Po słowach, że redaktorzy Rymanowski z Gmyzem nawiali red. Sumlińskiego do symulowania próby samobójczej wybuchła awantura. Jerzy Szmajdziński je wycofuje i przeprasza. Czy to koniec sprawy? Gdybyś do mnie zadzwonił, tobym ci powiedział, że to, co mówi Szmajdziński, to pudło – takie słowa usłyszałem od dwóch dziennikarzy już po publikacji rozmowy z wicemarszałkiem Sejmu. Mogę więc tylko żałować, że wcześniej z nimi nie rozmawiałem, tylko rozmawiałem z innymi, którzy twierdzili dokładnie coś przeciwnego. Bo faktem jest, że po Sejmie (i nie tylko po Sejmie) krążyła informacja, że redaktorzy Rymanowski z Gmyzem mówili red. Sumlińskiemu, jak ma udawać samobójstwo, żeby nie dostać się do aresztu. Poważni ludzie, mający kontakty z prokuraturą i ze służbami specjalnymi, ją powtarzali. To osłabia dziennikarską podejrzliwość, choć powinna być ona podwójna, zwłaszcza że rozmówca po europejsku nie zażądał autoryzacji. Skąd ta plotka mogła się wziąć? Przypomnijmy całą sprawę. W lipcu 2008 r. prokuratura oskarżała red. Wojciecha Sumlińskiego o to, że wraz z jednym z pułkowników zobowiązał się za pieniądze załatwić pozytywną ocenę komisji weryfikacyjnej WSI. I chciała go zatrzymać. Sumliński, w oczekiwaniu na decyzję sądu w tej sprawie, udał się do kościoła pw. św. Stanisława Kostki. I w tym kościele miała miejsce cała akcja. Sumliński tam był, zapowiadał – jak później podały media – że popełni samobójstwo, pisał oświadczenie w całej sprawie, a jego rodzina i przyjaciele rozmawiali z nim przez telefon albo też oko w oko, bo np. red. Gmyz do niego dojechał. To wszystko trwało dosyć długo. Od 16.00 do 23.44. W końcu dziennikarz podciął sobie żyły i przewieziono go do szpitala. W tym czasie jego telefon był na podsłuchu, więc i nagrała się rozmowa, którą – z jego telefonu – prowadził red. Gmyz z red. Rymanowskim. Stenogram z rozmowy trójki zaprzyjaźnionych dziennikarzy publikujemy poniżej. Został on, wraz z innymi rozmowami z tego dnia, odtajniony (16 stron z kilkuset) na wniosek pełnomocnika prawnego wiceszefa ABW Jacka Mąki, na użytek jego prywatnej sprawy. W tej rozmowie, a także w innych odtajnionych, nikt nikogo nie namawia do symulowania samobójstwa. Ale też – jak można wnioskować – red. Sumliński z takim zamiarem się nie nosi. Raczej rozważa opcję ucieczki, od czego Gmyz z Rymanowskim go odwodzą (oni twierdzą, że odwodzili go od samobójstwa, ale z tych ujawnionych rozmów to nie wynika). Za tym, że Sumliński rozważał wówczas ucieczkę, a nie samobójstwo, przemawia jeszcze jeden element – rozmowa z potencjalnym samobójcą byłaby bardziej burzliwa, ktoś pewnie próbowałby go obezwładnić, ściągano by do kościoła rodzinę, bliskich. Potencjalnego samobójcy się pilnuje. Tymczasem akcja trwa ponad siedem godzin, redaktor rozmawia, pisze oświadczenie, jest ono rozsyłane do dziennikarzy. W międzyczasie red. Rymanowski uruchamia – jak obiecał – stację TVN 24 i portal. A potem, na finał, mamy próbę samobójczą. Owszem, ludzie ze skrzywieniem policyjnym mogą pomyśleć, że ta próba jest efektem ustalonego w ciągu tych kilku godzin scenariusza. Więc może ten sposób myślenia był zaczynem spekulacji, która poszła w Warszawę? Być może. Ale ponieważ w ujawnionych rozmowach nie ma na ten temat nawet wzmianki (PiS-owcy w takich przypadkach twierdzą, że jak nie ma nagrań, to pewnie zostały zniszczone…), uczciwość nakazuje ten wariant odrzucić. I tak też, sądzę, zareagował Jerzy Szmajdziński. Nie kręcił, nie opowiadał, że użył „skrótu myślowego”, tylko przeciął sprawę. Z żalem, że zamiast o planie zbudowania rzeczywistej cywilnej kontroli nad służbami specjalnymi głośno jest o kilku słowach za dużo. Już na marginesie warto zauważyć, że ta rozmowa wielkiej chwały red. Rymanowskiemu nie przynosi, ale tak to przeważnie jest z podsłuchanymi rozmowami. Pomińmy słownictwo – istotniejsze jest, że Rymanowski zapewnia, iż uruchomi w obronie swego przyjaciela telewizję TVN 24 i zmobilizuje w tej sprawie środowisko dziennikarskie… Tak się tworzy informacje? Choć, z drugiej strony, mamy dowód, że TVN 24 tworzą redaktorzy Rymanowski i Sufin, a nie WSI… Oświadczenie Jerzego Szmajdzińskiego Wyrażam ubolewanie, że w wywiadzie dla tygodnika „Przegląd” użyłem nazwisk autorów C. Gmyza i B. Rymanowskiego. Po weryfikacji nieautoryzowanego wywiadu i informacji, które otrzymałem, stwierdzam, że nie znajdują one potwierdzenia i są nieprawdziwe. Ponieważ nieraz sam znajdowałem się w podobnej sytuacji, rozumiem żal i dyskomfort obydwu redaktorów. Przepraszając ich i czytelników „Przeglądu”, wyrażam nadzieję, że niejednokrotnie jeszcze będziemy mieć możliwość współpracy przy wprowadzaniu systemowych rozwiązań,
Tagi:
Robert Walenciak









