Komórki na zastępstwo

Komórki na zastępstwo

Wątpliwości etyczne?

– Komórki, o których mówimy, to komórki macierzyste pozyskiwane z tkanek dojrzałego organizmu pacjenta. Wsparcie procesów regeneracyjnych czy naprawczych organizmu, w momencie kiedy jest zagrożony, wydaje się jak najbardziej etyczne, prawda? Nie używamy komórek embrionalnych, które wzbudzają wiele kontrowersji natury etycznej, aczkolwiek komórki embrionalne mają większy potencjał, wiele można z nich zrobić, są bardzo plastyczne. Naukowcy wiedzą jednak dobrze, że te komórki niestety mogą też rozwijać nowotwory embrionalne, więc ich stosowanie kliniczne z naukowego punktu widzenia też może być niebezpieczne.

W jaki sposób docieracie z przeszczepami komórek do pacjentów?

– Do niedawna docieraliśmy do nich w ścisłej współpracy z klinikami, realizując wiele projektów naukowych. Świadomość społeczna wzrasta i ludzie wiedzą, że wykonuje się przeszczepy komórek w celach terapeutycznych. Zdarzało mi się już odbierać telefony z pytaniem o możliwość hodowli, koszty i wyniki leczenia. Medycyna regeneracyjna nie jest już hasłem abstrakcyjnym, tym bardziej że te metody są w zasadzie bardzo mało inwazyjne. W przypadku przeszczepów skóry to niejako podanie maści na ranę.

Ale stosowanie tych metod nie jest powszechnie przyjęte?

– Nie są to procedury medyczne stosowane rutynowo. Środowisko kliniczne jest coraz bardziej zainteresowane medycyną regeneracyjną, dlatego powstaje wiele nowych projektów aplikacyjnych, którymi obejmujemy wciąż niestety wąskie grupy pacjentów. Zresztą na świecie też tak jest. Inżynieria tkankowa się rozwija, ale produkty nadal są drogie i tak naprawdę ich wykorzystanie jest ograniczone do ośrodków, które raczej prowadzą badania rozwojowe, naukowe. Do tej pory te wszystkie próby kliniczne robiliśmy w ramach projektów naukowych, finansowanych najpierw przez Komitet Badań Naukowych, potem przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w końcu z funduszy europejskich. Wystarczyła zgoda komisji bioetycznej i pacjentów, którzy świadomie godzili się na to, żeby im w ten sposób pomagać. Nie spotkałam się nigdy z odmową po złożeniu takiej propozycji. Pomogliśmy kilkudziesięciu osobom z różnymi ranami. Metody, które wdrażamy, nie są nowatorskie – na świecie stosuje się je od lat. Nasze badania naukowe służą ich modyfikacji, poszukiwaniu ulepszeń, obserwacji zjawisk towarzyszących regeneracji z udziałem tych komórek. Chodzi o to, by rozwijać polską medycynę regeneracyjną i wdrażać najnowocześniejsze metody leczenia.

Nazywa pani komórki macierzyste „diamentami”.

– Często tak o nich mówi prof. Mariusz Ratajczak. Po doktoracie odbywałam staż na uniwersytecie w Louisville w laboratorium prof. Ratajczaka, gdzie poznawałam biologię komórek macierzystych. „Zaszczepiona” nimi przyjechałam do Polski i kontynuowałam badania nad macierzystymi komórkami naskórka. Te „diamenty” działają nieustannie, bo tak naprawdę cały czas w naszych tkankach dochodzi do jakiegoś uszkodzenia, z którego nie zdajemy sobie sprawy; jakieś komórki umierają i muszą być na bieżąco zastępowane. Po to te „diamenty” są w niszach tkankowych, czekają na sygnał, by ruszyć do akcji.

Które przypadki utkwiły pani w pamięci, choć rozumiem, że każdy jest ważny?

– Chyba pierwszy przypadek zawsze zostaje w sercu. A właściwie były dwa. Pierwsza to pacjentka dr. Cieślika z niegojącą się raną na podudziu – kilkanaście lat nie udawało się tej rany wygoić. Powstała na skutek wadliwego krążenia, żylak pękł i doszło tam do owrzodzenia. Komórki dla tej pani hodowałam jeszcze w laboratorium w Al. Mickiewicza w Instytucie Biologii Molekularnej, gdzie broniłam doktoratu. Hodowlę przygotowywałam w spartańskich warunkach. Laboratoria znajdowały się w pomieszczeniach byłego seminarium duchownego – cele po zakonnikach, ciemno, a w pokoju ze starym parkietem dębowym mieściła się komora laminarna, gdzie przygotowywałam hodowlę. Wyhodowane komórki wsadziłam do probówki, do torebki i pojechałam tramwajem do kliniki, na salę operacyjną. Teraz strach o tym mówić, ale tak było 20 lat temu. Przeszczep udało się zrobić i noga się zagoiła, kosmetycznie wygląda to świetnie, bez blizny, gładka skóra. Oczywiście jest pewna różnica w ukrwieniu i zabarwieniu, ale noga jest wygojona. Kiedy pani po paru latach przyszła do kontroli, zaczęłam oglądać niewłaściwą nogę!

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 37/2015

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy