Monachijski policzek

Monachijski policzek

Top candidate of the ecologist Greens party in Bavaria Katharina Schulze (L) and Ludwig Hartmann embrace on stage at the election party after the Bavaria state election in Munich, southern Germany, on October 14, 2018. (Photo by Christof STACHE / AFP)

Zły wynik CSU i katastrofa SPD w bawarskich wyborach to kolejne ciosy w Wielką Koalicję Korespondencja z Berlina Ten rezultat jest bolesny, ale mimo strat znów otrzymaliśmy od wyborców jasny mandat do utworzenia rządu – pocieszał się premier Bawarii Markus Söder po ogłoszeniu wyników wyborów do monachijskiego landtagu. Rządzący Bawarią chadecy uzyskali 14 października 37,2% głosów i tym samym utracili większość. To ponad 10 pkt proc. mniej niż przed czterema laty. Wprawdzie już 10 lat temu CSU po raz pierwszy musiała dzielić władzę z koalicjantem (FDP), ale spadek poniżej 40% można uznać za kolejny precedens. Ogromny sukces w niedzielnych wyborach odnieśli natomiast Zieloni, którzy z wynikiem 17,5% zostali drugą siłą w lokalnym parlamencie. Z ustaleń dziennikarzy ARD wynika, że ponad 200 tys. głosów Bawarczyków, wiernych niegdyś chadekom, powędrowało do Die Grünen. Sporo wyborców straciła na rzecz Zielonych również SPD, która uzbierała zaledwie 9,7% poparcia. To najgorszy wynik tej partii w jej powojennej historii. Socjaldemokraci znaleźli się na piątym miejscu i zostali wyprzedzeni przez skrajnie prawicową AfD (10,2%). Na trzecim miejscu uplasowała się regionalna partia Wolni Wyborcy (FW) (11,6%), co stanowi łyżkę dziegciu w sukcesie Die Grünen. Przed wyborami wśród Zielonych zapanowała bowiem moda na lekceważące traktowanie FW i twierdzenie, jakoby jej członkowie byli gwiazdami jednego sezonu. Czas jednak mijał i formacja się nie rozpadała, a co istotniejsze, nie traciła sondażowej popularności. W połączeniu z upadkiem CSU dało jej to solidne miejsce na podium i pozbawiło Die Grünen możliwości rządzenia. Jest to o tyle smutne, że bawarscy Zieloni notowali od wielu miesięcy stały wzrost, lokując się według niektórych sondażowni nie tylko ponad progiem wyborczym, lecz także ponad granicą 20-procentowego poparcia. Ich rezultat zatem słusznie został przyjęty brawami, choć nadzieje, że połowa Bawarczyków szuka partii spoza konserwatywnego monopolu, okazały się płonne. Obok CSU i AfD wyrósł arcybawarski blok Huberta Aiwangera, który wyraził już gotowość współpracy z CSU. Szef FW zaznaczył, że nie dopuści do powstania czarno-zielonego sojuszu. Mimo świetnego wyniku Die Grünen pozostaną więc prawdopodobnie w opozycji. Destabilizacja rządu Bawarskie wybory były pierwszym plebiscytem po żmudnej reanimacji Wielkiej Koalicji w marcu. Jak również kolejnym sprawdzianem dla chadeków i socjaldemokratów. O ile więc CSU – acz nie bez uszczerbku – zdołała utrzymać dominację w Bawarii, o tyle rezultat SPD można uznać za fatalny. Te kiepskie wyniki mogą nadal destabilizować pracę rządu federalnego w Berlinie, i tak już przetrąconego ostatnimi konfliktami. Burza medialna wokół bawarskich wyborów pokazała, jak duże są wciąż pokłady niechęci i nieufności do Wielkiej Koalicji. Szefowa SPD Andrea Nahles z pokorą przyznała, że „monachijski policzek” jest zbieżny z sondażami w całym kraju. – W ostatnich tygodniach tylko w małym stopniu udało nam się pokazać, że w sporach między CDU i CSU zajmowaliśmy własne, odmienne stanowisko. To niestety odbiło się na wynikach w Bawarii – wyjaśniała dzień po wyborach, równocześnie jednak dodając: – Sondaże i wyniki w wyborach do landtagu nie świadczą jeszcze o funkcjonowaniu rządu na szczeblu federalnym. Za parę miesięcy sporządzimy bilans i stwierdzimy, co SPD w tym roku osiągnęła. Dwa tygodnie przed wyborami do kolejnego landtagu – tym razem w heskim Wiesbaden – przewodnicząca nie chce uruchamiać karuzeli personalnej. W kampanii wyborczej w Hesji socjaldemokraci koncentrują się na swoich klasycznych tematach: mieszkaniach, pracy, rodzinie i sprawiedliwości społecznej. Nie zauważają przy tym, że te tematy podłapały także inne partie. Sytuacja SPD jest zbieżna z położeniem CDU/CSU – wewnętrzne spory wciąż się tlą, ale chyba nikt nie ma ani sił, ani pomysłu na ofensywę. Z drugiej strony trwające od miesięcy konflikty w Berlinie przyniosły co prawda chadekom i socjaldemokratom zauważalne straty, ale nie zniszczyły jeszcze spoistości rządu. Jednak presja niepowstrzymanie rośnie. Zdaniem Kevina Kühnerta, szefa młodzieżówki SPD, powtórka bawarskiej klęski w Hesji zmusiłaby partię do radykalnej zmiany polityki. – Rozumiem, że lokalne rezultaty nie zawsze są zbieżne z faktycznymi dokonaniami rządu, ale w odczuciu niemieckich obywateli Wielka Koalicja niszczy SPD. Dlaczego nasi liderzy uparcie to ignorują? – pyta

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 43/2018

Kategorie: Świat