sądzę, w związku z postępującą komercjalizacją życia, konsumpcjonizmem. A z drugiej, coraz więcej mamy gości, przybyszów, którzy przyjeżdżają ze swoimi walizkami kulturowymi. Często bardzo dobrze wyposażonymi i wypielęgnowanymi. No i rodzi się poważne pytanie: kim jesteśmy jako Europejczycy? Czyli część polskich marzeń związanych z Zachodem zrealizowała się, lecz dostaliśmy się do zjednoczonej Europy już po jej złotym okresie. Zachód chłoniemy, Wschód odrzucamy Powiedziała pani, że zaczęliśmy uczestniczyć w kulturze Zachodu, ale co to właściwie znaczy? Zawsze stanowiliśmy jej część. – Oczywiście, ale chodzi mi o nasze poczucie, że nas od tej kultury oddzielono, uniemożliwiono przepływ kontaktów. Trudno było czuć się obecnym w Europie, kiedy nie miało się takiej swobody ruchu, zachowań, jaką mieli mieszkańcy Zachodu. Dla mnie dziś uczestnictwo w kulturze Europy sprowadza się do czerpania na bieżąco z twórczości artystów pochodzących z różnych krajów. W dniu premiery kupuję nowe płyty międzynarodowych artystów, filmy oglądam w tym samym czasie co moi zagraniczni znajomi, czytam w oryginale najnowsze powieści. Znam dwa języki i to pozwala mi utrzymywać bezpośredni kontakt z angielskim czy francuskim spojrzeniem na świat. Te bezpośrednie związki z innymi krajami pozwoliły mi wytracić poczucie, że polska kultura odbiega w negatywny sposób od pozostałych. Dzięki podróżom, poznawaniu świata udało się spowodować, że poziom kulturalnego płynu w naczyniach połączonych polskich i zagranicznych się wyrównał. Ale mówiąc o kulturze europejskiej, o Europie, mówimy o tzw. starych członkach Unii. Potykamy się o wspomniany przez panią problem tożsamości, o to, kto jest Europejczykiem. – Rewelacyjnie ten problem przedstawiła Maria Todorova w „Bałkanach wyobrażonych”, opisując przedziwną tendencję „starej” Europy, która spycha wszystko, czego nie chce, na wschód. No i czy Bałkany są zatem częścią Europy? Litwini, Łotysze, Słowacy mają ten sam problem z jednoznacznym określeniem swojej tożsamości. A my, kiedy otworzyliśmy się na Zachód, zatrzasnęliśmy drzwi na Wschód. Teraz niewiele wiemy, co się dzieje w kulturze rosyjskiej, bałkańskiej, w Rumunii,
Tagi:
Małgorzata Kąkiel