Spotkanie Wojciecha Jaruzelskiego, prymasa Glempa i Lecha Wałęsy. Polityczny kamuflaż czy początek Okrągłego Stołu? Rozmowa z generałem Wojciechem Jaruzelskim – 4 listopada minęła kolejna rocznica tzw. spotkania trzech: Wojciecha Jaruzelskiego, Józefa Glempa, Lecha Wałęsy. Czy spotkanie to było realną szansą na powołanie Rady Porozumienia Narodowego, na porozumienie narodowe? Szansą na uniknięcie stanu wojennego? Czy też przeciwnie, w świetle trwających od dawna przygotowań do jego wprowadzenia rodzajem politycznego kamuflażu? – W różnych środowiskach, a nawet w części podręczników szkolnych uporczywie upowszechniany jest pogląd, iż inicjatywa powołania RPN była zasłoną dymną, pod przykryciem której władze przygotowywały wprowadzenie stanu wojennego. Pomijam już, że to niesprawiedliwe, krzywdzące. To po prostu brednia. Zapytam trochę żartobliwie. Dlaczego umacnia, modernizuje się armie, dba o ich gotowość bojową również wówczas, kiedy nawet na dalekim horyzoncie nie widać zagrożenia wojennego? Dlaczego straż pożarna wzmaga pogotowie w okresie suszy, wielkich upałów? A przecież w danym wypadku wielowymiarowe zagrożenie było, burzliwie narastało. Rosła temperatura, nazwijmy to polityczno-społeczny upał. Świadczyło o tym mnóstwo faktów i sygnałów. O ewentualności nadzwyczajnych rozwiązań “ćwierkały wróble”. Proszę sięgnąć zarówno do prasy, jak i dokumentacji tamtego okresu. Zobaczą panowie, ile było apeli i ostrzeżeń – i tych z wysokich trybun, i tych w rozmowach prowadzonych przez przedstawicieli władz z różnymi autorytatywnymi osobami z kręgów “Solidarności”. Co więcej, odbywały się nawet demonstracyjne przemarsze wojsk w punktach i momentach szczególnie gorących. – Proszę o podanie nazwisk wspomnianych rozmówców. Jakie były ich reakcje? – Wymieniłem te nazwiska w niedawno wydanej książce pt. “Różnić się mądrze”. Co zaś dotyczy reakcji – były różne. Na ogół poważne. Inna rzecz, że wszystko to roztapiało się, rozmywało w narastającej gorączce. Przykład – Tadeusz Mazowiecki, jeden z owych rozmówców, w broszurze pt. “Internowanie” pisze, iż w czasie gdańskiego posiedzenia władz “Solidarności” 11-12 grudnia 1981 roku, on i kilka osób zgłosiło nawet na piśmie stanowcze zastrzeżenie wobec radykalizmu obrad i uchwał. Nie zrobiło to jednak większego wrażenia. Znane są też dramatyczne ostrzeżenia, przekazywane przez mecenasa Władysława Siła-Nowickiego. Nie moją rolą jest wystawianie im cenzurek. To ludzie historycznej “Solidarności” powinni przypomnieć ich mądrość i dalekowzroczność. Postawione pytanie skłania mnie do takiej myśli: oferta porozumienia a przygotowania stanu wojennego. Otóż “Solidarność” miała wówczas poczucie siły, potęgi. Padały nawet ze związkowych “szczytów” słowa “czapkami was nakryjemy”. Opozycja była więc w ofensywie. Władzę widziała jako słabą, rozkojarzoną, w istocie bezradną. Taki pogląd, taka ocena stosunku sił nie stanowi zachęty dla kompromisu. Chcąc do niego doprowadzić, niejako go wymusić – my, władza też musieliśmy prężyć muskuły, a więc i przygotowywać, zresztą nie kryjąc tego, siłowy wariant. W ten sposób dawaliśmy również sygnał: porozumienie, kompromis – tak, destabilizacja, degradacja państwa – nie. Do ostatniej chwili, do godziny 14.00 12 grudnia to był koszmar wahań, bolesnych rozterek, oporów. I wciąż nadziei. Nie przebieraliśmy nogami do tego skrajnego rozwiązania. Ostrzeżenie Episkopatu – Mówił pan o ówczesnej atmosferze, o różnych niepokojących sygnałach i faktach. Czy to nie przesadna ocena? – Dowodów na to jest mnóstwo. Można z nich złożyć całą bibliotekę. Codzienna porcja informacji, które do nas docierały, wprost przerażała. – Czy nie podejrzewał pan, iż mogły to być informacje tendencyjne, kłamliwe? – Niektóre być może tak. Przecież najczęstszymi oskarżeniami, jakimi obrzucały się wzajemnie i władza, i “Solidarność”, były: manipulacja i prowokacja. Tym bardziej że w ówczesnej gorącej atmosferze nawet głupstwo rosło w oczach. Ale tych sygnałów było zbyt wiele i ze zbyt wielu źródeł płynęły, ażeby je zlekceważyć. Zresztą jeśli nawet przyjąć, iż część była naciągana, celowo wyolbrzymiana, to wystarczyło tych autentycznych, sprawdzalnych, namacalnych, widzianych gołym okiem, ażeby dojść do wniosku, że “oni” mówią z pozycji siły, że wszystko zmierza do konfrontacji. Wciąż stoją mi w oczach dziesiątki, setki teleksów pojawiających się na moim biurku. Żądamy, protestujemy, potępiamy. Tych żądań nawet cudotwórca nie mógłby spełnić. Jednocześnie wpływało masę listów od zwykłych, przerażonych sytuacją ludzi. Prosili, oczekiwali na jakieś rozstrzygnięcie. Tak dalej żyć nie można.









