Wielu rodziców posyła dzieci na niezliczone zajęcia dodatkowe. Gdy jeszcze objawi się jakiś talent, nie odpuszczają, nawet gdy dziecko nie chce już się kształcić w danej dziedzinie. Z drugiej strony dorośli widzą szerzej, wiedzą, że konsekwencja, upór i systematyczność dają świetne rezultaty, i mówią np.: „Myślisz, że mnie się chce codziennie biegać? Ale dzięki temu mam dobrą kondycję, a jak sobie odpuszczę, to przytyję”.
– Dziecko absolutnie wierzy dorosłemu, póki jest małe, bo mama i tata to jedyny świat, jaki zna. Po pewnym czasie widzi ich sztuczność, nieautentyczność i zaczyna się buntować. Wtedy często jest przymuszane do pewnych zachowań. Kto to lubi? Zanim dorosły stwierdził, że chce dla siebie biegać, pewnie wiele razy się buntował przeciw zdaniu rodziców. Po co taki stres wszystkim fundować? Trzeba z dzieckiem rozmawiać i słuchać jego argumentów. Gdy mówi, że nie chce już występować na scenie, bo zżerają je nerwy, nie śpi po nocach, nie ma sił, aby wstać, bo tylko myśli o tym, że znów będzie musiało śpiewać czy brać udział w konkursie, to po co je dalej narażać na taką traumę? Może woli po prostu pojeździć sobie na rowerze albo poczytać i wtedy jest szczęśliwe, wyluzowane i po pewnym czasie samo znajdzie swoją pasję. SWOJĄ, a nie mamy czy taty. Dajmy dzieciom żyć. Sobie przy okazji też.
Jak to zrobić, aby codziennie budzić się z dobrą energią, radością i jeszcze rozdawać ją innym? Jak pani to robi?
– Nie budzę się codziennie radosna i wypoczęta. Ale zanim zacznę dzień, myję się zimną wodą. To pierwszy krok, aby się otrząsnąć. Jeśli czuję się przygnębiona, smutna, szukam powodu, dlaczego tak jest. Rozmawiam sama ze sobą, lecz nie rozpatruję tego zbyt długo. Ochlapuję się zimną wodą, uśmiecham się sama do siebie, szukam pozytywów. Myślę: „Jejku, dziś spotka mnie to i to. Czeka mnie świetny dzień”. Jeśli leje, to nie mówię: „Boże, jaka okropna pogoda”, tylko myślę: „Och, deszcz robi dobrze na cerę”. Jeżeli mimo to smutek mi nie mija, zaczynam szukać koloru na dany dzień. Czasami może to być czerń – bo chcę się schować przed światem, czuję się bezpieczna za barierą czerni. Innym razem wybieram czerwień, bo mnie doładowuje. Kiedy się ubiorę w coś czerwonego, od razu mam lepsze nastawienie. Kolory mają dla mnie olbrzymie znaczenie. Ktoś powie, że przecież mogą się zdarzyć sprawy, które rzutują na nasz nastrój i nie zależą od nas. Owszem, ale już to, jak się czujemy, zależy wyłącznie od nas. Prostymi słowami wypowiedzianymi do siebie, uśmiechem, doborem kolorów decydujemy, czy czujemy się dziś dobrze, czy źle. To prosta decyzja, zależąca wyłącznie od nas.
Spotyka się pani z kobietami w całej Polsce. Czy jest jakieś najczęściej powtarzające się pytanie, zachowanie, główny problem, który nurtuje współczesne Polki?
– Wszystko można zamknąć w jednym zdaniu: kobiety nie czują się kochane tak, jak by chciały. Zastanawiają się, jak sobie z tym wszystkim poradzą. I jeszcze czują się nierozumiane, bo nam, kobietom, nie chodzi o to, żeby ktoś za nas coś robił, a nawet nas wspierał, ale żeby to robił wspólnie z nami. Inny problem wiąże się ze stanem posiadania – nie tylko materialnego. Kobiety mówią: „Nie wiem, czego chcę, ale chcę to już, natychmiast i najlepiej w dużej ilości”. Zawsze mają za mało, niedosyt. Tak myślę, że z wiekiem pojawiają się coraz to inne rodzaje problemów. Kiedyś stawałam przed lustrem, oglądałam się i nie całkiem siebie akceptowałam. Teraz wiem, że wtedy byłam piękna. Szkoda, że nie usłyszałam tego od mamy. Teraz mam to gdzieś. Jestem, jaka jestem, i skupiam się na rozwiązywaniu naprawdę ważnych problemów. Jednak takie podejście wymaga konsekwencji, lat pracy nad sobą. Tego się nie wypracuje z dnia na dzień, szczególnie wtedy, gdy będziemy się zajmować narzekaniem i określaniem swoich braków, a nie swojego dobrostanu.
Napisała pani wiele zmuszających do myślenia książek. Która jest dla pani najważniejsza?
– Jestem przywiązana do wszystkich, ale na pewno ogromnie ważna jest „Bez cukru, proszę”. Obnażyłam się tam, odsłoniłam i powierzyłam kobietom swoje tajemnice, o których przez lata nikomu nie mówiłam, w żadnym wcześniejszym wywiadzie. To było olbrzymie wyzwanie, bo w końcu ostatecznie określiłam siebie jako osobę, która nie wstydzi się ani siebie, ani innych. Niektórzy uważają to za ekshibicjonizm, ale ja tak nie myślę. Jeśli mam pomagać ludziom jako terapeuta, muszę i ja im zaufać, a ta książka to mój dowód zaufania do czytelniczek i pacjentów. Co jakiś czas dzwoni do mnie starszy pan z zagranicy, w celach terapeutycznych. Miał problem, który wymagał ode mnie powiedzenia mu wprost, że zakochanie to nie kochanie. On na to: „Tak, wiem, pisze pani o tym w »Bez cukru« na stronie 69”. To mnie wzruszyło, rozbawiło, ale też uzmysłowiło mi, że dobrze zrobiłam, otwierając się przed ludźmi na oścież. Dzięki temu działa wzajemne zaufanie.
Strony: 1 2
Bardzo dobry wywiad. niezła puenta – ile trzeba mieć siły by być szczęśliwym by potrafić jakimś cudem połączyć macierzyństwo i pracę… by realizując własne szczęście nie zaniedbać szczęścia własnych dzieci… dobry materiał także z kobietą – przedstawicielką Orbisu http://www.pulshr.pl/kobieta-w-biznesie/dziewczyny-rywalizuja-kobiety-sie-wspieraja,34715.html
Co za neoliberalny wywiad! Fuj. W lewicowym czasopiśmie nie powinny pojawiać się takie rzeczy!
Za mało mówimy o diecie.