Już nie pobór, ale kwalifikacja

Już nie pobór, ale kwalifikacja

05.04.2022 Olsztyn w Starostwie Powiatowym odbywa sie obowiazkowa kwalifikacja wojskowa kandydaci staja przed komisja fot Hubert Hardy/REPORTER

Emocje nie te, jednak wciąż trochę strach stawać przed komisją wojskową. Bo a nuż wezmą na ćwiczenia Jako urodzony w „środkowym Gierku” wezwanie z wojskowej komendy uzupełnień odebrałem w połowie lat 90. Armia była w trakcie „humanizacji”, budżet państwa zaś w marnym stanie, wymuszającym cięcia wydatków. Zimna wojna przebrzmiała, wojsko w dotychczasowym kształcie powszechnie uchodziło za zbędne. Kasowano jednostki i sprzęt, służbę zasadniczą skrócono z 24 do 18, a następnie do 12 miesięcy (później nawet do dziewięciu, ale to już w innej epoce). Mimo to wśród młodych mężczyzn o „zetce” nadal mówiło się jako o przerwie w życiorysie, armię określając mianem „syfu”. „Naprawdę chcesz iść do syfu?!”, pytali mnie zdumieni koledzy. Chciałem. Planowałem odbyć służbę zasadniczą, a potem – jak to się wówczas mówiło – „na stałe zaczepić się w wojsku”. Życie chciało inaczej, ale wtedy – wiosną 1995 r. – należałem do mniejszości w gronie poborowych – tych, którzy „nie kombinowali”. Niepożądany ślad w papierach Kombinowano na różne sposoby, najmniej wyrafinowanym, ale i najpewniejszym, była łapówka. W „moich czasach” przede wszystkim pieniężna – wraz z kresem socjalistycznej „gospodarki niedoboru” wziątki typu świńska półtusza straciły rację bytu. A i apetyty się zaostrzyły. Do przekupywania członków komisji dochodziło z rzadka, zwykle mechanizm korupcyjny wprawiany był w ruch na etapie gromadzenia „mocnych papierów”. Najlepiej, i najczęściej, medycznych. Nie mieliśmy internetu, ale adresy zaprzyjaźnionych lekarzy zdobywało się bez trudu. Gwoli uczciwości należy wspomnieć o nielicznych medykach, którzy wystawiali zaświadczenia za darmo, traktując tę działalność jako rodzaj obywatelskiej powinności. W cenie były świadectwa leczenia chorób serca, nerek, kręgosłupa, potwierdzające wady wzroku i słuchu, im gorsze, tym lepiej. Dobrze było mieć kwity na schorzenia neurologiczne (np. padaczkę), najlepiej – z uwagi na kłopotliwą weryfikację – tzw. żółte papiery. Choroby psychiczne wybornie sprawdzały się w kasowaniu z listy poborowych. Tak radykalna metoda nie tylko wymagała dysponowania odpowiednimi funduszami, ale również pozostawiała ślad w papierach. Urzędowo potwierdzone choroba czy uzależnienie (niemało poborowych udawało narkomanów lub alkoholików) mogły w przyszłości odbić się czkawką, np. podczas starań o pracę. Stąd inne sposoby, niekiedy desperackie, jak próby samookaleczeń. Złamana ręka lub noga w końcu się zrastały, więc dawały jedynie czasowe odroczenie. Taki sam charakter miał wybieg ze zdobywaniem wykształcenia. Kontynuacja nauki – w szkole pomaturalnej lub na studiach – to od dwóch do sześciu lat zwolnienia (więcej w przypadku „wiecznych studentów”). W PRL absolwenci uczelni zwykle i tak byli brani w kamasze – choć na krócej. W III RP ścieżka edukacyjna z roku na rok dawała coraz większe gwarancje przeniesienia do rezerwy bez odbycia służby, by na początku nowego wieku stać się niezawodnym rozwiązaniem. W efekcie w ostatnich latach „zetki” do „woja” trafiały dwa rodzaje rekrutów. Fascynaci, z których część traktowała służbę jako bramę do zawodowstwa, oraz ci, którzy z braku życiowej zaradności nie potrafili się wykpić. Problemy szkoleniowe i wychowawcze, jakie ów stan rzeczy generował, zasługują na odrębny artykuł. Szeroki oddźwięk w internecie A jak jest dziś? Powszechnego poboru nie ma – zawieszono go w 2008 r. Od zeszłego roku nie ma również wojskowych komend uzupełnień – zastąpiły je centra rekrutacyjne. Wprowadzona w marcu 2022 r. Ustawa o obronie Ojczyzny wyróżnia kilka rodzajów służby ochotniczej – w tym dobrowolną (i odpłatną), 12-miesięczną „zetkę”. Wojsko jest zatem dla chętnych – zainteresowanych służbą na stałe bądź na jakiś czas – ale to nie znaczy, że armia rezygnuje z budowania rezerw. Byli zawodowcy i ochotnicy to za mało, żeby myśleć o odpowiednio licznym rozwinięciu mobilizacyjnym sił zbrojnych na czas wojny lub kryzysu. Stąd konieczność ewidencjonowania zasobów ludzkich, zebrania informacji o stanie zdrowia obywateli pod kątem ich przydatności w armii. Służy temu rokroczna kwalifikacja wojskowa, która tym się różni od poboru, że nie skutkuje obowiązkowym wcieleniem. Objęci nią mężczyźni i wybrane grupy kobiet otrzymują cztery różne kategorie zdrowia (A, B, D, E – gradacja następuje w porządku alfabetycznym, od zdolnych po trwale niezdolnych). Kwalifikowani nadający się do służby, bezwzględnie bądź w określonych warunkach, z nadanym stopniem szeregowego trafiają do tzw. rezerwy pasywnej. Nie otrzymują książeczek wojskowych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2023, 2023

Kategorie: Kraj