Liberum veto w Strasburgu nie przejdzie

Liberum veto w Strasburgu nie przejdzie

Polscy eurodeputowani będą mieć większą władzę i wpływ na długofalowe losy Polski niż posłowie do Sejmu Richard Cottrell, były eurodeputowany – Zaskoczyły pana polskie wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego? – Absolutnie nie. Właśnie takie rezultaty przewidywałem. Pokazują one kilka ważnych rzeczy. Po pierwsze to, że Polacy wciąż nie identyfikują się do końca z systemem politycznym, w którym przyszło im żyć przez ostatnie 14 lat. Po drugie, eurowybory potwierdziły, że znaczna część polskiego społeczeństwa nie jest gotowa, by poprzeć dalsze reformy rynkowe. To zresztą nic dziwnego w kraju, w którym klasa średnia stanowi zaledwie 800 tys., może milion ludzi, a ponad 70% Polaków musi żyć za mniej niż 2 tys. zł na rodzinę miesięcznie. – Czy właśnie w biedzie widzi pan główną przyczynę zaledwie 20-procentowej frekwencji i sporej liczby głosów oddanych na Ligę Polskich Rodzin, a także na Samoobronę? – Dodałbym do tego reakcję części wyborców na presję Kościoła katolickiego, który w Polsce odgrywa w polityce stanowczo zbyt dużą rolę, a także wyraźny dowód braku akceptacji sporej części Polaków dla porozumień Okrągłego Stołu i rezultatów tych porozumień. Kto bowiem zebrał tak naprawdę najwięcej głosów podczas eurowyborów w Polsce? Partia nieobecnych. Tych, którzy ogłosili swoim zachowaniem: nie chcę (w takich realiach politycznych i społecznych) głosować! Dopóki tacy wyborcy będą w Polsce najliczniejsi, będziecie mieli zawsze zaskakujące i zmieniające się nieustannie rezultaty wyborów. – Być może, przesadzamy jednak w martwieniu się niską frekwencją. W końcu w pana rodzinnej Wielkiej Brytanii normalnie w wyborach do (brytyjskiej) Izby Gmin bierze udział nawet 80% ludzi, a teraz, w eurowyborach, do urn poszło o połowę mniej – 38%. Jeśli porównać to do frekwencji z elekcji w 2001 r., która wyniosła wówczas 46%, wynik prawie 21% nie wygląda tak dramatycznie? – Nie porównujmy tych dwóch różnych sytuacji. Frekwencja w Polsce była deprymująco niska. Żaden argument czy przykład tego nie zmieni. W waszym kraju nie ma po prostu żadnego ugrupowania politycznego, z którym identyfikowałaby się większość Polaków. Gdzie jest np. w Polsce chrześcijańska demokracja, która w tak religijnym społeczeństwie powinna mieć ogromne poparcie? Gdzie jest stabilna partia o prawdziwie lewicowym programie politycznym? Czy istnieje tu silne, nastawione prorynkowo ugrupowanie liberalno-demokratyczne? – Tu chyba zapomina pan o Platformie Obywatelskiej. – Nie zapominam. Platforma takim ugrupowaniem nie jest. To niestabilna i ociężała koalicja, pozbawiona spójnego oblicza, która wcześniej czy później skłóci się wewnętrznie, a może nawet rozpadnie. W ogóle nie ma własnego programu europejskiego. Platforma ani razu w swoich wypowiedziach na temat Unii nie zająknęła się np. na temat polskiego rolnictwa w UE i Wspólnej Polityki Rolnej Unii. W kraju, gdzie rolnictwo odgrywa tak ogromną rolę gospodarczą i polityczną! Znam wielu liberalnie nastawionych Polaków, którzy właśnie z tego powodu nie głosowali na Platformę, ale na Unię Wolności, bo ta przynajmniej przedstawiła w kampanii do Parlamentu Europejskiego jakąś przemyślaną wizję przyszłej Europy. – Poza partiami z prawdziwego – prawdziwego w zachodnim tego słowa znaczeniu – zdarzenia co jeszcze jest piętą achillesowa polskiej polityki? – Dominacja tzw. szlachty na scenie publicznej. Aroganckich ignorantów, ale także profesorów bufonów i „inteligentów”, którzy nie mają żadnego realnego kontaktu ze swoimi wyborcami. Ci ludzie nigdy nie rozmawiają z Polakami z ulicy! Czy widział pan ich kiedykolwiek, jak ściskają ręce swoich wyborców? Jak chodzą od drzwi do drzwi, by rozmawiać o tym, co ludzi boli? Jak przewodzą ulicznym manifestacjom, tak jak to się robi w innych krajach? Stąd tak częste wśród Polaków jest przekonanie, że politycy pogardzają w Polsce zwykłymi ludźmi. – Jeden polityk zachowuje się na pewno inaczej – Andrzej Lepper. – Dokładnie tak. I dlatego zyskuje tak relatywnie duże poparcie społeczne. Bo ludzie patrzą i widzą, że politycy inni niż Lepper sami pomiędzy sobą chcieliby podzielić polski kawałek tortu, odsuwając od stołu miliony ciężko pracujących Polaków. Wkurzają się więc i albo głosują na Samoobronę, albo nie głosują wcale. – Może także z tego powodu, że w kampanii europejskiej mało kto chciał rozmawiać o Europie? – Praktycznie nikt o niej nie mówił! Politycy nie mieli w tej sprawie prawie nic do powiedzenia, a wyborcy chyba także nie za bardzo chcieli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 26/2004

Kategorie: Wywiady