Kłamstwo w demokracji też popłaca

Kłamstwo w demokracji też popłaca

Na skroś mitów naszych Wedle „niepisanej stambulskiej zasady (…), aby kłamstwo mogło być pożyteczne i skuteczne jako narzędzie walki (…), prawdę trzeba skrzętnie ukryć (…). W ten sposób wszystko każdej chwili może być odwołane lub zmienione, także to, co zostało powiedziane, uroczyście przyrzeczone lub podpisane, a nawet zrobione” (Ivo Andrić). Oto dlaczego totalne kłamstwo jest narzędziem polityki w państwach totalitarnych: po prostu popłaca. W państwie demokratycznym z jego wolną prasą jest niewątpliwie lepiej – dopuszczane są tu różne, niekiedy rywalizujące źródła opinii, które kontrolując się, wzajemnie wykluczają… No właśnie, co one właściwie wykluczają? Aż i tylko trwałe upublicznienie najbardziej bezczelnych i z tupetem głoszonych sądów oczywiście nieprawdziwych. W żadnej demokracji parlamentarnej Goebbels czy Stalin nie mieliby możliwości długiego ich głoszenia. Pomiędzy fałszem a prawdą jest wszakże wiele szczebli pośrednich, „prawdo-fałszów” czy też półprawd, które bywają w wolnych mediach państwa demokratycznego z zapałem lepszej sprawy upowszechniane. Być może, jest tak dlatego, że owe wolne media są niewątpliwie wolne, lecz tylko od administracji państwowej, ale przecież nie od interesów właścicieli tychże mediów ani od interesów wielkich organizacji światopoglądowych. Pomińmy jednak wyjaśnienie zjawiska i opiszmy je samo. Rzecz od strony socjotechnicznej polega na tym, by odbiorca nie zauważył, iż podsuwa się mu pod mianem prawdy ledwie półprawdę (czyli półfałsz). Chodzi o to, by w całości i bezkrytycznie uwierzył, że to, co mu się podsuwa, jest tylko prawdą i całą prawdą na dany temat, by zatem wytracił ludzką ciekawość i dociekliwość, a zmienił się w papugę powtarzającą, co dominujące wolne media mu mówią. Stosuje się też rozmaite metody forsowania półprawd pod mianem prawdy obiektywnej. Oto przykładowa technika tego rodzaju: powiedzieć nieco prawdy, ale przemilczeć niewygodną ideologicznie jej część ważniejszą. W radiu po informacji o śmierci znakomitego pisarza i polityka, Aleksandra Małachowskiego, usłyszałem w komentarzu m.in. zdanie (cytuję z pamięci): „Był on pierwszym, który zwrócił uwagę na zjawisko głodnych dzieci w Polsce”. Jest to właśnie typowa półprawda. Aleksander Małachowski uporczywie bowiem – i słusznie – powtarzał, że w Polsce Ludowej społecznego zjawiska głodnych dzieci nie było, a pojawiło się ono dopiero w III Rzeczypospolitej. Dlatego właśnie opinia ta uznawana była za „kontrowersyjną” – co w naszych warunkach nie jest komplementem, lecz rodzajem łagodnej obelgi – i obcinana w rzadkich przytoczeniach o bardziej zaskakującą i odważniejszą część. Inna technika przefarbowania półprawdy na prawdę jest taka: zbagatelizować sens relacjonowanego faktu, podając mylące – a więc odwodzące od faktycznych przyczyn – jego wyjaśnienie. Ilustracją był komentarz w niedawnych „Wiadomościach” TV, gdzie sprawę krzyża w Sejmie podsumowano krótko: „Ta, kontrowersyjna ongiś, kwestia nie budzi już dziś żadnych emocji” (cytuję z pamięci). Dziwny komentarz. Zdrowy rozsądek podpowiada, że posłowie bezwyznaniowi sprawy nie podnoszą, bo zwyczajnie się boją okrzyczenia w prasie wyznaniowej i stowarzyszonej, nie mówiąc o reakcji biskupów i wpływie, jaki to wszystko wywrze na ich notowania wyborcze. A nawet ci nieliczni spośród nich, którzy byliby skłonni do zaryzykowania kariery dla wcielenia w życie konstytucyjnej idei „neutralności światopoglądowej” III RP, milczą świadomi beznadziejności politycznej takich poczynań. Jak wielka musi być władza Kościoła w Polsce, skoro nawet uczciwi posłowie o poglądach ateistycznych nie reagują na jawne pogwałcenie zasady równości wyznaniowej w ich własnej izbie… Tego tylko oznaką jest wieloletnie już milczenie o tym, jakim to właściwie prawem symbol reprezentujący religijną większość znalazł się w Sejmie reprezentującym ponoć ogół obywateli. Kolejna technika jest dobrze znana: kłam, ale z krzykiem, zawsze coś w świadomości społecznej z tego zostanie. Funkcjonuje to nie tylko w przypadku jawnych fałszów, ale i półprawd. To dlatego w wolnej prasie wyróżniają się (nawzajem) „tytuły poważne” i przez całkowite przemilczanie opinii odmiennych odcinają się zgodnie od „tytułów niepoważnych”. „Tytuły poważne” cytują się wzajemnie, półprawda krąży od jednego do drugiego, czasem zgoła wzmacniana (co do zawartości fałszu), karmiąc swą moc perswazyjną przytoczeniami, powtórzeniami, komentarzami „po linii” itd., aż powszechnie zacznie uchodzić za prawdę obiektywną. Oto następna technika kreowania opinii publicznej: wyróżnia się tych, którym poprzez uporczywe przytaczanie i powtarzanie ich sądów jako prawdziwych nadaje się status autorytetów.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2004, 22/2004

Kategorie: Opinie
Tagi: Leszek Nowak