Konkordat gwarantuje więcej Kościołowi niż państwu Czy konkordat jest listkiem figowym zasłaniającym prawdziwe relacje między państwem a Kościołem katolickim, między Kościołem a politykami? – Konkordat, w ogóle prawo, w stosunkach wyznaniowych w Polsce wykazuje się ograniczoną skutecznością. Gdy dobiegła końca debata nad ratyfikacją konkordatu, a następnie zakończył się proces jego częściowego, nie pełnego, urzeczywistnienia, traktat ten w zasadzie zniknął z debaty publicznej. Obecnie tę umowę międzynarodową przywołują przede wszystkim niektórzy działacze laiccy oraz politycy o orientacji antyklerykalnej, którzy często, posługując się skrótem myślowym, uznają ją za instrument klerykalizacji państwa i prawa w Polsce. Uważam, że to tylko częściowo prawda, ponieważ wiele istotnych zmian w stosunkach wyznaniowych zachodzi na poziomie ustaw, rozporządzeń i innych aktów normatywnych, w tym porozumień między naczelnymi organami administracji państwowej a np. Konferencją Episkopatu Polski. Czy konkordat jest listkiem figowym? Powiedziałbym, że nawet tej funkcji nie pełni, gdyż po burzliwym okresie debaty nad ratyfikacją pewne nawyki w stosunkach państwo-Kościół, znane ze schyłkowego okresu Polski Ludowej, nie zniknęły. Historia świata i prawa pokazuje, że z dwóch układających się stron zawsze jedna więcej zyskuje, a druga traci. W przypadku konkordatu większe korzyści osiągnęła, osiąga i zapewne jeszcze osiągnie strona kościelna. – Zgadzam się z tym. Trzeba pamiętać o grzechu „pierworodnym” popełnionym przez osoby, które negocjowały konkordat – popełnionym świadomie. Wyznał mi to kilka lat temu Jan Maria Rokita. W momencie podpisywania dokumentu strona rządowa, czyli rząd Hanny Suchockiej, liczyła się z tym, że po wyborach parlamentarnych nowy rząd będzie w jakiejś mierze lewicowy. Chciano tę nową ekipę postawić przed faktem dokonanym i tak się stało. To się okazało skuteczne, ale czy dobre? Nie sądzę, bo konkordat nie jest traktatem równoważnym, który gwarantowałby państwu tyle samo, ile Kościołowi. ZŁAMANA ZASADA NIEZALEŻNOŚCI Czy można powiedzieć, że najczęściej łamanym przepisem owego traktatu jest art. 1, mówiący o rozdziale i niezależności państwa i Kościoła katolickiego? – Tak. Ważę słowa, bo „łamany” to mocne słowo, ale obserwując przez lata działania Episkopatu i poszczególnych hierarchów, muszę przyznać, że Episkopat bardzo często ignoruje zasadę wzajemnej niezależności i autonomii państwa i Kościoła. Wyraża się to przede wszystkim, szczególnie w ostatnich latach, w wyraźnym zaangażowaniu Episkopatu, jego poszczególnych organów czy w ogóle duchowieństwa, w proces sprawowania władzy w państwie. Pragnę podkreślić, że Kościół katolicki jest w pełni uprawniony do oceniania działań państwa, jego prawa przez pryzmat swojej doktryny społecznej czy moralnej. Wynika to chociażby z wolności sumienia i wyznania czy z wolności słowa, ale zasada wzajemnej niezależności i autonomii oznacza jedno: państwo nie ingeruje w sprawy kościelne, a Kościół instytucjonalny nie ingeruje w proces sprawowania władzy państwowej. W czym ta ingerencja się wyraża? – Choćby w tym, że jesienią 2012 r. została zorganizowana w Warszawie kilkudziesięciotysięczna manifestacja przeciwników rządu, która uzyskała oprawę religijną i której jednym z głównych uczestników był o. Tadeusz Rydzyk. Co więcej – widziałem to na własne oczy – niektóre grupy demonstrantów były prowadzone przez duchownych w sutannach. To otwarte zaangażowanie się w walkę polityczną. Tak samo należy oceniać nacisk Episkopatu na niezależny organ państwowy, czyli Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, w celu przyznania miejsca na multipleksie naziemnej telewizji cyfrowej konkretnej stacji telewizyjnej, to znaczy TV Trwam. Moim zdaniem bp Antoni Dydycz poszedł dalej, wzywając w Częstochowie do rozwiązania Sejmu. – To już był skandal. Proszę sobie wyobrazić, że prezydent RP, premier lub jeden z jego ministrów wzywa do rozwiązania Konferencji Episkopatu Polski. To byłby absurd. A w Polsce takie zachowanie duchowieństwa uchodzi płazem. Do pewnych praktyk kleru po prostu się przyzwyczailiśmy. Ale to jest nie do zaakceptowania z punktu widzenia fundamentalnych zasad konkordatu. Miejscem, gdzie w największym stopniu łamie się konkordat, jest Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu. Głównie Kościół narzuca, czym ona ma się zajmować. – Widać wyraźnie, że Kościół ma tu większą inicjatywę w formułowaniu tematów prac, natomiast co do efektywności oddziaływania za pośrednictwem Komisji Wspólnej na stronę rządową, nie jest to już takie jednoznaczne. Owa efektywność zależała od ekipy rządzącej. W latach 1993-1997, kiedy rządziła ekipa lewicowa, skuteczność oddziaływania Kościoła była bardzo ograniczona i hierarchowie wielokrotnie wyrażali wręcz irytację.
Tagi:
Paweł Dybicz









