Pierwiosnki mają niezwykłą wolę walki i chęć kwitnienia Wiosna w ogrodzie Ani się obejrzysz, a marzec namiesza w twoim ogródku jak w przysłowiowym garncu. Ziemia zacznie powoli rozmarzać, a na wierzch wyklują się pierwsze kiełki i nieśmiałe pączki. Początkowo wszystko to będzie bardziej przypominać bezkształtną, budyniową szarą masę niż wykwintne danie, ale pod koniec miesiąca ogród będzie już nie do poznania. W tym czasie zmiany widać gołym okiem. Z godziny na godzinę przybywa nowych smaczków i apetycznych kąsków, które najpierw bulgoczą leniwie w małym marcowym rondelku, ale nim miesiąc dobiegnie końca, każdy wypad do ogrodu będzie oznaczał skok na główkę wprost do wielkiego kotła. Pora zakończyć zimową ogrodniczą głodówkę. Wiosna podaje do stołu! Kiedy ciepło i wilgoć wypełniają powietrze, rośliny zaczynają budzić się do życia. Przez krótką chwilę, trwającą nie dłużej niż tydzień (co w skali całego roku jest tylko mgnieniem, a w natłoku wrażeń zapewnianych przez widowiskowe letnie kwiaty łatwo o tym zapomnieć), nowe pąki zaczynają się otwierać, a gałązki zielenić. Pąki te są już nabrzmiałe i gotowe do rozwoju, więc w ciągu kilku dni przekształcają się w młode pędy i liście. Przez ten krótki czas tworzą w powietrzu zieloną mgiełkę, doskonale widoczną, kiedy patrzymy na nią pod słońce. Wcześniej pąki były zbyt małe, aby dostrzec oblewającą gałęzie zieleń, a później – wydają liście, które zmieniają krajobraz i nie przepuszczają tak łatwo promieni słońca. W tym magicznym momencie wiosnę można nie tylko poczuć, lecz także wyraźnie zauważyć, i już nie ma od niej odwrotu. Po pierwszym przypływie kwiatów i zieleni każdy ogrodnik czeka do połowy maja na najważniejszy koncert sezonu i do tego czasu tańczy tak, jak pogoda zagra. Majowy tercet antyegzotyczny w składzie: Pankracy, Serwacy i Bonifacy, czyli trzej zimni dranie obchodzący imieniny odpowiednio 12, 13 i 14 maja, co roku straszą przymrozkami. Jeszcze 15 maja na scenie rzępoli zimna Zośka, a później to już hulaj dusza, zimy nie ma. Całe tabuny ogrodników sieją i sadzą na potęgę, a ja razem z nimi. Wszystkie warzywne i kwiatowe zmarzlaki mogą w końcu bezpiecznie trafić pod chmurkę. Połowę maja uznaje się za bezpieczną granicę, po której przekroczeniu można już bezpiecznie uprawiać w gruncie nawet najbardziej wrażliwe na mróz gatunki. Zatem wiosną to głównie pogoda zaczyna pobudzać rośliny do życia, jak mocna kawa w poniedziałkowy poranek. Powietrze jest bardziej przejrzyste i słońca jakby więcej, i niebo bardziej niebieskie… A może po prostu najadłem się za dużo wiosennego optymizmu? A niech tam nawet! Bo kiedy, jeśli nie u progu nowego sezonu, będzie ku temu lepsza okazja? Kwiaty, drzewa i zmęczony po zimie trawnik ochoczo otrząsają się z letargu, a ja razem z nimi. Staram się utrwalić w pamięci każdy dzień, bo wiem, że jutro ten sam ogród będzie już zupełnie innym miejscem. Gdybym miał inaczej nazwać wiosnę, nazwałbym ją Szansą. Porażki z ubiegłego roku ulegają przeterminowaniu, licznik znów pokazuje zero i wszystkiego można spróbować od nowa. To wiosną sieje się najwięcej nasion. To wiosną najlepiej ćwiczyć przycinanie. To wiosną najlepiej widać, co gdzie posadzić, i to wiosną można rozmnażać najwięcej roślin. Z tego wszystkiego jasno wynika, że to także wiosną jest na wszystko najmniej czasu, a jeśli teraz z czymś nie zdążysz, to kolejna szansa przyjdzie dopiero, albo na szczęście, za rok. Pierwiosnek Są na świecie rzeczy tak piękne, że trudno uwierzyć w ich prawdziwość: nowo narodzone kocięta, dźwięk rożka angielskiego w dolnym rejestrze, happeningi darmowego przytulania na ulicy i radosne prymule na przedwiośniu. Te ostatnie wywołują natychmiastowy uśmiech już od pierwszego spojrzenia, bo trudno o bardziej kolorowe, tanie i różnorodne kwiaty w czasie, kiedy sól drogowa pleśnieje w przydrożnych pojemnikach, ponieważ zima i wiosna pokłóciły się na dobre. Najwyraźniej tyle nam się dostanie z prawdziwego przedwiośnia, ile sami sobie zmajstrujemy. A pierwiosnki do tego majstrowania nadają się wyśmienicie. Większość marcowych, handlowych pierwiosnków, zwanych też prymulkami, pochodzi od pierwiosnka bezłodygowego (Primula vulgaris), który oryginalnie kwitnie na żółto i ma bardzo ciekawy sposób rozsiewania. Wykorzystuje do tego mrówki, które ochoczo zjadają bogate w tłuszcze i cukry wyrostki znajdujące się na nasionach, elajosomy (ten sam









