Mój szef jest cudzoziemcem

Mój szef jest cudzoziemcem

W zagranicznych firmach za fasadą familijnych stosunków kryje się bezwzględna służbowa hierarchia W  ulokowanym na 39. piętrze biurowca Daewoo gabinecie Gregory’ego Gerisa z Minnesoty, szefa Milenium (firma zajmuje się okablowaniem telefonicznym), plastikowa ryba rozchyla pysk i śpiewa „Don’t worry, be happy”. Bo to ma być przestrzeń przyjazna, nawet dla wezwanego na dywanik. Hasła wiszą nie tylko w gabinecie szefa, również w korytarzu, w sali konferencyjnej. W dyrekcji McDonalda skromne dwujęzyczne: „Uśmiechnij się”. W Daewoo: „Marzenia zmieniają świat”. Gdzie indziej jak wystrzał z karabinu: „Jeden zespół, jeden cel”. Może też być hymn do melodii „We are the champions” z polskimi słowami: „Byliśmy pierwsi, jesteśmy pierwsi, będziemy jedyni”. To się śpiewa na poważnie. Na poważnie też oświadcza się dziennikarzowi afekt do swego chlebodawcy. – Pod znakiem McDonalda – mówi mi Krzysztof Kłapa, szef tamtejszego PR, członek dyrekcji – pracuje na świecie blisko 2 mln ludzi. Jesteśmy obecni prawie wszędzie. Znam bardzo dobrze produkt mojej firmy, za jego jakość mogę położyć ręce pod topór. Nikt nie zrobi hamburgera lepiej od nas. Nikt nie zrobi lepszych frytek. Jestem dumny, że pracuję w McDonaldzie. Swe uczucia do firmy można wyrazić w gazetce zakładowej. Prawie wszystkie zagraniczne korporacje mają takie pisemka. W jednym z ostatnich numerów gazetki McDonalda widnieje wiersz Ani Lubochy: „Ja jako instruktor sprawdzam się wspaniale Pracuję zręcznie i bardzo wytrwale Nie zważam nigdy na żadne trudności Często tracę siły i bolą mnie kości Ale ja wcale się tym nie przejmuję Bo dzięki pracy pensję otrzymuję. Szefa mamy wspaniałego Bardzo miłego, choć poważnego. W pełnej gotowości jest McDonald’s cały Gdy na linię driva wjeżdża Opel mały. To szef Jacek za kierownicą siedzi Całą naszą pracę uważnie śledzi”. Grażyna Połomska, szef zapewnienia jakości z Farm Frites w Lęborku (niemiecka fabryka przetwórstwa ziemniaków, zatrudnienie 380 osób, roczna produkcja około 70 tys. ton mrożonych frytek, dyrektor generalny – Niemiec Chris Lehmann-Baerenklau) na pytanie, jaki jest jej cudzoziemski szef, woli odpowiedzieć pocztą e-mailową: „Z doświadczeń niektórych polskich firm pod kierownictwem polskich dyrektorów wiemy – pisze – iż ich niepowodzenia najczęściej wynikają ze „skażenia” naszymi polskimi cechami, które niestety przeszkadzają w byciu dobrym managerem (arogancja, apodyktyczność, izolowanie się od pracowników niższego szczebla). Sposób zarządzania firmą przez dyrektora generalnego Chrisa Lehmanna-Baerenklaua daje duże możliwości ciągłego rozwoju. Kreatywność, profesjonalizm i ciągłe doskonalenie są wysoko cenione. Slogan, na który szef często się powołuje: „To, co robimy, robimy dobrze. To, co robimy dobrze, zawsze możemy robić lepiej”, stał się bardzo popularny wśród wszystkich pracowników firmy, stał się wyzwaniem do lepszej pracy niezależnie od zajmowanego stanowiska. Nietuzinkowe poczucie humoru Szefa wielokrotnie rozładowuje stresujące sytuacje. W takich momentach słowa otuchy od Szefa sprawiają, że nawet trudne problemy wydają się o wiele prostsze. W naszej firmie ze słownika usunięto słowa: „Tego się nie da zrobić”. Zawsze próbujemy i zwykle znajdujemy rozwiązanie”. Komplementy za komplementy. Z kolei dyrektor Chris Lehmann-Baerenklau napisał mi: „Jestem szczególnie dumny z mojego polskiego zespołu, który jest wysoko wykwalifikowany i inteligentny, ambitny i ciężko pracujący, dlatego też nierzadko zapraszany jest do przeprowadzania szkoleń swoich kolegów w innych krajach”. Podobnie hołdowniczo wypadły odpowiedzi na to samo pytanie w kilku innych korporacjach. Okiem zwolnionego Ci szczęśliwi, z angażem w kieszeni, piszą o swej firmie w gazetkach zakładowych. Zwolnieni żalą się na internetowych czatach. Oto spowiedź „zracjonalizowanego” Bartka. Studia i dwuletnia praktyka za granicą. Ukończony kurs MBA w amerykańskim college’u w Berlinie, świetna posada w międzynarodowej firmie mieszczącej się na jednym z pięter eleganckiego biurowca w Warszawie. I nagle zostaje zwolniony. Goniec przynosi mu karton – swoje rzeczy ma spakować dyskretnie, dopiero gdy inni wyjdą. Przed odejściem podpisuje klauzulę: „Pracownik zobowiązuje się powstrzymać od wszelkich komentarzy i dokonywania ocen działalności Pracodawcy”. Drugi miesiąc jest bez pracy. Pyta czatujących, co ma robić. Zwierzenia Bartka wywołują lawinę podobnych. „Co jest – denerwuje się na czacie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Obserwacje