Koniec z „magazynem dla migrantów”

Koniec z „magazynem dla migrantów”

Czy Turcja ugnie się pod naporem ze wschodu? Żaden inny kraj na świecie nie przyjął takiej liczby imigrantów jak Turcja. Szacuje się, że w ciągu pięciu-sześciu lat zgodziła się na przyjęcie ok. 5 mln osób. Zdecydowanie największy odsetek to uciekinierzy z sąsiedniej Syrii. W różnych miejscach Turcji tymczasowe schronienie znalazło 3,7 mln Syryjczyków. Choć Zachód „zasilił” Ankarę kwotą 6 mld euro, by zatrzymała uchodźców u siebie, ta coraz głośniej wyraża niezadowolenie. Uważa, że pieniądze nie są przekazywane bezpośrednio rządowi tureckiemu. Skarży się też na brak liberalizacji reżimu wizowego dla obywateli Turcji w strefie Schengen. Turecki minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu dał ostatnio jasno do zrozumienia, że Turcja nie może przyjąć większej liczby imigrantów. „To Europa musi wyciągnąć wnioski z tego, co działo się w roku 2015, i nie dopuścić do kryzysu”, mówił Çavuşoğlu. Dodał, że jego kraj wywiązał się już z podjętych zobowiązań, a rozwiązanie problemu afgańskich imigrantów pozostawia Zachodowi. Prezydent Erdoğan oświadczył z kolei, że Turcja „nie jest krajem bez charakteru i nie pozostanie obojętna na tych, którzy pukają do jej drzwi”. Podkreślił jednak, że w kwestii tureckiej polityki migracyjnej świat musi się liczyć ze znaczącymi zmianami: „Nie jesteśmy »magazynem dla imigrantów«. Nie możemy ich przyjmować w nieskończoność”. Cierpliwość się kończy Według statystyk ONZ w roku 2020 o azyl w Turcji ubiegało się 125 tys. Afgańczyków. Jednak badania wiarygodnych tureckich instytucji wskazują, że liczba ta zbliżona jest do pół miliona! W ostatnich tygodniach – jak pokazują kamery dronów – granicę turecko-irańską przekracza ok. 1 tys. Afgańczyków dziennie. Ankara robi, co może, by zatrzymać tę niekontrolowaną ludzką rzekę. Na polecenie Erdoğana powstaje 300-kilometrowy płot. Ale czy nie jest już za późno? O tym, że administracja wschodnich prowincji coraz niechętniej patrzy na obcych, świadczy sytuacja w Antiochii. To pierwsze tureckie miasto, w którym po przekroczeniu granicy legitymowani są Syryjczycy, Irakijczycy, a ostatnio także Afgańczycy. Obywatele tych państw są odsyłani z powrotem do ojczyzn bez podania powodów i dostają pięcioletni zakaz wjazdu do Turcji. Ci, którym jednak udaje się przedostać w głąb kraju, podejmują się każdego zajęcia, nie bacząc na mizerne wynagrodzenie. Z tego powodu Turcy z przygranicznych rejonów mają duże trudności w znalezieniu pracy, a jeżeli już ją znajdą, to płaca jest kilkakrotnie niższa niż w regionach centralnych. „Mamy coraz większy problem z wyżywieniem naszych rodzin – żali się Selami Kiye, właściciel sklepiku z Wan. – To wszystko przez imigrantów. Powinni stąd zniknąć, nie obchodzi mnie gdzie”. Jak wynika z sondażu agencji Aksoy, aż 85% Turków wyraża głębokie zaniepokojenie obecnością Afgańczyków w ich kraju. „Te negatywne emocje odczuwamy coraz wyraźniej. Obojętnie, czy jedziemy autobusem, czy idziemy na spacer, ludzie wskazują nas, mówiąc: »Afgańczycy już tu są!«”, niepokoi się Habib Uzbek, afgański handlowiec ze stambulskiej dzielnicy Zeytinburnu. Altindağ – małe Aleppo czy nowy Kabul? Mając w pamięci doświadczenia syryjskie, Ankara ma prawo obawiać się uciekających na zachód Afgańczyków. Wielu imigrantów, głównie z Syrii, choć nie tylko, po wielomiesięcznej tułaczce po Turcji dociera do stolicy. Rozwijająca się gospodarczo, rosnąca jak na drożdżach wielomilionowa Ankara dla imigrantów staje się drugim domem, choć początkowo miała być jedynie „przystankiem w drodze do lepszego świata”. Dziś to ona jest tym lepszym światem. Syryjczycy opanowali ankarski handel. Bazarowe sklepiki i kramy w wielu dzielnicach przeszły już w ręce imigrantów z Syrii. Leżąca na północy stolicy dzielnica Altindağ zamieszkana jest dziś niemal wyłącznie przez Syryjczyków. Powoduje to ciągłe napięcia. Co prawda, mieszkańców Ankary próbuje się przekonać, że imigranci podobnie jak oni są wyznawcami islamu, a reżim Asada zmusił ich do szukania nowego miejsca na ziemi, ale taka argumentacja kompletnie do ankarczyków nie trafia. A ciągłe nawiązywanie do tej samej wiary wywołuje reakcje dalekie od zrozumienia. Szczególnie że społeczeństwo stolicy – podobnie jak Stambułu czy Izmiru – błyskawicznie się laicyzuje. Mieszkańcy tureckich metropolii, coraz bardziej przypominających zachodnioeuropejskie, obawiają się, że miejsce Syryjczyków wkrótce zajmą Afgańczycy. Od kilku tygodni najmodniejszym słowem stała się w Ankarze deportacja. W tej chwili w Turcji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 39/2021

Kategorie: Świat