Katolik w Białym Domu

Katolik w Białym Domu

U.S. Democratic presidential candidate and former Vice President Joe Biden wears a protective face mask as he speaks during a visit to the Bethel AME Church in Wilmington, Delaware, U.S. June 1, 2020.,Image: 525005277, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: JIM BOURG / Reuters / Forum

Joe Biden nie wyciągnie amerykańskiego Kościoła z zapaści Korespondencja z USA Joe Biden będzie dopiero drugim, po Johnie F. Kennedym, katolickim prezydentem USA. Czy dla tonącego amerykańskiego Kościoła to szansa na ratunek? Czy amerykańscy katolicy świętują wybór „swojego” prezydenta, jak robili to przed dokładnie 60 laty? Chciałoby się przytaknąć, niestety, fakty nie upoważniają do kreślenia zbyt optymistycznych scenariuszy. W zeszłorocznej pasterce w zabytkowym kościele pw. św. Agnieszki (St. Agnes) w centrum San Francisco uczestniczyło kilkaset osób. Wszyscy oczywiście zdalnie. Parafia św. Agnieszki jest jedną z najstarszych w Ameryce, w 1893 r. założyli ją irlandzcy jezuici. Od początku zajmowała jednoznaczne stanowisko w kwestii praw i bezpieczeństwa imigrantów oraz społecznej i rasowej równości. W 2017 r. była pierwszym katolickim kościołem w USA, który zadeklarował się jako sanktuarium, czyli miejsce, gdzie nielegalni imigranci mogą znaleźć bezpieczne schronienie, a władze deportacyjne nie mają prawa ich stamtąd ruszyć. Motywem przewodnim homilii wygłoszonej podczas pasterki przez proboszcza George’a Williamsa była refleksja nad mijającym rokiem w kontekście śmierci i cierpienia związanych z pandemią, ale i przeświadczenie, że z całą pewnością „nadciąga nowe, lepsze”. – Jako kraj doświadczamy właśnie bólów porodowych: rodzi się świadomość sprawiedliwości rasowej, widać koniec procederu przetrzymywania dzieci w klatkach. Do tego mamy szczepionkę i mamy nowego prezydenta. To są światełka nadziei, które będą nas prowadzić w nowym roku – powiedział o. Williams. Katolicy wybierali Trumpa W wielu innych kościołach przesłanie było jednak zgoła inne. Wybór Bidena na prezydenta – powód do rozpaczy, a fakt, że na dokładkę człowiek taki jak on śmie się nazywać katolikiem i do tego publicznie mówić o swojej wierze i pokazywać się w kościele – bezsprzecznie znak nadciągającej apokalipsy. Katolików odcinających się od Bidena jest niemało, wystarczy popatrzeć na wyniki wyborów. Więcej katolików oddało swój głos na Trumpa (50%), a wynik uzyskany przez Bidena (49%) był w tym przedziale wyznaniowym tylko o cztery punkty procentowe lepszy niż uzyskany w 2016 r. przez protestantkę i członkinię Kościoła metodystycznego Hillary Clinton. Wśród białych katolików, często potomków imigrantów z najbardziej katolickich państw europejskich, wynik Bidena był jeszcze gorszy: za Trumpem opowiedziało się 57% tego elektoratu, za Bidenem – 42%. Czym Biden, Irlandczyk z pochodzenia, naraził się współwyznawcom? Po pierwsze, tym, że jest demokratą i reprezentuje partię, która z biegiem lat coraz bardziej postrzegana jest jako platforma postaw i poglądów nie do przyjęcia przez osoby wierzące, zwłaszcza wierzące w sposób tradycyjny, zarówno przez ewangelików, jak i katolików oraz żydów. Nie pomógł nawet fakt, że Biden z rozmysłem i bardzo sprawnie zbudował swoją kampanię, odwołując się do silnie religijnego przesłania o równości, do potrzeby łączenia sił w obliczu nieszczęścia i zawsze stawiania na pierwszym miejscu ludzkiego zdrowia oraz życia, czego Ameryce tragicznie zabrakło w dobie pandemii zawiadywanej przez całkowicie wyzutych z empatii Trumpa i S-kę. Po drugie, choć może to się wydać nieco uproszczone, Amerykanie do dzisiaj odnoszą się do katolików z pewną nieufnością, to spadek po historycznie niełatwych, a momentami jawnie wrogich relacjach z Watykanem pierwszych protestanckich osadników po tej stronie świata. Dochodzi również niezbyt chwytający za serce stereotyp katolickiego imigranta, wraz z którym katolicyzm rozlał się po Ameryce i stał się rywalem dla pierwotnie królujących tu wyznań ewangelickich. Włosi i Irlandczycy, w mniejszym stopniu Polacy, przez długi czas mieli opinię pijaków, leni i gangsterów. Przypomnijmy przy okazji, że w przeddzień ogłoszenia swojej kandydatury w wyborach prezydenckich J.F. Kennedy cieszył się wielką popularnością i dużą dozą społecznego zaufania. Mimo to kampania strachu przed Watykanem i zbyt „katolickimi” w stylu rządami (nepotyzm, niesolidność) rozkręcona przeciwko niemu przez oponentów sprawiła, że wygrał prezydenturę najmniejszą po dziś dzień przewagą głosów – zaledwie 117 tys. z 69 mln oddanych. W porównaniu z Kennedym Biden wypadł świetnie. Jego przewaga w głosowaniu powszechnym była najwyższa w historii – przeszło siedmiomilionowa (The Cook Political Report, 2020). Czynnik papieski też zadziałał raczej na jego korzyść. Papież Franciszek cieszy się wśród Amerykanów, zwłaszcza tych młodszych, wielką popularnością. Nie tylko wierzącym podobają się jego „rewolucyjne”, jak na Watykan, poglądy na prawa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2021, 2021

Kategorie: Świat