Każdy reżyser to manipulator – rozmowa z François Ozonem
Krytyka mnie nie boli, chociaż oczywiście wolę być wynoszony pod niebiosa Był pan zawsze wspaniałym portrecistą kobiet. – To prawda, że chętnie filmuję kobiety. Fascynują mnie, uważam, że są dużo bardziej interesujące od mężczyzn – odważne, inteligentne, skłonne do poświęceń. Bohaterami ostatniego filmu, „U niej w domu”, są jednak mężczyźni. Być może to rodzaj naturalnej ewolucji z mojej strony. Kobiety też są w nim obecne. Wszystko zaczyna się przecież od namiętności, którą w młodym chłopaku wzbudza matka kolegi – piękna Esther, zagrana przez Emmanuelle Seigner… – To punkt wyjścia do historii manipulacji i uzależnienia. Ale przyznaję, że postać Esther zafascynowała mnie w równym stopniu co sylwetki męskich protagonistów – ta kobieta, dusząca się w mieszczańskim komforcie, jest jedną wielką tęsknotą. To współczesna Emma Bovary, tylko bardziej konformistyczna. Albo po prostu życiowo rozsądna, jak kto woli. Zawsze fascynowało pana mieszczaństwo, klasa średnia z jej ograniczeniami, hipokryzją i ukrywaną pustką. Również tu ukazuje pan życie prywatne pozornie idealnej rodziny. – Moja fascynacja mieszczaństwem i jego kodami jest typową fascynacją czymś nieznanym – przyglądam się klasie średniej jak egzotycznemu zwierzęciu. Sam pochodzę z rodziny intelektualistów, ale jako dziecko marzyłem, żeby mieszkać w ładnym domu na przedmieściu, właśnie jak bohaterowie „U niej w domu”. Ich sposób życia jednak przypomina bardziej amerykańską klasę średnią – we Francji kobiety najczęściej pracują. STRASZNI MIESZCZANIE, ALE Z GŁĘBIĄ Pana bohaterowie to zawsze postacie złożone, czasami wręcz makiaweliczne. Czy życie rzeczywiście opiera się na wzajemnej manipulacji? – Wystarczy rozejrzeć się wokół. Tak, życie opiera się na manipulacji, tej dobrej i tej złej. Polityka, sztuka, miłość – manipulacja jest obecna wszędzie. My także manipulujemy innymi, zupełnie jak moi bohaterowie. Stąd może bierze się ich wewnętrzne rozdarcie… – To prawda, wszystkie moje postacie szukają swojego miejsca – w relacji z drugim człowiekiem, w życiu, w świecie. Są bardzo wzruszające, każda ma ukrytą, intymną ranę. W „U niej w domu” członkowie mieszczańskiej rodziny początkowo wydają się wręcz karykaturalni, ale kiedy spadają maski, nagle nabierają głębi. Interesują mnie bohaterowie, którzy ewoluują, zmieniają się, a razem z nimi zmienia się nasze spojrzenie. Nigdy ich nie oceniam. Reżyser musi kochać albo przynajmniej lubić swoje postacie, w przeciwnym razie staje się sędzią. Nie interesuje mnie orzekanie, że coś jest złe czy dobre. Po prostu towarzyszę moim bohaterom, przyglądam się, jak odkrywają prawdę o sobie. Pana również uważa się za wielkiego manipulatora – kina. – Często zarzucano mi, że manipuluję widownią – to prawda. Każdy reżyser jest manipulatorem! Robię wszystko, żeby film podobał się i mnie, i widzowi. W karierze każdego artysty zawsze istnieje moment, w którym osiąga on stan osmozy z publicznością. W moim przypadku zaczęło się to wraz z filmem „Pod piaskiem”. Nie wiadomo oczywiście, co będzie dalej, ale specjalnie mnie to nie martwi – bardzo wcześnie zrozumiałem, że nie zawsze musimy się podobać. Dlatego krytyka mnie nie boli, chociaż oczywiście wolę być wynoszony pod niebiosa. Jest pan znany z ekranowego voyeuryzmu, kamera wkracza u pana w najintymniejsze sfery życia bohaterów. – Pod tym względem „U niej w domu” jest moim najbardziej hitchcockowskim filmem, świadomie podkreślającym aspekt obserwacji: zarówno ze strony widza, jak i samych bohaterów. Lubi pan się bawić gatunkami filmowymi, w pana filmografii można znaleźć dramaty, komedie, a nawet film kostiumowy. Tym razem zainteresował się pan dreszczowcem. – Lubię konkretne gatunki, być może dlatego, że lubię bawić się formą, konwencją. Thriller przemawia do każdego widza, nawet jeśli „U niej w domu” nie jest wyłącznie thrillerem – zawiera także elementy komedii, groteski i dramatu psychologicznego. GRA NA CZUŁYCH STRUNACH To jednak przede wszystkim, jak zwykle u pana, analiza ciemnych stron psychiki. Odsyła nas pan regularnie do naszych obsesji i słabości. Czy dobrze pan się czuje w roli demaskatora? – Pragnę wywołać żywą reakcję u widza, dotknąć jego czułych strun. Staram się uzyskać









