Między Moskwą a Brukselą

Między Moskwą a Brukselą

Rosji zależy na zmarginalizowaniu wpływów Polski w świecie zachodnim Prof. Dariusz Rosati – Ekonomista, deputowany do Parlamentu Europejskiego (SdPl), minister spraw zagranicznych w latach 1995-1997, członek Rady Polityki Pieniężnej w latach 1998- 2004 – O co chodzi Rosji? Jak pan znajduje ostatnie tygodnie rosyjskiej polityki zagranicznej? – Widzę tu niepokojącą tendencję. Rosja po wejściu Polski do Unii Europejskiej, a zwłaszcza po doświadczeniu z Ukrainą, zorientowała się, że Polska ma znacznie większy wpływ na decyzje Unii – w ogóle Zachodu – niż do tej pory. Rosja uważa, że ten wpływ jest sprzeczny z jej interesami, tak jak one są definiowane w tej chwili przez Kreml. – Z jakimi interesami? – To odbudowa strefy wpływów, powrót do tradycji imperialnej. Jest rozczarowujące, że Putin, człowiek wykształcony, znający Zachód, powrócił do anachronicznej strategii polityki zagranicznej, do wizji Rosji odzyskującej miejsce światowej superpotęgi, odzyskującej kontrolę nad terytorium, które utraciła 15 lat temu. Więc działania Polski zmierzające do umocnienia demokracji i proeuropejskiej orientacji niektórych byłych obszarów Związku Radzieckiego są na Kremlu postrzegane jako działania wrogie. W związku z tym Rosja przyjęła strategię izolowania Polski, osłabiania wpływu Warszawy na decyzje Paryża, Berlina, Brukseli i Waszyngtonu. Elementem tego jest próba narzucenia nam pewnej gry, która ma doprowadzić do zademonstrowania całemu światu, że Polska jest partnerem krnąbrnym, rusofobicznym, że jest partnerem, który wpędza Unię w kłopoty. Ta strategia jest konsekwentnie prowadzona od jesieni ub.r., czyli od wyborów na Ukrainie. To bardzo wyraźnie widać. – Na przykład… – Gwałtowne zaostrzenie kursu, przerwanie spraw Katynia, kuriozalne wypowiedzi rosyjskiego MSZ… No i wreszcie obraźliwe wypowiedzi prezydenta Putina pod adresem prezydenta Kwaśniewskiego, kiedy mówił, że szuka roboty na Zachodzie. Tak odczytuję w tej chwili intencje Rosji – zależy jej na zmarginalizowaniu wpływów Polski w świecie zachodnim, tak żeby Ukraina już się nie powtórzyła. – Ukraina, pomarańczowa rewolucja, była dla nich dzwonkiem alarmowym? – Wielkim dzwonem. Otworzyła im oczy, że UE pod wpływem Polski może dokonać zasadniczej zmiany politycznej w ich bliskim sąsiedztwie, sprzecznej z ich intencjami. W Moskwie uważali, że wybory na Ukrainie to sprawa załatwiona. Że Janukowycz, jak za starych, dobrych czasów, prezydenturę ma w kieszeni… To też świadczy o oderwaniu od rzeczywistości. Więc teraz, po tej porażce Moskwa rozpoczęła grę z Warszawą. – Skuteczną? – Bardzo dobrze, że nie dajemy się w nią wepchnąć. – Choć w związku z uroczystościami 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej było w Polsce gorąco… – Prezydent Kwaśniewski znalazł się wówczas w niesłychanie trudnej sytuacji. Oczywiście, mógł do Moskwy nie pojechać. Ale wtedy przyjąłby te reguły, które Moskwa próbuje nam narzucić, potwierdził, że Polska jest właśnie taka, jaką Putin próbuje ją przedstawić. Że się obraża, że wszyscy mogli na uroczystości przyjechać, razem z Bushem i Schröderem, a tylko Polska i dwa państwa nadbałtyckie – nie. – Kwaśniewski w jednym z wywiadów dał do zrozumienia, że ma informacje, iż Moskwa wolałaby, żeby polskiego prezydenta na uroczystościach nie było. – Moim zdaniem, Putinowi zależało na tym, żeby Kwaśniewski nie przyjechał. Taka była gra. Żeby potem mówić, że Polski nie ma z nami. Że tu jesteśmy my – Rosjanie, Amerykanie, Francuzi, Niemcy. A Polska? Cóż, Polska sama stawia się na marginesie, nie można jej dopuszczać do jakichś poważnych decyzji. Kwaśniewski to wszystko wytrzymał do ostatniej chwili i zmusił Putina do przeszarżowania. W ciągu paru ostatnich dni Putin wykonał kilka gestów, ruchów, które okazały się tym jednym mostem za daleko. Na Zachodzie powstało przekonanie, że on kłamie, nie chce przyznać się do prawdy. – Jakie gesty i ruchy Putina były tym mostem za daleko? – Na przykład oświadczenie rosyjskiego MSZ, że państwa nadbałtyckie zostały zajęte zgodnie z prawem międzynarodowym. Niewymienienie Polski w ogóle podczas przemówienia. No i zaproszenie do Moskwy gen. Jaruzelskiego. To był błąd, który Zachodowi otworzył oczy. Nikt nie kwestionuje zasług generała, który był na szlaku do Berlina i zasługuje na ordery za ten okres swego życia. Ale zapraszanie na uroczystości, razem z Kwaśniewskim, człowieka, który jest w Polsce odbierany jako autor stanu wojennego, a nie jako żołnierz II wojny światowej, miało znamiona prowokacji. Gra szła o to, żeby Kwaśniewski do Moskwy nie pojechał. – Ile w tych wszystkich gestach prezydenta

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2005, 2005

Kategorie: Wywiady