Markety społeczne niejedno mają imię

Markety społeczne niejedno mają imię

To nie tylko punkty dystrybucji żywności, ale przede wszystkim „stacje tankowania ludzkiego ciepła” Najpierw był ks. Wolfgang Pucher ze swoim Vinzi, potem Alexander Schiel zakładał sklepy społeczne w Wiedniu. Miał nadzieję, że nie będą zbyt długo potrzebne i z radością je zamknie. Jakże się mylił. Od ponad 20 lat w Austrii istnieją sklepy socjalne dla uboższych, samotnych, wykluczonych, biednych studentów. Zasadą ich działania jest niedochodowa sprzedaż niewielkiego asortymentu towarów spożywczych i chemicznych najwyżej za jedną trzecią ceny rynkowej, a czasem darmowe ich przekazywanie, czyli bardziej sprawiedliwa dystrybucja podstawowych dóbr. Sklepy socjalne (społeczne) współpracują z sieciami handlowymi, firmami i producentami, którzy bezpłatnie oddają towary nienadające się do tradycyjnego handlu z powodu niewielkiego uszkodzenia opakowania albo z małą szansą na zbyt z powodu nadmiaru produkcji. Są to głównie placówki samoobsługowe, wszyscy zaangażowani w ich działalność pracują jako wolontariusze. Pierwszy był SozialMarkt (SOMA) w Linzu w Górnej Austrii w 1999 r., kolejny pojawił się w Karyntii. Stały się wzorem dla marketów socjalnych w Austrii. Alexander Schiel z Wiednia spotkał się z tą ideą właśnie w Karyntii, ojczyźnie swojego dawnego idola politycznego Jörga Haidera. Po rozstaniu z polityką postanowił pomagać, ale na swój sposób: uznał, że paleta darowanych towarów jest zbyt uboga i chce ją urozmaicić zakupami. Zainwestował 30 tys. euro oszczędności i otworzył pierwszy sklep. – Musisz być w tym całym sercem i zaangażowaniem, to jest praca i powołanie – mówi były informatyk, członek zarządu giełdy. Przychody ze wszystkich trzech sklepów pokrywają dziś 17 tys. euro kosztów czynszu, energii elektrycznej i gazu oraz zakupów. Schiel nigdy nie sięga po środki publiczne, ma inne pomysły na finansowe bezpieczeństwo swoich sklepów. To darczyńcy. Przekonał do tej idei zamożną rodzinę Glocków, producentów słynnej broni. Miłośniczka rasowych koni, 41-letnia żona Gastona Glocka, Kathrin, wspiera sklepy dotacjami w wysokości 100 tys. euro. Informacja o sponsorze producencie broni wisi w marketach. U niektórych budzi mieszane uczucia. Ma być także przyjemnie Schiel uważa, że „w innych marketach socjalnych ludzie często dostają to, co w przeciwnym razie trafiłoby do kosza. Nawet jeśli to nie musi być złe, niekoniecznie jest to dla nich przyjemne”. Dlatego na święta i różne szczególne okazje wprowadza niemal luksusowe produkty, na które jego klientów nie byłoby stać. Teraz udało się zorganizować „wizytę zajączka wielkanocnego Milka, który w naszych sklepach ukrył 25 palet różnych rewelacyjnych produktów świątecznych. Oczywiście znaleźliśmy je wszystkie i rozdzieliliśmy do naszych sklepów”. SOMA pisze na swoim profilu społecznościowym: „Bardzo się cieszymy, że możemy sprawić naszym Klientom radość i cieszymy się z wielu błyszczących radością dziecięcych oczu. Wasz szczęśliwy zespół Socjalnego Marketu w Wiedniu”. Takich akcji wprowadzania „normalności” i dobrych towarów do sklepów dla ubogich jest więcej. Zwiększa to poczucie godności, bo chodzenie do marketów socjalnych dla wielu osób bywa wstydliwe. Wyniki „Sozialmarkt Wien” są imponujące: przez 10 lat rozdano lub sprzedano tanio potrzebującym 9 tys. ton dóbr codziennego użytku. Wymagało to 650 tys. godzin wolontariatu, a tu się odkrywa kolejna pozytywna strona podobnych działań: możliwość odpracowania społecznych prac w ramach resocjalizacji. Sklepy są otwarte od poniedziałku do piątku od godz. 10 do 14.30. Popyt rośnie. W Karyntii od czasu wybuchu pandemii liczba kupujących tylko w jednym z sześciu sklepów socjalnych wzrosła o 15%. Najwięcej marketów społecznych jest w Górnej Austrii, Styrii i Dolnej Austrii, najmniej w Burgenlandzie, ani jednego zaś w Vorarlbergu. W Wiedniu jest ok. 156 tys. bezrobotnych, z marketów społecznych korzysta 45-50 tys. osób. W całej Austrii nie ma pracy lub pracuje w niepełnym wymiarze 1,8 mln osób. – Popyt rośnie – mówi Peter Kohls z SOMA w wiedeńskim Neubau. – Rok temu dziennie zjawiało się od 100 do 150 klientów, obecnie w każdym sklepie jest ich 200. Mamy wiele nowych rejestracji – dodaje Schiel, bo podstawą dokonywania tanich zakupów jest wykazanie się dokumentami o dochodach, dopiero wtedy klienci otrzymują kartę autoryzacyjną. Limit dochodu np. dla osób samotnych wynosi od 800

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2021, 2021

Kategorie: Świat