Kwestia obyczaju

Od kiedy przeczytałem w gazecie, że 19-letni syn prezydenta Juszczenki, Andrij, jest właścicielem praw autorskich do symboli tzw. pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, a więc do gadżetów, znaczków, pocztówek z fotografiami ojca i pięknej premier Tymoszenko, może nawet do samego koloru pomarańczowego, mogę już sobie wyobrazić, jaki będzie dalszy los Ukrainy. Oczywiście, przekazanie tych wszystkich emblematów, wartych ponoć 100 mln dol., młodemu Juszczence odbyło się zgodnie z prawem, podobno nie czerpie on z tego żadnych zysków, lecz jedynie zabezpiecza owe bezcenne symbole przed ich użyciem przez niewłaściwe osoby. Natomiast znaczący majątek osobisty 19-latka pochodzi stąd, że – jak zapewnia jego ojciec prezydent – pracuje on jako konsultant w „dobrze płacącej firmie konsultingowej”. Pomarańczowa rewolucja na Ukrainie nie była rewolucyjnym ruchem społecznym, lecz ruchem narodowym. Tak samo u nas ruchem narodowym była przed 25 laty „Solidarność”, prawdziwym zaś celem tego ruchu było włączenie wolnej Polski do wolnego świata kapitalistycznego. Ale o tym wiedziało wówczas niewiele osób, parę banków, Amerykanie, Watykan, nawet nie wszyscy przywódcy komitetów strajkowych i nie wszyscy doradcy „Solidarności”, skoro nieodżałowany Janek Strzelecki na przykład, także doradca, opowiadał mi wówczas z entuzjazmem o „klasie w sobie” i „klasie dla siebie”, widząc w „Solidarności” ruch robotniczy o wyższym stopniu świadomości klasowej. Ale żaden ruch narodowy nie może wygrać bez poparcia pracującej większości społeczeństwa. Ta zaś z kolei z każdym takim ruchem kojarzy sobie – często naiwnie, jak wiemy – marzenie o poprawie swego losu, sprawiedliwości społecznej, większej równości, lepszym życiu swoich rodzin. Że tak myślano 25 lat temu w Polsce, świadczy 21 postulatów ówczesnej „Solidarności”, które dzisiaj czyta się z rozrzewnieniem i za których opublikowanie dzisiaj dzisiejsze media i dzisiejsi ekonomiści nie pozostawiliby na autorach tych postulatów suchej nitki, oskarżając ich o populizm, brednię ekonomiczną, roszczeniowe rozpasanie i komunizm. Tak samo pewnie myślą obecnie ludzie na Ukrainie i tak samo pewnie skończą niebawem na jakiejś komisji Orlenu, komisji PZU czy komisji Rywina. Jest to być może prawidłowość obecnych przemian. Redaktor „Krytyki Politycznej”, Sławomir Sierakowski. opublikował niedawno w „Gazecie Wyborczej” artykuł, w którym twierdzi, że w polskiej polityce jest za mało polityki, a więc nie połajanek, przepychanek i rwania się do władzy, lecz autentycznych stanowisk światopoglądowych, poglądów, rozwiązań, idei, z którymi politycy chcieliby się identyfikować na dobre i na złe, uważając je za własne i słuszne. Ma oczywiście rację, okres przedwyborczy potwierdza to wymownie. Mamy więc do czynienia z trzema co najmniej gorszącymi widowiskami. Pierwszym z nich jest nerwowa bieganina obecnych posłów z partii do partii i z klubu do klubu, aby tylko ponownie załapać się na mandat do nowego Sejmu. Posłowie SLD przesiadają się do Samoobrony, niektórzy próbują też do Demokratów Frasyniuka, ale kiedy Demokraci wypadają słabo, zdezorientowani wracają z powrotem. Temu baletowi poszczególnych osób towarzyszą zdumiewające manewry całych partii, a więc na przykład sojusz PiS, malującego się jako partia antyliberalna, z Platformą Obywatelską, która jest kwintesencją liberalizmu gospodarczego. Jak będą rządzić wspólnie te partie, trudno sobie wyobrazić, łatwiej zgadnąć, jak podzielą pomiędzy siebie ministerstwa. Dołącza się do tego Samoobrona, która na swojej konwencji ogłosiła się partią „prawdziwej lewicy”, niemalże socjalistyczną, aby nazajutrz przez usta Leppera powiedzieć, że chętnie rządziłaby razem z Ligą Polskich Rodzin, której jeden z przywódców z kolei, Wojciech Wierzejski, mówi bez ogródek, że „naszym obowiązkiem jako Polaków i katolików jest realizacja społecznej nauki Kościoła na każdym polu”, a pederastom i „dewiantom” wyda on taką wojnę, że się zdziwią. Trzecim wreszcie gorszącym dowodem całkowitej bezideowości polityki jest postawa ciągle jeszcze rządzącego i popieranego przez lewicę rządu, którego każde posunięcie – postawa wobec emerytur górniczych, wobec odpłatności w szkołach wyższych, wobec świadczeń alimentacyjnych, wobec najniższych uposażeń, wobec NFZ aż po bary mleczne, którym grozi zagłada – oznacza po prostu zaskarbianie sobie łask u nowej, prawicowej ekipy, której rząd ten odda władzę na jesieni. Wydaje mi się jednak, że w polityce obecnej nie tylko brak polityki prawdziwej, o czym pisze Sierakowski, ale brak także obyczaju, to znaczy miejsca, gdzie w normalnych społeczeństwach ogólne zasady

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 32/2005

Kategorie: Felietony