Lody śmigłem kręcone (II)

Lody śmigłem kręcone (II)

blackhawk http://www.bundesheer.at

Już w 2014 r. było jasne, że to nie Francuzi, lecz Amerykanie dostarczą helikoptery dla polskiej armii 1 grudnia 2014 r. w opublikowanym na łamach PRZEGLĄDU tekście dowodziłem, że konsorcjum Airbus Helicopters i Heli Invest Sp. z o.o. oferujące polskiemu wojsku śmigłowiec EC725 Caracal raczej nie ma wielkich szans na sukces. Pisałem: „Będę zdziwiony, jeśli konsorcjum Sikorsky Aircraft Corporation i PZL nie wygra tego przetargu”. W ubiegłym tygodniu minister Antoni Macierewicz podczas wizyty w zakładach PZL Mielec zapowiedział, że jeszcze w tym roku do wojsk specjalnych trafią pierwsze śmigłowce Black Hawk. PZL Mielec to spółka zależna Sikorsky Aircraft Corporation. Warto też przypomnieć wypowiedź prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego z jesieni 2014 r., gdy w trakcie konwencji wojewódzkiej PiS w Rzeszowie, przed wyborami samorządowymi, oświadczył on, że jego ugrupowanie „zrobi wszystko”, aby przetarg na dostawę śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii był uczciwy. Oznajmił też, że już ogłoszony „przetarg został tak skonstruowany, a w każdym razie tak go zmieniono, jeżeli chodzi o warunki, w ostatnim czasie, (…) że w gruncie rzeczy ta firma, która je produkuje, czyli Sikorsky, jego polska część, nie ma szans”. Na zakończenie Jarosław Kaczyński wyraził przekonanie, że „jedynym państwem, które jest dla nas realnym sojusznikiem, takim, który może nas rzeczywiście obronić, są Stany Zjednoczone”. Po zwycięskich dla Prawa i Sprawiedliwości wyborach prezydenckich i parlamentarnych tylko prezes Airbus Helicopters Guillaume Faury mógł przypuszczać, że cokolwiek w Polsce sprzeda. Nasz najlepszy sojusznik Jest tajemnicą poliszynela, że amerykańskie koncerny – zwłaszcza zbrojeniowe – od lat traktują Polskę jak swoje podwórko. Gdy ogłoszono przetarg na samolot wielozadaniowy dla naszego lotnictwa wojskowego, wiadomo było, że zwyciężyć może tylko General Dynamics F-16 Fighting Falcon produkowany przez Lockheed Martin Aeronautics Company w Fort Worth w Teksasie. Podobnie rzecz się miała z zakupem nowych samolotów dla Polskich Linii Lotniczych LOT. Wybrano produkowane przez Boeinga dreamlinery. Fakt, że dostarczono je z opóźnieniem, nie miał znaczenia. W wywiadzie udzielonym w ubiegłym tygodniu portalowi wPolityce.pl gen. Krzysztof Załęski, niegdyś zastępca dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, mówił: „Stawialiśmy od początku na Amerykanów, nawet był pomysł, który nie wiem dlaczego został zarzucony, wymiany przestarzałych samolotów Su-22 na pozyskane z drugiej ręki F-16, by mieć jednorodny sprzęt. Zawsze zakładaliśmy w ramach pomocy wojskowej, że powinniśmy bazować na Amerykanach. Jaka by bowiem zawierucha się nie wydarzyła w naszej części świata, to zawsze kończyła się z udziałem Amerykanów. Współpraca z Amerykanami i współpraca regionalna zapewnią nam bezpieczeństwo, innej możliwości nie widzę”. Cytowany przez ten sam portal płk Lesław Dubaj, w latach 2007-2010 dowódca 33. Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu, oświadcza wprost: „Dobrze się stało, że negocjacje zostały zerwane, bo trzeba było Francuzom pokazać, że byle czego nie weźmiemy”. Trudno uwierzyć, że francuska dyplomacja, francuskie służby specjalne, w końcu przedstawiciele francuskiego biznesu nie mają pojęcia o szczególnym charakterze relacji między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Były minister spraw zagranicznych Radek Sikorski w słynnej nagranej przez kelnerów rozmowie z ówczesnym ministrem finansów Jackiem Rostowskim określił je mianem murzyńskości. I dodał, że „sojusz polsko-amerykański jest nic niewart. Jest szkodliwy, bo daje poczucie bezpieczeństwa”. Jednym słowem bullshit. Dym wokół przetargów Handel bronią to brudny, lecz niezwykle dochodowy interes. Tu każdy chwyt jest dozwolony. Przekupstwo, szantaż, naciski polityczne i czarny PR to chleb powszedni. W latach 2001-2007 brytyjskie media tropiły podejrzane praktyki koncernu zbrojeniowego BAE Systems, który miał wręczać przedstawicielom saudyjskiej rodziny królewskiej gigantyczne łapówki. Rzecz okazała się o wiele poważniejsza. Skandal nazwany Al-Yamamah arms deal dotyczył związanych z handlem bronią praktyk korupcyjnych brytyjskich oficjeli, które miały miejsce w latach 1985-2006! Chodziło nie o dziesiątki czy setki milionów funtów, lecz o miliardy. Ostatecznie rząd Jej Królewskiej Mości zamknął sprawę, tłumacząc to interesem narodowym. Nikt nie został ukarany. Prowadzone w Stanach Zjednoczonych śledztwo ujawniło, że w sprawę mógł być zaangażowany wpływowy książę Bandar ibn Sultan, wieloletni ambasador Arabii Saudyjskiej w tym kraju. W Polsce niemal każdy większy przetarg

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 42/2016

Kategorie: Kraj