Być Ślązakiem i pochodzić stąd to rodzaj dumy. Nie każdy region może się chwalić czymś takim Największa niespodzianka tegorocznego OFF Festivalu to wspólny występ alternatywnego zespołu Mitch & Mitch i Zbigniewa Wodeckiego. Skąd ten pomysł? – Pomysł narodził się cztery lata temu. Rozmawialiśmy z Maciem Morettim, członkiem formacji Mitch & Mitch, multiinstrumentalistą i grafikiem, o jego fascynacjach muzycznych. Okazało się, że ceni album Zbigniewa Wodeckiego z 1976 r. Początkowo pomyślałem, że to żart. Ale Mitch & Mitch kilka lat temu na koncercie w studiu im. Agnieszki Osieckiej w Trójce wykonali ze Zbigniewem Wodeckim cztery piosenki z jego debiutanckiego albumu. Pomyślałem, że mogliby razem wystąpić na OFF i zagrać całość. Od tamtego czasu trwają rozmowy. O ile z Mitchami nigdy nie było problemu, zawsze działo się coś po stronie Zbigniewa Wodeckiego, który w tym czasie był na wakacjach albo w trasie koncertowej, i nie udawało się zgrać terminów. To przecież nie tylko kwestia koncertu, lecz także przygotowań. Na scenie wystąpią chór i orkiestra, więcej nie zdradzę. Jak propozycję przyjął Zbigniew Wodecki? – Bardzo pozytywnie. Co prawda, to człowiek kojarzony z innym rodzajem muzyki, dziś postać z zupełnie innej bajki. Wszyscy znają jego „Chałupy” czy przebój z dobranocki „Pszczółka Maja” lub kojarzą go jako jurora „Tańca z gwiazdami”. Mało kto pamięta, że na jego debiutanckiej płycie z 1976 r. znajdziemy mocne wpływy Burta Bacharacha, jednego z największych kompozytorów pop ostatnich 50 lat. Dla kogo robisz OFF Festival? – Dla ludzi podobnych do mnie. Nidy nie miałem dalekosiężnego planu na ten festiwal. Wierzyłem w to, że jest wiele osób takich jak ja, które interesują się muzyką, ale nie mają gdzie jej słuchać. Przez wiele lat mieliśmy utrudniony dostęp do muzyki: szukaliśmy jej na Zachodzie, na giełdach płytowych czy u znajomych. Poszukiwanie muzyki, moment jej odkrycia, a później dzielenie się nią z kumplami było dla mnie bardzo ważnym przeżyciem. Praktykowałem to przez całe życie, w różnych formach: zaczynając od skali mikro, aż skończyłem na skali makro – OFF Festivalu. Kiedy w 2006 r. po raz pierwszy – jeszcze w Mysłowicach – zorganizowałeś OFF, nie było wielu takich festiwali w Polsce. – Był Open’er, który jako duży festiwal nie do końca szedł w kierunku alternatywnym. Był Jarocin, który próbował odnaleźć się w nowych czasach. Nie było zbyt wielkiego wyboru. Do końca nie wiedzieliśmy, czym są takie festiwale. Po raz pierwszy byłem na festiwalu, gdy zacząłem jeździć z Myslovitz i stałem się ich uczestnikiem. Miałem okazję zobaczyć szkocki T in the Park, irlandzki Oxegen czy szwajcarskie Montreux, Gurten, Paléo Festival i wiele innych imprez. Poznałem atmosferę i pomyślałem, że to może pogodzić moje potrzeby prezentowania muzyki innym i jednocześnie wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom ludzi, którzy właśnie tego szukają. I robię to do dziś. W jaki sposób wybierasz zespoły, które mają zagrać w Katowicach? – Jeżdżę trochę po innych festiwalach i podglądam, ale moja wiedza jest również oparta na tym, co przeczytam i zobaczę w internecie. W zasadzie praca dyrektora artystycznego festiwalu to są godziny spędzone przy komputerze, ciągłe słuchanie, oglądanie, sprawdzanie linków podesłanych przez znajomych, przysłuchiwanie się rozmowom ludzi podobnych do mnie. Czy polski widz festiwalu muzycznego różni się od tego na Zachodzie? – Polska w ostatnich kilku latach przeżyła bardzo dynamiczny rozwój, zmieniła się więc też publiczność festiwali. Rozwijają się nowe technologie i dostęp do muzyki. Dziś na nic nie trzeba czekać, klikasz i masz, co chcesz. To rodzi pewien problem – ludzie potrzebują kierunkowskazów. Sam to czuję, chociaż mam mocno określony gust muzyczny i muzyką zajmuję się na co dzień. Obecnie ilość muzyki oraz informacji związanych z muzyką – pewnie z każdą inną dziedziną również – jest tak duża, że trudno się w tym odnaleźć. Co chwilę coś cię przyciąga. My naprawdę zdrowo i naturalnie rozwijamy się muzycznie od połowy lat 90. To dosyć krótko, bo inne rynki rozwijają się od czasów powojennych. Ma to wpływ na nasze zachowania i gusta. Co widać po naszej publiczności, która szybko się nudzi, szybko odrzuca to, co dzisiaj jest modne, bo za kilka miesięcy modne będzie coś innego. Więcej