Londyn odchudza Unię

Londyn odchudza Unię

Albo się zmienicie, albo bawcie się sami – tak coraz częściej mówią reszcie Unii Brytyjczycy Korespondencja z Londynu Wspólne budowanie Europy? Wielkie europejskie braterstwo? Na Wyspach na takie rzeczy nikt nie ma czasu. To nie jest kraj dla euroentuzjastów. – Większość Brytyjczyków postrzega kontynent jako coś obcego. Nie widzimy siebie jako części Europy – tłumaczy Stephen Tindale z londyńskiego Centrum na rzecz Reformy Europy. – Dla naszych polityków Europa to po prostu parę krajów po drugiej stronie kanału. Podobnie jak większość mieszkańców Wysp zwracają się oni ku tzw. światu anglosaskiemu: Kanadzie, Australii, no i przede wszystkim Stanom Zjednoczonym – wylicza Tindale. Unia light Brytyjczykom marzy się Unia light. Chcieliby zaaplikować Wspólnocie dietę. Przepis? Więcej wolnego rynku, mniej politycznej centralizacji. Więcej miejsca dla księgowych, mniej – dla poetów i filozofów. – Wierzę we wspólny rynek, ale nie w wielkie idee i programy – tłumaczył jakiś czas temu premier David Cameron. Do odchudzenia Unii zachęca też Open Europe – jeden z najbardziej wpływowych brytyjskich think tanków. – Wielu polityków chciałoby przy okazji kryzysu dokończyć dzieło centralizacji. W Parlamencie Europejskim taka retoryka jest bardzo popularna: jeden skarbnik, podatki, emerytury… Tyle że na europejskich ulicach podobne pomysły nie cieszą się popularnością – mówi ekspert think tanku Paweł Świdlicki. I dodaje, że taka integracja ponad naszymi głowami może się skończyć bardzo źle. – W Grecji zarówno eurosceptyczna skrajna lewica, jak i prawica uzyskały bardzo duże poparcie. Podobnie było we Francji, gdzie Marine Le Pen dostała niemal 20% głosów. To po prostu skutek tego, że ludzie czują, że ich opinia jest ignorowana przez elity – przekonuje Świdlicki. Im bardziej wierchuszka z Brukseli naciska na integrację polityczną, tym mniej entuzjazmu widać na ulicy. Stąd tradycyjnie niska frekwencja w eurowyborach. Przeciętni James i Annie wcale nie palą się do wymachiwania flagami z unijnymi gwiazdkami. Klauni atakują – Ma pan charyzmę mokrej szmaty i wygląd bankiera niższego szczebla – tak jakiś czas temu zwracał się do Hermana Van Rompuya, przewodniczącego Rady Europejskiej, Nigel Farage – nowa gwiazda brytyjskiej polityki. To dość reprezentatywna przemowa. Bo Farage, lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), nie siedzi w Brukseli po to, by budować wspólną Europę. Wręcz przeciwnie. Chce przed nią ratować Wielką Brytanię. Kopie więc pod Unią dołki w samym jej sercu. Konrad Wallenrod made in England. Liderowi Partii Niepodległości łatwiej było się dostać do Parlamentu Europejskiego niż do Izby Gmin (obowiązuje tu inna ordynacja, bardziej przyjazna małym partiom). Farage od początku wykorzystywał to miejsce jako trampolinę. Każda antyeuropejska tyrada, każda lampa błyskowa aparatu fotograficznego, każda kontrowersja była dla niego kolejnym podskokiem. A Farage podskakiwał coraz wyżej. Niedawno pobił rekord wysokości. – W ostatnich wyborach lokalnych UKIP osiągnęła duży sukces. Tak naprawdę w Wielkiej Brytanii nie istnieje zbyt wiele stronnictw, na które można zagłosować, jeśli chce się oddać głos protestu. Laburzyści, którzy rządzili Wyspami 13 lat, niby są opozycją, ale wszyscy postrzegają ich jako partię establishmentową. Wcześniej głosy protestu zgarniali Liberalni Demokraci. Ale teraz są przecież w koalicji rządzącej. UKIP przemawia więc do tych Brytyjczyków, którzy mają dość status quo i chcą przeciw niemu zaprotestować – tłumaczy Paweł Świdlicki. Czym podpadł Brytyjczykom establishment? W 2004 r. Partia Pracy nie wprowadziła okresów przejściowych dla przybyszów z nowych krajów UE, w tym z Polski. Do tego dała się zaskoczyć skalą tej imigracji. Efekt? Większa konkurencja w niektórych sektorach rynku pracy, dłuższe kolejki do szkół, szpitali i opieki społecznej. Dodatkowo wszystko wyostrzył kryzys. Dlatego niektórzy tradycyjni wyborcy lewicy przerzucili swoje głosy na antyimigranckie ugrupowanie Farage’a. Z kolei część elektoratu prawicy dość już miała hamletyzowania Camerona i spółki w sprawie UE. Ci ludzie chcieli jasnego „nie” dla Brukseli. I usłyszeli je z ust liderów UKIP. Cameron linoskoczkiem Podczas gdy Farage skacze sobie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 29/2013

Kategorie: Świat