Młodzieży chowanie

Młodzieży chowanie

Przez prawie trzy dekady nie udało nam się wychować społeczeństwa w duchu tolerancji, otwartości na innych, w duchu szacunku dla praw człowieka i wierności podstawowym założeniom demokracji. Mało tego, nie potrafiliśmy wytłumaczyć, na czym polega demokracja i czym jest państwo prawa. Nie udało się, bo też niewiele w tej sprawie robiliśmy.

O ile wiarę w to, że gospodarkę, a w ślad za nią stosunki społeczne, ureguluje wolny rynek, można jeszcze uznać za usprawiedliwioną, o tyle wiara, że społeczeństwo samo z siebie stanie się mądrzejsze i nie trzeba nic robić w tej sprawie, świadczy o naiwności naszego pokolenia. Gdyby rzecz polegała tylko na zaniechaniu! Było gorzej. Edukację, nie tylko religijną, w znacznej części oddaliśmy Kościołowi. Spójrzmy na tę instytucję w kategoriach nie metafizycznych, ale jak najbardziej socjologicznych. Z tego punktu widzenia dojrzymy w Kościele rzeszę ludzi rekrutujących się przeważnie z małych miasteczek i wsi, z rodzin o określonych, bardzo tradycyjnych, patriarchalnych wzorcach postępowania. Zwykle słabo wykształconych (poziom naszych seminariów duchownych jest na ogół niski, uczelni kościelnych niestety też), poddanych działaniu mechanizmu, jaki opisywał niedawno w PRZEGLĄDZIE prof. Bartoś, przynależnych do struktury niedemokratycznej i z natury rzeczy nieumiejących myśleć w duchu demokracji, temu środowisku zupełnie obcej.

Nie stworzyliśmy prawdziwych mediów publicznych, które stanowiłyby wzorzec do naśladowania dla wszystkich dziennikarzy, a zarazem kryterium, wedle którego ocenia się, co jest dobrym dziennikarstwem, a co bulwarowym. Pojawienie się na naszym rynku tabloidów zepsuło polskie media do końca. Nastąpiła tabloidyzacja całej prasy, a w konsekwencji także wszystkich mediów. Dzieła spustoszenia dopełnił internet. Ludzie ciemni, niczego – może poza wspomnianymi tabloidami – nieczytający, nie czekają na przekaz, który dotrze do nich z góry, od autorytetów. Ten przekaz idzie teraz poziomo, i to błyskawicznie. Często od durnia do durnia. Myśl (częściej bezmyśl) rozchodzi się szybko i dociera wszędzie. W tkankę społeczną wnika głęboko, także tam, gdzie normalnie nie docierało słowo z opiniotwórczych tygodników czy poważnych telewizyjnych programów publicystycznych.

Dureń nie potrzebuje kogoś, kto mu objaśni skomplikowany świat polityki czy gospodarki. Dureń przede wszystkim nie uważa się za durnia. Dureń przekazuje to, co mu w internecie wyjawił inny dureń. Nie tylko informacje, także oceny tych informacji. Oceny wypowiedziane w emocjach, często niesprawiedliwe, z zasady nieprzemyślane, wyrażone wulgarnym językiem, w dodatku zupełnie bezkarnie. Działa tu ten sam mechanizm, który zauważamy w anonimowym tłumie. Świadomość absolutnej bezkarności, a zarazem dopingowanie przez tłum. Kto mocniej, ostrzej, wulgarniej – co z tego, że głupiej?

To, co do niedawna było zaledwie marginesem, dziś zajmuje już większą część strony. Takie pokolenie wychowaliśmy przez ostatnie ćwierćwiecze. Co z tego, że naszej bezczynności pomógł internet?

Zdziczenie obyczajów dotarło też do polityki. Nikt już nie rozważa, co jest, a co nie jest ważne dla dobra wspólnego. Ważne jest to, co jest dobre dla partii. W takiej atmosferze wyłaniają się rozmaici demagodzy. Jak choćby ten nieduży, włażący raz po raz na jakąś drabinkę czy skrzynkę i wyrzucający z siebie potoki nienawiści, napędzane bezgraniczną frustracją. Można tylko się domyślać, skąd ona się bierze. W społeczeństwie, w którym intelekt nie jest rozłożony, jak dotychczas było, wedle jakiegoś porządku, gdy panuje chaos wartości, haseł, sloganów, taki mały demagog, jak fractal germ w teorii chaosu, zaczyna ten chaos organizować wokół siebie, wedle swojego schematu, zmieniając porządek na zupełnie nowy.

Ktoś powiedział niedawno, że mechanizmy demokratyczne pokazały, jakie naprawdę mamy społeczeństwo (PiS ma ok. 40% poparcia!). Ktoś inny go pocieszył. Demokracja niedługo się u nas skończy, to i ten mechanizm się zatnie. Wątpliwa pociecha.

Po raz kolejny trzeba rozpocząć pracę u podstaw, która coraz bardziej przypomina pracę syzyfową.

Wydanie: 2017, 25/2017

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy