Z kieszeni do kieszeni

Kiedy w Polsce panował stan wojenny, mieszkałem z rodziną przez sześć lat w Austrii. Dzięki temu zapoznałem się z prasą wiedeńską. Składały się na nią: „Neue Kronenzeitung” oraz „Kurier”, obie bulwarówki o nakładach przewyższających pół miliona egzemplarzy, które kosztowały podówczas po pięć szylingów. Organem przeznaczonym dla intelektualnych elit była „Die Presse”, wychodząca w nakładzie ponad pięćdziesiąt tysięcy. Płaciło się za nią dziesięć szylingów, co jednak nie pokrywało kosztów własnych, gdyż deficyt tego pisma pokrywało Stowarzyszenie Przemysłowców. W owym czasie dwa dzienniki niemieckie, tzw. Frankfurterka oraz „Süddeutsche Zeitung” miały nakłady rzędu trzystu pięćdziesięciu tysięcy. Istotną rzeczą jest to, że wszystkie wymienione czasopisma finansowane były z kapitałów własnych, natomiast obecnie zupełnie odmienną sytuację ukształtował w Polsce Axel Springer, który wydaje między innymi „Fakt” oraz „Newsweek Polska”. Pisze się dużo u nas o tym, że niemiecki wydawca jakoby nie wpływa zasadniczo na pracę redakcji rzeczonych pism, a więc i na głoszone w nich treści. Natomiast nie dostrzegłem innej, bodaj ważniejszej sprawy, a mianowicie tego, że zyski płynące ze sprzedaży owych czasopism dostają się do kieszeni A. Springera, uchodząc z polskich kieszeni. Powstaje wskutek tego wyraźna asymetria, ponieważ nie jest przecież tak, żeby kapitał niemiecki, inwestowany w polskie publikacje, stanowił coś w rodzaju dobroczynnej bonifikaty. Dziwi mnie to, że jakoś nie zwraca się uwagi na taki stan rzeczy. Zdaje mi się, że w publikacjach krajowych uczestniczą również inne zagraniczne grupy kapitałowe. Przed wojną wychodził w Polsce „Ilustrowany Kurier Codzienny”, jedyny dziennik, który można było nabyć również na szerokim świecie. Pismo to, wraz z jego mutacjami, jak na przykład „Tajny Detektyw”, opierało się na rodzimym kapitale. W zestawieniach powyższych nie rozważałem w ogóle jakości politycznej, reporterskiej czy kulturalnej wspomnianych periodyków. Chodzi mi tylko o to, że sytuacja zawłaszczenia przez niemiecki kapitał poważnej części krajowych czasopism nie podoba mi się, co znajduje wyraz w systematycznej odmowie mojej współpracy z polskojęzycznymi periodykami finansowanymi z zagranicy. 6 października 2004 r.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 42/2004

Kategorie: Felietony