Kroniki chorej duszy

Kroniki chorej duszy

Tylko Koterski wyciąga frustratów na pierwszy plan swoich filmów Dość odwiecznie w polskich filmach (kiedy miały one jeszcze jakąś rangę artystyczną) pojawiali się w epizodach, na drugim planie wiecznie sfrustrowani, chamowaci czy nieżyczliwi ludzie – wściekły dozorca, niemiła sklepowa, niewrażliwy lekarz. Cóż, frustracja jest niemal niezbywalnym elementem polskiej tożsamości. Bodaj w „Ściganym”, filmie sensacyjnym i całkowicie niepolskim, Harrison Ford – właśnie jako ścigany – wynajmuje przelotnie lokum od polskiej rodziny. Wpuszcza go tęga kobieta z zaciętą twarzą, a potem pojawia się jej byczkowaty syn z nieufnym spojrzeniem – i patrzą ci Polacy na przybysza ponuro, szacując, czy aby z jego strony nie nadciągnie na nich jakaś krzywda, strata albo i pohańbienie. Krzywda, strata, pohańbienie – to słowa klucze i powinny być uwiecznione w polskim hymnie narodowym. Tak jak brzozy są elementem polskiego pejzażu, tak i te twarze, te głowy z ich zawartością do niego należą. Są jak to szare ojczyste niebo nad szarymi dachami. No tak, ale ci frustraci nie bywali bohaterami filmów. Nie ich życie badano i oglądano, byli niemiłym tłem różnych zdarzeń, lecz u nikogo nie wychodzili na pierwszy plan. U nikogo, poza Markiem Koterskim. Bo on właśnie zawsze opowiada o frustracie, frustracie-inteligencie, o niejakim Adasiu Miauczyńskim, poloniście bądź reżyserze, i dorobił się – Koterski nie Miauczyński, choć ukryte podobieństwo nazwisk może nie być do końca przypadkowe, proszę kota – przynajmniej trzech filmów wybitnych, układających się w opowieść o życiu frustrata i neurotyka naszych czasów i realiów. Mam na myśli „Dom wariatów”, „Życie wewnętrzne” i „Dzień świra”. Gniazdo rodzinnej frustracji gniazdem frustracji narodu Przesłanie Alice Miller, znakomitej psychoterapeutki, psycholożki, autorki takich książek jak „Dramat udanego dziecka” czy „Zniewolone dzieciństwo. Studium tyranii”, jest mniej więcej takie: rodzice uważają często, że mają prawo do miłości i szacunku, bo właśnie są rodzicami. Jednak nikt nie ma prawa do tych uczuć tylko dlatego, że spłodził i wychowuje dziecko, niezależnie od tego, jak je wychowuje. Szacunek za szacunek, miłość za miłość – taka jest prawda. Rodzic, którego godności rodzice nie szanowali, kiedy sam był dzieckiem, raczej nie będzie szanował godności swoich dzieci. Nie potrafi, nie umie, nie jest świadomy problemu. I tak się transmituje chore ludzkie postawy. Źle traktowane dzieci rzadko stają się matko- czy ojcobójcami, najczęściej idą okradać, gwałcić, chamić i tyranizować innych ludzi. To, co złego dostali w domu, lub ten brak dobrego oddadzą nam, obcym ludziom. Może nawet nadal kochają mamę i tatę i swoje dzieci wychowują podobnie do tego, jak sami byli wychowywani. Ponieważ przemoc ze strony rodziców jest ukryta, a nie jawna. Kryje ją naturalna zależność dziecka od rodzica. W Polsce świadomość psychologiczna jest mizerna lub żadna. Dlatego w tym kraju wielu ponurych ludzi dzieciństwa były przeważnie szczęśliwe, a małżeństwa są udane – tak przynajmniej mówią ankiety. Ludzie nie szanują, a często nie znają swoich uczuć. Niedawno słyszałam, jak pani w średnim wieku mówi do kilkunastoletniego chłopca: „Ciebie nie pytam, gnojku”. Nie zrobił ani nie powiedział niczego takiego, co by ją mogło rozsierdzić, po prostu jest młody, więc można go tak nazwać. Ale gnój to odchody, bydlęce g… Więc czy tym są dla nas dzieci? Ale tak się w Polsce, nadal powszechnie, mówi do młodych ludzi lub do dzieci. Koterskiego interesuje frustrat, neurotyk, interesuje go jego historia i ten szczególny, specyficznie polski posmak frustracji. Świadomie albo intuicyjnie, a pewnie i tak, i tak, opowiada o tym zjawisku, o tej polskiej frustrze, ale też rysuje jej kontekst społeczny, domowy, rodzinny. W jego pierwszym filmie, „Domu wariatów” – przypomniał go kanał Ale kino! – nie było krzyków ani wyzwisk. To inteligencka wersja świra, więc po wierzchu kultura. Właśnie młody człowiek (młody Marek Kondrat, fantastyczny) wizytował rodzinny koszmar domowy, z odwiecznie toczącą się wojną domową między rodzicami (Tadeusz Łomnicki i Bohdana Majda, rewelacyjni). Bowiem rodzice nie lubią się i nie są ze sobą szczęśliwi. Ale są od siebie zależni, żyć bez siebie nie mogą, bo nie potrafią żyć inaczej; pewnie byli podobnie zależni od swoich rodziców, a ich rodzice od swoich rodziców etc., etc. Czy byliby więc z kimkolwiek innym szczęśliwi? No nie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 40/2003

Kategorie: Opinie