Posłowie prawicy, reprezentując w Sejmie Kościół, a nie ogół obywateli, dokonują stopniowego demontażu demokracji liberalnej W radiu TOK FM zapytano posła PiS, czy byłby skłonny poprzeć postulat grupy osób, która domaga się utworzenia na cmentarzach tzw. łąk pamięci, na których można by rozsypywać prochy zmarłych, jeśli taka byłaby ich ostatnia wola. Poseł trochę kluczył, ale wreszcie stanowczo stwierdził, że nie poparłby takiego projektu, bo jest on sprzeczny z katolicką zasadą szacunku dla ludzkich szczątków. O tym, w jakich okolicznościach szacunek ten jest okazywany, decyduje więc, zdaniem posła, obrządek religijny, a nie uszanowanie woli zmarłego. Reakcję posła można uznać za typową dla obyczajów większości przedstawicieli naszego parlamentu. W demokratycznym państwie pierwszą reakcją posła na postulat obywateli w jakiejś sprawie powinna być skłonność do jego spełnienia, jeśli nie ma przeciwwskazań konstytucyjnych ani ekonomicznych i jeśli jest pewność, że nie będzie to w jakiś sposób ograniczać swobód innych obywateli. Tymczasem u nas posłowie prawicy reagują inaczej: mianowicie interesuje ich, czy postulat ten jest zgodny z zasadami religii katolickiej. Nie ma przy tym znaczenia, że jego przyjęcie do niczego katolików nie zmusza, a jedynie pozwala innym obywatelom postępować zgodnie z własnymi przekonaniami. Poseł prawicy zaprotestuje przeciwko wszystkiemu, co nie jest zgodne z zasadami jego wiary. Niekiedy tylko, aby uniknąć podejrzenia o ideologiczną inspirację, uzasadni swoje negatywne stanowisko tym, że w jego mniemaniu większość sobie tego nie życzy. W demokracji liberalnej jest to oczywiście argument kompletnie nietrafiony, bo żadna większość nie może zabronić mniejszości tego, co nie ogranicza praw owej większości. Posłowie prawicy do znudzenia powołują się na przywiązanie Polaków do tradycyjnych wartości, ale przecież np. ustawy o związkach partnerskich też domagają się Polacy. Czy to ma znaczenie, ilu ich jest? Przecież liberalne, pozbawione ideologicznej jednostronności rozwiązania prawne niczego nie zmienią w życiu tych, którzy są „przywiązani do tradycyjnych wartości”. Czyżby konserwatyści byli niezbyt przekonani o sile tego przywiązania, skoro domagają się dla niego osłony prawnej? Ideologiczna supremacja Próby zaprowadzenia własnych porządków drogą przymusu prawnego są sprzeczne z zasadami demokracji liberalnej – jedynego ustroju, który odrzuca możliwość nierównego obywatelstwa z powodu rasy, wyznania, poglądów politycznych lub stylu życia. Fundamentalistyczny zapał w tworzeniu Królestwa Bożego na Ziemi jest w istocie dążeniem do władzy jednego środowiska i zapewnienia jego ideologicznej supremacji. Jest to stanowisko nie tylko dogmatyczne, ale przez stosunek do innych ludzi także głęboko niemoralne. Większość posłów prawicy zdaje się zapominać, że z chwilą otrzymania mandatu przestali być reprezentantami tylko tych, którzy na nich głosowali, i mają obowiązek dbania o interesy wszystkich obywateli. Stanowiąc prawo, nie powinni zatem uprzywilejowywać jednej grupy obywateli kosztem innych, bez względu na to, jak liczna jest to grupa. W ustroju demokracji liberalnej posłowie nie mogą także uzurpować sobie prawa do wychowywania obywateli, narzucając im własne wartości, normy i wzory zachowań. A tak właśnie robią posłowie prawicy, kiedy twierdzą, że zasad moralnych nie wolno poddawać głosowaniu. Można by się z tym zgodzić, gdyby nie fakt, że moralność zawsze jest uwarunkowana kulturowo i z tego powodu zmienna. Różne postawy i zachowania w różnych czasach i kulturach uchodziły i nadal uchodzą za moralne, niemoralne lub moralnie obojętne. Próby przeforsowania ustaw opatrzonych pieczątką moralności bez dyskusji wynikają z przekonania, że jest tylko jedna prawdziwa moralność, a mianowicie moralność katolicka. Skoro tak, to moralny kodeks katolicki powinien obowiązywać w życiu społecznym, a także prywatnym obywateli. Urzeczywistnienie tego postulatu oznacza stworzenie państwa wyznaniowego na wzór islamskich despotii. Zgodnie ze standardami europejskimi pluralizm światopoglądowy musi być podstawą wszelkich regulacji prawnych, bez względu na to, jaki światopogląd dominuje w społeczeństwie. Zwolennicy jednego światopoglądu nie mogą narzucać innym konsekwencji praktycznych swojej wiary. Dla jednych zarodek jest człowiekiem, ale dla drugich jeszcze nim nie jest; dla jednych Bóg jest właścicielem ich życia, ale drudzy uważają, że ich życie należy wyłącznie do nich i mają prawo decydować o jego zakończeniu; jedni sądzą, że Bóg stworzył świat, a drudzy uważają, że ukształtował się on (i nadal się kształtuje) drogą materialistycznej ewolucji itd. Strach przed biskupem Ustawy, które dotykają
Tagi:
Czesław Sikorski









