Liczy się jakość życia, a nie bogactwo

Liczy się jakość życia, a nie bogactwo

Odwiedzili mnie przyjaciele ze Stanów, Wacek i Małgosia. Mieszkają w okolicach San Francisco. Wacek, polski patriota o szerokich horyzontach, wolny od wszelkich uprzedzeń rasowych czy etnicznych, był szefem Kongresu Polonii Amerykańskiej w północnej Kalifornii, gdy tam mieszkałem. To jemu zawdzięczam m.in. wizytę na jednym z zebrań w Domu Polskim w San Francisco, gdzie ówczesny prezes Kongresu Edward Moskal popisał się antysemickimi wypowiedziami. Wspaniale skontrował go Paweł Potoroczyn, konsul polski w Los Angeles.

Nie o tym jednak chciałem pisać, ale o przekazanych mi przez Wacka i Małgosię wrażeniach z obecnej sytuacji w Stanach. Można je podsumować jednym słowem: katastrofa. Moje ukochane San Francisco z miasta pełnego uroku i wdzięku zamieniło się w obozowisko bezdomnych, chorych psychicznie i uzależnionych od narkotyków. Ludziom nieustannie towarzyszy strach, bo nie ma dnia bez strzelaniny. Strach ten dotyczy także szkół i uniwersytetów, w których zarówno nauczanie, jak i pobieranie nauki stało się ogromnie stresujące z powodu możliwości zbiorowego mordu – dzieci przechodzą szkolenia, co należy robić w przypadku strzelaniny; można sobie wyobrazić, jak wpływają one na psychikę.

Ze smutkiem słuchałem relacji z kraju, który jest mi tak bliski. Najbogatszego kraju świata, gdzie jakość życia jest niska. Wszak składają się na nią takie m.in. rzeczy jak poczucie bezpieczeństwa, dobry poziom usług publicznych oraz zakres wolnego czasu do dyspozycji, o którym z kolei decyduje faktyczny czas pracy i długość urlopów. Czyli wszystko to, co w USA szwankuje. Nie przypadkiem zatem we wszelkich rankingach jakości życia znajdują się one na odległych pozycjach. W pierwszej dziesiątce nie brakuje natomiast państw skandynawskich, prezentujących dokładnie odwrotny do amerykańskiego model ekonomiczno-społeczny.

Wyciągnijmy wreszcie wnioski. Wszelkie próby zainstalowania w Polsce amerykańskiego modelu kapitalizmu trzeba uznać za przepis na katastrofę. Dotyczy to m.in. chęci wprowadzenia w naszym kraju zasad libertarianizmu w stylu Ayn Rand – chwalczyni egoizmu i bezlitosnej konkurencji oraz pogardy dla słabszych (z przerażeniem wyczytałem, że jej wielbicielem jest Przemysław Wipler, kandydat Konfederacji do Sejmu z Torunia. Czymże to piękne miasto zasłużyło sobie na to?). Tymczasem, jak pokazują badania społeczne, Konfederacja, partia o libertarianistycznym obliczu, głosząca m.in. postulaty szerszego dostępu do broni, znajduje posłuch wśród wielu polskich wyborców, szczególnie młodych. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że wyrosło nam pokolenie ludzi, którzy prezentują egoistyczne nastawienie i mają w nosie dobro wspólne. Przemawiają do nich niemądre hasła o bogaceniu się bez granic i nieprzejmowaniu się katastrofą klimatyczną. O poleganiu jedynie na sobie i nieoglądaniu się na innych, o likwidacji państwa socjalnego, o osłabieniu już i tak słabego państwa. Wszystko to jest wyrazem chęci zaprowadzenia w Polsce takiego modelu kapitalizmu, który pchnął Stany Zjednoczone na skraj przepaści. To próba wzmocnienia i tak już silnego w Polsce indywidualizmu i pogardy dla państwa, która musi zaowocować hiperindywidualizmem i faktycznym anarchokapitalizmem. Czyli zjawiskami, które po neoliberalnej rewolucji Reagana i Clintona doprowadziły do upadku etosu wspólnotowego w Stanach Zjednoczonych, do niebywałego wzrostu nierówności społecznych, anomii i zimnej wojny domowej.

Wygląda na to, że niczego się nie nauczyliśmy z dramatycznych losów Ameryki. Kraju, w którym ludziom się wydaje, że można być szczęśliwym, choć wokół pełno nieszczęścia. Że wystarczy się odgrodzić od innych, aby zyskać poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny. Jak bowiem inaczej interpretować nasze polskie przywiązanie do grodzenia się, izolowania, wynoszenia się i puszenia bogactwem? Do pogardy dla dobra wspólnego, takiego jak piękno przyrody, krajobrazu bądź czyste powietrze? Do nieskrywanego podziwu dla silnych i bezwzględnych? Skłonności do upokarzania słabszych, przede wszystkim biedniejszych? Nic dziwnego, że w tej atmosferze dzieci tracą busolę moralną i wzorem amerykańskich popadają w depresję, sięgają po narkotyki i tracą sens życia. Sami zgotowaliśmy im taki los, promując bezwzględny kapitalizm, zabójczą konkurencję i patologiczny indywidualizm. Głosząc durne hasła o człowieku jako kowalu swojego losu i mity o indywidualnej samowystarczalności. Powtarzając błędy Amerykanów. Tragiczne.

 

Wydanie: 2023, 36/2023

Kategorie: Andrzej Szahaj, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy