Kanadyjski eksperyment

Kanadyjski eksperyment

Różnorodność jest naszą siłą – to hasło realizowane na co dzień w Kanadzie Korespondencja z Kanady Od prawie 30 lat mieszkam w innym kraju niż ten, w którym się urodziłam. Kanadę sobie wybrałam. Może z racji wykonywanego zawodu dziennikarza jest to mieszkanie świadome. Co to znaczy? Że na co dzień analizuję, jak działa kanadyjskie społeczeństwo, jak wyglądają w nim ludzkie relacje. Mimo tylu lat ten kraj niezmiennie mnie zadziwia i fascynuje. Wielobarwna mozaika Kanada to kraj „na północ od Stanów”. Dla większości Europejczyków oba te państwa są prawie tym samym, a tymczasem, choć oba zbudowane zostały przez imigrantów, mają zupełnie różny etos kulturowy. Kiedy w USA imigranci mieli się asymilować w tzw. tyglu (melting pot), rząd premiera Pierre’a Elliotta Trudeau (ojca aktualnego premiera Justina) już prawie pół wieku temu, w 1971 r., podjął decyzję, że Kanada stworzy inny model niż jej Wielki Brat – przyjmie politykę multikulturalizmu. To jedyny kraj, któremu udał się ten eksperyment. Europejskie konotacje multi-kulti są negatywne. To zrozumiałe, bo europejska praktyka ma niewiele wspólnego z porządkiem społecznym (i prawnym), który z powodzeniem działa w Kanadzie. Na czym polega kanadyjski multikulturalizm? W uproszczeniu: nie ma dominującej kultury, tzw. mainstreamu, do której nowo przybyli muszą się dostosowywać za cenę rezygnacji ze swojej kultury, wyznania czy obyczajowości. Kultura kanadyjska to mozaika złożona z tego, co każdy z nas, imigrantów, przywiózł ze sobą. Państwo zachęca nas (także finansowo) do utrzymywania naszych kultur, hołdując przekonaniu, które znalazło się u podstaw całej idei w latach 70., że szacunek, z jakim kraj podchodzi do każdej grupy etnicznej, każdej kultury i religii, spowoduje, że obywatele także będą otwarci na odmienne od swoich wierzenia, obyczaje i kultury. Stąd motto: Diversity is our strength (Różnorodność jest naszą siłą), realizowane na co dzień w kanadyjskim życiu. Utopia? Nie. To działa! Każdego, kto przyjeżdża do Kanady, uderza różnorodność ludzi – kolorów skóry, ubiorów, języków. Wszak kanadyjskie społeczeństwo składa się z ponad 250 grup etnicznych. W ostatnim spisie powszechnym 40% ludności podało więcej niż jedno pochodzenie etniczne. To wielobarwna mozaika. Widać ją wszędzie – w szkołach, w urzędach, w sklepach, na ulicy. Nie tylko zresztą za ladami sklepów czy na zmywaku. Także w kancelariach adwokackich, salach konferencyjnych wielkich firm, w parlamencie federalnym i na niższych szczeblach władzy, w pokojach nauczycielskich, w policji. Numer 911 (policja, straż pożarna i pogotowie) działa w ponad 170 językach. Dzwonisz, mówisz w jednym z tych języków i zaraz zgłasza się ktoś, aby pomóc. To bardzo ważne dla chińskich (lub polskich) mam czy babć, sprowadzonych tu w ramach łączenia rodzin, bo państwo uważa, że rodziny powinny być razem. Oczywiście małe miejscowości nie są aż tak barwne, ale i tam działają chińskie restauracje czy arabskie stacje benzynowe. Lokalne społeczności otwierają się na przybyszów, np. syryjskich uchodźców czy niegdyś wietnamskich boat people, często wspólnie składając się na to, aby ich sprowadzić i ustawić na początek. Prawo wymaga od wszystkich szacunku wobec innych. I wpajany jest on w szkołach, na co dzień praktykowany w miejscach pracy, w przestrzeni publicznej. Nie ma zgody na pełne rasizmu i nienawiści religijnej artykuły w prasie czy wystąpienia w mediach. Za wyciągnięte nawet z przeszłości wypowiedzi w tym duchu partie rezygnują z kandydatów, wydalają ich ze swoich szeregów. Czy to prawica, czy lewica, tego się po prostu nie akceptuje. Nie zło konieczne, ale bogactwo Kanada przyjmie w tym roku ok. 330 tys. imigrantów. Są niezbędni, aby ten ogromny kraj funkcjonował. Nie są złem koniecznym, ale bogactwem. Na imigrantów z jakiejkolwiek kategorii (a jest ich kilka, m.in. humanitarna, łączenie rodzin) czeka rozbudowany i efektywnie działający system wsparcia – bezpłatne kursy językowe, pomoc w poszukiwaniu pracy, służby socjalne, szkolenia zawodowe. W agencjach pomocy dla imigrantów pracują często sami imigranci, którzy dobrze pamiętają swoje początki i to, jak ważna była wtedy wyciągnięta na czas ręka. Nie jesteś sam, kiedy tu przyjeżdżasz i dostajesz stały pobyt, tzw. papiery. Wszystkim zależy na tym, aby ci się powiodło, bo wtedy będziesz lepszym obywatelem i dla nikogo nie będziesz ciężarem. Proste. Ale przecież obyczajowość przyjezdnych nie zawsze daje się w pełni zaakceptować. Co się dzieje,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 47/2019

Kategorie: Świat