Wojna o służby specjalne: politycy, oficerowie, agenci, dziennikarze. Dlaczego mieszają w tym kotle? Znów mamy w mediach festiwal służb specjalnych. Tygodnik „Newsweek” pisze, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wiedziała o korupcyjnych powiązaniach doradcy Mariusza Łapińskiego i to ukrywała. „To ordynarne łgarstwo”, odpowiada szef ABW, Andrzej Barcikowski. Ale opozycja nawet nie próbuje sprawdzać, czy to łgarstwo, czy nie, i już zażądała ustąpienia Barcikowskiego. Z kolei sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych zajmuje się tzw. teczką Marka Belki. Docieka, kto w ostatnich latach ją przeglądał. W świat więc idą (wiadomo – przecieki) oskarżenia, które po paru dniach są wycofywane. Ale atmosfera jest nakręcana. Powtarzają się też ataki na WSI, jest to wciąż ta sama sprawa, lustracji płk. Tarnowskiego, byłego wiceszefa ABW. Z konkluzją, że szef WSI, gen. Dukaczewski, mógł naruszyć ustawę lustracyjną. Wokół służb specjalnych mamy więc wielki szum. Sezonowy, można powiedzieć, bo zawsze w historii III RP w chwilach politycznych przesileń rozpoczyna się o nie wojna. Jedni o nie walczą, drudzy się bronią, niektórzy ludzie ze służb szukają nowych patronów politycznych. Tak jest i tym razem, znów mamy medialną strzelaninę. W kogo się strzela? Kto strzela? W jakim celu? Strzał w Barcikowskiego Najczytelniejsze są strzały oddane przez „Newsweek”. W tygodniku ukazał się artykuł, z którego wynikało, że ABW wiedziała o korupcyjnych powiązaniach doradcy ministra Mariusza Łapińskiego, Waldemara D., na długo przed ujawnieniem tej afery w prasie. Pomińmy fakt, że te afery są na razie nieudowodnione i możliwe, że oskarżony okaże się czysty. To jest w tej chwili mniej ważne. W „Newsweeku” czytamy również, że Łapiński wielokrotnie odwiedzał kierownictwo ABW. Wiemy też – pisze dziennikarz „Newsweeka” – że ok. 10 razy dzwonił do szefa ABW, Andrzeja Barcikowskiego, i blisko 70 razy do jego zastępcy, Pawła Pruszyńskiego, w gorącym okresie afery – od końca lutego do końca maja 2003 r. Czyli wtedy kiedy media eksploatowały „aferę” Waldemara D. Tekst w „Newsweeku” wywołał żywiołową reakcję polityków opozycji. Po raz kolejny domagano się dymisji Barcikowskiego i odwołania Pruszyńskiego, a poseł PiS, Zbigniew Ziobro, złożył doniesienie do prokuratury. Jego zdaniem, szefowie agencji popełnili przestępstwo, ponieważ „posiadali wiarygodne informacje o możliwości popełnienia przestępstwa przez najbliższe otoczenie ministra Mariusza Łapińskiego, a mimo to nie wszczęli postępowań, do których byli zobowiązani. Co więcej, kontaktowali się z osobami pozostającymi w kręgu podejrzeń”. „Jeśli chcemy skutecznie zwalczać korupcję w Polsce, musimy zwalczać tych, którzy wiedzą o korupcji, ale nie podejmują działań, które nakłada na nich ustawa, a wręcz przeciwnie, zdają się roztaczać parasol ochronny nad przestępcami!”, grzmiał poseł Ziobro. Tyle „Newsweek”, jego anonimowi informatorzy (lub inspiratorzy) i poseł Ziobro. A co na to szef ABW, Andrzej Barcikowski? „Informacje tygodnika „Newsweek” o rzekomej bezczynności ABW w sprawie Waldemara D., byłego współpracownika ministra zdrowia, Mariusza Łapińskiego, to ordynarne kłamstwa”, odpierał. Natomiast w rozmowie z „Przeglądem” przypomniał, że sprawę powiązań Naumana z firmami, które „obdarowywały” szpitale sprzętem, badały w latach 1997-1998 prokuratura, UOP i Centralne Biuro Śledcze. Czyli było to w czasach rządu Jerzego Buzka. I żadna z tych instytucji nie wskazała wówczas na Naumana jako na osobę zamieszaną w tzw. aferę sprzętową. „Między lutym a majem 2003 r. ani razu nie rozmawiałem z Łapińskim”, stwierdził. „Więc jak mogłem prowadzić z nim jakieś konsultacje? Kłamstwem jest też teza, że ABW nie badała nieprawidłowości w służbie zdrowia. Otóż badała. W ten sposób mamy materiał oparty na kłamstwie. I on kreuje atmosferę w kraju”. Kto ma więc rację – Barcikowski czy „Newsweek”? Łatwo to sprawdzić, ale – zdaje się – nie o to w całej sprawie chodzi. Pewnie nigdy też się nie dowiemy, czy artykuł w „Newsweeku” to czarny PR firm farmaceutycznych, czy też, co bardziej prawdopodobne, inspiracja byłych oficerów UOP związanych ze swoim byłym szefem, Zbigniewem Nowkiem. To rzecz drugorzędna, ważniejsze jest to, że temat został podchwycony, że zaczęto żądać, by premier zwolnił Barcikowskiego i jego zastępcę, Pawła Pruszyńskiego. Strzał w Miodowicza W całym tym zgiełku niemal niezauważenie przeszedł inny tekst, znakomicie wpisujący się w stylistykę festiwalu służb specjalnych. Mowa o publikacji w „Trybunie”, której autor narzeka na sejmową Komisję ds. Służb Specjalnych. Ta bowiem „nie spieszy się ze zbadaniem opisanej









