Gdy Krynica Morska pustoszeje, wreszcie można odetchnąć W sobotni ranek, dzień przed mikołajkami, w Krynicy Morskiej zimno i pusto. Mocno wieje od strony Zalewu Wiślanego. Wiatr świszczy w masztach jachtów w marinie, hula po placu, na którym latem kłębi się różnobarwny tłum, gra głośna muzyka, a dzieci szaleją na quadach i rolkach. Dziś nie ma tu żywego ducha. Informacja turystyczna zamknięta na głucho, w opustoszałym budynku dworca autobusowego przyklejone do szyby rozkłady dawno nieaktualne, trawniki wokół zryły dziki. Przy molo, gdzie w sezonie cumują statki wożące turystów do Tolkmicka i Fromborka, krzyczą tylko mewy. – Nie ukrywam, że wolę ten czas, gdy Krynica pustoszeje, wtedy wreszcie można odetchnąć, poczuć się bardziej u siebie. Mieszkam naprzeciwko dworca PKS, latem tam straszny zgiełk – mówi Aleksander Ścibor, z którym wybieram się do Piasków. Pierwszych wycieczkowiczów na Mierzeję Wiślaną przywiózł z Elbląga w 1828 r. statek parowy „Copernicus”. W 1843 r. powstał w Kahlbergu (niemiecka nazwa Krynicy) pierwszy dom wypoczynkowy Belvedere z charakterystycznym tarasowym ogrodem. Założona w 1872 r. przez elbląskiego przemysłowca Ferdynanda Schichaua i burmistrza Berlina spółka akcyjna Kąpielisko Morskie Kahlberg przyśpieszyła rozwój kurortu. Długo brakowało Kahlbergowi przystani dla statków, pasażerów podwozili do brzegu na łodziach miejscowi rybacy. Dla elbląskich elegantek w krynolinach musiało to być nie lada przeżycie. Rozkwit Ostseebad Kahlberg nastąpił w pierwszej połowie XX w. Po II wojnie miejscowość, nazywana Łysą Górą, potem Łysicą od tłumaczenia niemieckiej nazwy, a od 1958 r. Krynicą Morską, najpierw była letniskiem, później miejscem wczasów pracowniczych. W 1991 r. została miastem, złożonym z wysuniętego na zachód Przebrna, w okolicy którego budowany jest obecnie przekop, Krynicy i najdalej położonych na wschód Piasków, które zachowały charakter osady rybackiej. Piaski dla rowerzystów Do Piasków, czyli Nowej Karczmy, jedziemy szosą zbudowaną w 1964 r. Potoczna nazwa Piaski nawiązuje do tego, że osada kilkakrotnie zmieniała położenie, zasypywana przez ruchome wydmy. Najpierw mijamy czerwoną wieżę latarni morskiej. Pierwsza, z końca XIX w., została zniszczona 3 maja 1945 r. przez wycofujących się Niemców. Obecną zbudowano w 1951 r. Po 2 km zostaje za nami Wielbłądzi Garb, najwyższa stała wydma w całej Europie – 49,5 m n.p.m. W porcie rybackim nad zalewem w Piaskach nikogo, tylko kilka łodzi buja się na wzburzonej wodzie. – Rybołówstwo u nas umiera – tłumaczy Aleksander Ścibor. – W Krynicy jeszcze trzech, może czterech rybaków zostało, podobnie w Piaskach. To starsi ludzie na rentach, emeryturach, młodzi do łowienia się nie garną, bo nie ma przyszłości. Podobno zalew mają zamknąć jak Bałtyk ze względów ochronnych. Jednak w końcówce lat 40. wszyscy żyliśmy dzięki połowom. Ludzie tak głodowali, że nikt nie zważał na niebezpieczeństwo, choć osadnicy z centralnej i wschodniej Polski nie znali się na morzu. Z początku trochę przyuczali ich Niemcy, ale gdy tych wysiedlono, przybysze byli zdani na własne siły. Zapłacili za to najwyższą cenę – życia. Upamiętnia ich pomnik przy ulicy Gdańskiej w Krynicy. Ojciec pana Aleksandra przyjechał tu po wojnie jako osadnik wojskowy, żeby się ukryć ze względu na przynależność do lubelskiej AK. – Takich osadników zatrzymała się w Krynicy cała grupa, wokół było odludzie, a w Piaskach prawdziwy koniec świata – ciągnie Aleksander Ścibor. Zimą chodziło się z nich po zamarzniętym zalewie po zakupy do Fromborka, a z Krynicy do Tolkmicka. Poniemieckie domy, nawet niezniszczone, rozbierano, a cegłę z nich wysyłano na odbudowę Warszawy. Wszystkie plaże były codziennie bronowane, żeby wykryć ślady inwazji wrogich sił Zachodu. Wieloletnim sołtysem w Piaskach był Tadeusz Domański, zmarł niedawno. Wszyscy jeździli do niego po wędzone węgorze. W drodze nad morze mijam kościół przy ulicy Piaskowej, za nim jest dom i restauracja Jadwigi Godkowskiej, u której przez 40 lat zatrzymywała się pisarka Joanna Chmielewska. Plaża w Piaskach w jedną i drugą stronę pusta jak okiem sięgnąć, tylko na przystani rybackiej kręci się dwóch mężczyzn. Cicho. Las i wydmy skutecznie osłaniają od powiewów znad zalewu. Po 3 km marszu na wschód docieram do granicy z Federacją Rosyjską. Przy siatce przecinającej plażę zatrzymuje mnie rowerzysta i prosi, żeby mu zrobić zdjęcie. Jedzie z Mikoszewa, przez całą









