Wyznania futbolowego grzesznika (1) Krąży, krąży złoty pieniądz, Ludzi gubiąc, ludzi mieniąc. Złoto, błoto, chciwe ręce, Więcej, więcej, więcej, więcej… Jonasz Kofta Minęło już 10 lat! 21 maja 2005 r. znany piłkarski sędzia Antoni Fijarczyk w efekcie policyjnej prowokacji przyjął w jednej z podkieleckich miejscowości 100 tys. zł łapówki od Piotra Dziurowicza (wówczas prezesa GKS Katowice, który zgodził się współpracować z organami ścigania); pieniądze schował w kole zapasowym swojego samochodu, a gdy chciał odjechać, został zatrzymany przez funkcjonariuszy. O wręcz mafijnych obyczajach panujących w futbolowym światku pisaliśmy obszernie na łamach PRZEGLĄDU tuż po tym wydarzeniu – w tekstach „Przekupne gwizdki” (nr 22/2005) i „Chłopcy z futbolowej ferajny” (nr 23/2005). Aresztowanie okazało się pierwszym z zaskakująco długiej serii zatrzymań osób związanych z aferą korupcyjną w polskiej piłce nożnej. Prezes PZPN Michał Listkiewicz pozwolił sobie wtedy na stwierdzenie o „jednej czarnej owcy”, którego do dzisiaj gorzko żałuje, bo śledztwo prokuratorskie prowadzone we Wrocławiu trwa i rychłego końca nie widać. Na blogu Piłkarska Mafia, który od ponad 10 lat prowadzi Dominik Panek, znajdujemy zatrważający bilans: na liście oskarżonych o korupcję są już 504 nazwiska, przy czym niektórzy zostali oskarżeni dwu-, a nawet czterokrotnie. Do tej pory skazano 391 osób! Zarejestrowano aż 624 przypadki ustawionych meczów – pierwszy był ten z 3 maja 2000 r. między GKS Katowice a Hutnikiem Kraków (2:0), ostatni na razie ten z 2 czerwca 2012 r. między Osiczanką Osice a Deltą Miłoradz (1:2). 66 klubów ustawiało bądź próbowało ustawić mecze. Na czele Arka Gdynia – 40 zarzutów, Górnik Polkowice, Kujawiak Włocławek i Pogoń Szczecin – po 38. Korupcja szalała w większości klas rozgrywkowych, a jej rozmiary przerosły najczarniejsze wyobrażenia. Śledztwo trwa, odbywają się procesy, ale środowisko futbolowe (od władz poczynając) i media najwyraźniej aferą przestały się zajmować. Czy naprawdę było, minęło i nie grozi nam powtórka z rozrywki? Trochę to trwało, ale po przezwyciężeniu wahań i przełamaniu bariery nieufności udało mi się nakłonić kilku zamieszanych w aferę do chociaż częściowego wyznania, jak to działało. Co bardzo charakterystyczne, prawie wszyscy uważają, że „w majestacie prawa” są przez innych pomawiani i całkowicie niesłusznie gnębieni przez prokuraturę. Ci sami ludzie przyznają jednak, że rzeczywiście krążył wielki pieniądz. Nie mnie zatem oceniać, co jest zmyśleniem, a co prawdą, i na ile surowo należy potraktować przewiny. Nie jestem sędzią, ale starałem się być uważnym słuchaczem. Kolacja z panem X Panie redaktorze, na wstępie, żeby była jasność: jestem całkowicie niewinny i absolutnie nie przyznaję się do tego, o co mnie oskarżają… Zwłaszcza do tego, że mieliśmy tworzyć jakąś przestępczą organizację, grupę. Wiem, że przede wszystkim na wasze potrzeby, a więc mediów, wymyślono nawet efektowną nazwę „Fryzjergate”, bo nazwisko naszego rzekomego przywódcy Ryszarda Forbricha (ksywka Fryzjer) jest znane nie tylko w piłkarskim środowisku. Ja panu powiem: najważniejsze to iść w zaparte i wszystkiemu zaprzeczać, albo nawet lepiej – odmówić składania wyjaśnień w prokuraturze. Wcale nie muszę udowadniać swojej niewinności – niech oni pokażą, co na mnie mają. W sprawę jest umoczonych multum ludzi, a wielu, chcąc chronić swoją d… wymyślało niestworzone historie, byle zadowolić prokuratorów. Dlatego przedstawia się zarzuty, potem je zmienia, dodaje nowe – no, operetka. Ale po kolei… Do mojego zatrzymania, jak nakazywała tradycja tamtych czasów, doszło we wczesnych godzinach porannych. Nie mam żadnych zastrzeżeń do zachowania funkcjonariuszy – wszystko odbyło się elegancko, można powiedzieć profesjonalnie. Po przeszukaniu ruszyliśmy do Wrocławia. Mimowolnie słyszałem, jak uzgadniano pewne szczegóły, więc wcale się nie zdziwiłem, że na miejscu czekał „komitet powitalny” w sile kilkudziesięciu dziennikarzy. Podczas przeprowadzania mnie z samochodu do policyjnej izby zatrzymań zostałem zasypany przez dziennikarzy lawiną pytań i zacząłem się zastanawiać, skąd mają niektóre zadziwiająco szczegółowe informacje. Dotyczyły bowiem zdarzeń, w sprawie których dopiero potem przedstawiono mi zarzuty. Chodziło m.in. o wysokość żądanych czy raczej przyjmowanych przeze mnie łapówek. Padały konkretne kwoty, o których dowiedziałem się później od prokuratora podczas składania wyjaśnień. Dla mnie ta cała medialna otoczka była wyraźnym działaniem pod publikę, zgodnie z poleceniami