Historia stosunków polsko-ukraińskich z połowy XX w. wywołuje emocje porównywalne z dziejami stosunków polsko-żydowskich Dr Mariusz Sawa – badacz stosunków polsko-ukraińskich Niedawno zrobiło się o panu głośno w związku ze zwolnieniem z IPN. Czym zajmował się pan w instytucie i poza nim? – Przez ostatnich kilka lat zajmowałem się upamiętnianiem, czyli opiniowaniem koncepcji miejsc pamięci, oraz grobownictwem wojennym, w tym remontami grobów wojennych oraz ekshumacjami i pochówkami ofiar totalitaryzmów. Poza instytutem pisuję dość regularnie dla kilku czasopism, np. dla „Kultury Enter”. Zdarza mi się także publikować w „Nowej Europie Wschodniej” czy „Tygodniku Powszechnym” oraz w periodykach ukraińskich: „Naszym Słowie” i „Nad Buhom i Narwoju”. Oprócz tego od 2015 r. wspólnie z innymi osobami różnych wyznań i narodowości prowadzimy prace porządkowe i renowacyjne na zabytkowym cmentarzu prawosławnym w mojej rodzinnej wsi Werbkowice. Dlaczego pana aktywność zawodowa i społeczna wzbudzała kontrowersje? – Historia stosunków polsko-ukraińskich z połowy XX w. wywołuje emocje porównywalne z dziejami stosunków polsko-żydowskich. Wielowątkowa opowieść o charakterze naukowym, zobiektywizowanym, może wchodzić w konflikt z jednostkowymi i zbiorowymi pamięciami o tych wydarzeniach. Oprócz tego może się kłócić z polityką historyczną państwa, opartą na heroicznej wizji narodu polskiego, przedstawianego pod względem moralnym jako zbiorowość bez skazy. Mówienie o zbrodni polskiego podziemia, podziemnego Wojska Polskiego, dokonanej na cywilach, własnych obywatelach, wchodzi w konflikt z etosem rycerza, żołnierza, obrońcy. Niektóre osoby lub środowiska posądzają takiego badacza o działanie na niekorzyść polskiej racji stanu lub walkę z tzw. prawdą historyczną. Bada pan sprawę pacyfikacji Sahrynia, wsi w powiecie hrubieszowskim zamieszkanej przez Ukraińców. Ataku dokonały 10 marca 1944 r. oddziały Armii Krajowej dowodzone przez Zenona Jachymka „Wiktora”. Czym tłumaczyć tę zbrodnię na ludności cywilnej? – Jest to zagadnienie bardzo złożone. Wydarzenie rozegrało się pod okupacją niemiecką, w dystrykcie lubelskim Generalnego Gubernatorstwa, kilka miesięcy po wysiedleniach ludności polskiej i ukraińskiej dokonywanych przez Niemców na Zamojszczyźnie od jesieni 1942 r. W obliczu nadchodzącej Armii Czerwonej, która wiosną 1944 r. znajdowała się już kilkadziesiąt kilometrów od Sahrynia. Parę miesięcy po czystce dokonanej przez banderowców na sąsiednim Wołyniu i parę tygodni przed apogeum podobnej czystki w Galicji Wschodniej, z którymi wołyńska czy lwowska AK nie do końca sobie poradziły lub poradzić nie chciały. Na wschodniej Lubelszczyźnie, czyli terenie penetrowanym już przez działaczy i partyzantkę komunistyczną, którego przynależność do przyszłej Polski wciąż stała pod znakiem zapytania, zwłaszcza po tym, jak w styczniu 1944 r. Stalin stwierdził, że przy Polsce pozostaną te rejony, w których przeważają Polacy, a te w większości zamieszkane przez Ukraińców i Białorusinów włączy się do USRR i BSRR. I wreszcie – na obszarze, na którym mimo brutalnej niemieckiej polityki ludnościowej istniały liczne skupiska Ukraińców. Ludności, która przed 1939 r. była dla polskich władz problemem. Traktowano Ukraińców jak obywateli drugiej kategorii, których należało ujarzmić kulturowo i zasymilować narodowo. Pewne przywileje przyznane im przez Niemców odbierano jako uderzenie w Polaków, jako kolaborację z okupantem. Kto zyskał politycznie na śmierci Ukraińców z Sahrynia oraz innych spacyfikowanych przez AK i Bataliony Chłopskie miejscowości, objętych akcją znaną w literaturze przedmiotu jako rewolucja hrubieszowska? – To, do czego doszło w Sahryniu, było niestety zgodne z przewidywaniami i celami Niemców, którym zależało na tym, by polityka ludnościowa na Zamojszczyźnie była dotkliwa przede wszystkim dla Ukraińców, a nie np. dla osadników niemieckich. By zapanowały nienawiść i niepewność. Było to także na rękę banderowcom, którzy usprawiedliwili tym nasilenie ludobójstwa w Galicji Wschodniej. Te wydarzenia były również wynikiem zmiany strategii Komendy Głównej AK wobec osób uznawanych za wrogie wobec Polski, co już wiosną 1943 r. zaowocowało pierwszymi antyukraińskimi akcjami z zastosowaniem zasady odpowiedzialności zbiorowej w okolicy Sahrynia – w Pasiece czy Mołożowie. Natomiast miejscowi komuniści z PPR ubolewali, że AK, mordując wszystkich z literą U w kenkarcie, likwidowała także osoby wspierające partyzantkę komunistyczną, a nie tylko wiejskie struktury OUN. W tej oto rzeczywistości 9 i 10 marca 1944 r. doszło do ataku hrubieszowskiej oraz tomaszowskiej AK i BCh na Sahryń i kilkanaście innych okolicznych wsi zamieszkanych przez Ukraińców. Ginął każdy człowiek mający w kenkarcie zapisaną narodowość ukraińską. Bez względu na płeć i wiek. Dwie trzecie zabitych stanowiły kobiety i dzieci. Ludzie zadusili się