Na progu

Na progu

Czytam przedostatni tom dzienników Sándora Máraiego. Ma 69 lat, a już czuje się stary. Stary nie na żarty. A jak jest ze mną? Też mam 69 lat. Czuję się chyba mniej stary niż Márai. Ale jestem na progu, chyba już po drugiej jego stronie. Mój ojciec miał niewiele ponad 30 lat, gdy pisał z ubolewaniem „w moim wieku”. W XIX w. już 50-latek uchodził za starego człowieka. Rozumiem Máraiego, gdy pisze: „W starości jest jakiś element cyrkowy, coś jak człowiek porośnięty sierścią czy kobieta z brodą. Zjawisko wystawione na widok publiczny. Na które oglądający patrzą ze szczyptą obrzydzenia i mówią: Coś takiego…”. Zainspirowany zapisałbym to tak: Ludzie dwojako reagują na starość. Jedni wchodzą w nią jakby nigdy nic, nowa pora roku, oziębiło się, tak bywa, więc nie ma co wydziwiać, deszcz ze śniegiem zaczyna padać, więc kulą się i drepcą coraz bardziej pochyleni, zmienieni nie do poznania, skrępowani sobą, a jednak są ciągle sobą. Ja podobnie jak Márai należę do grupy, dla której stała się wielka osobliwość, jakby kaktusy wyrosły mi na dłoniach, a stopy zmieniły się w płetwy, człapię na scenie, na której gram nie swoją rolę, taką pokraczną. Starość najlepiej widać, gdy się do niej zbliżamy, potem jest się w niej po uszy i traci się obraz. Co mnie zadziwia, że przeszłość, nawet ta daleka, jest tak blisko, w zasięgu ręki. Ale kiedy ją wyciągam, ona gwałtownie się oddala.

„Jak ryba w wodzie” Vargasa Llosy to autobiograficzna książka pisarza, polityka i noblisty. Kiedy przed laty spotkałem Llosę w Polsce, opowiadał mi o tej książce. Był wtedy pokaleczony po przegranej w walce o prezydenturę z Fujimorim, mówił o nim okropne rzeczy, co przyjmowałem z małą rezerwą – nie mieściło mi się w głowie, że Japończyk, który jakimś cudem zostaje prezydentem Peru, może być łajdakiem. Po latach okazało się, że Llosa miał rację. Jest w książce kilka znakomitych i głęboko przeżytych diagnoz, czym jest choroba polityki. Bardzo to dzisiaj aktualne. „Dokonałem deprymującego odkrycia. (…) Rzeczywista polityka polega prawie wyłącznie na manewrach, intrygach, konspirowaniu, na układach, paranojach, zdradach, wyrachowaniu, niemałym cynizmie i wszelkiego rodzaju żonglerce. Zawodowego polityka, bez względu na to, czy pochodzi z centrum, z lewicy czy z prawicy, naprawdę mobilizuje, ekscytuje i utrzymuje w aktywności realna  w ł a d z a: dojść do niej, utrzymać ją, jeszcze raz zdobyć, i to jak najszybciej. Wielu polityków rozpoczyna swoją działalność z pobudek altruistycznych, chcąc zmienić społeczeństwo, osiągnąć sprawiedliwość, pobudzić rozwój, wprowadzić zasady moralności do życia publicznego. W pospolitej i trywialnej praktyce, jaką jest codzienne uprawianie polityki, piękne cele znikają, zamieniają się w zwyczajne frazesy (…). I w końcu to, co opanowuje polityka bez reszty, jest tylko żarłocznym i niepohamowanym apetytem na władzę. Ten, kto nie jest w stanie odczuwać obsesyjnej atrakcyjności i niemal fizycznej żądzy władzy, z trudem potrafi zostać skutecznym politykiem sukcesu”.

„Zwycięstwo kandydata KO oznaczałoby ciężki kryzys polityczny, społeczny i moralny”, napisał Jarosław Kaczyński w liście do członków PiS. Moralny na pewno. Wzbierająca fala wzmożenia moralnego mogłaby się załamać. Kaczyński mówi tu wprost: Polski nie stać teraz na demokrację, ona przeszkadza w dynamicznym rozwoju kraju, którego gwarantami są tylko PiS i prezes. Na razie kampania Dudy opiera się na straszeniu Polaków LGBT i deprawacją polskich dzieci, więc na nienawiści (jak im wyjdzie w badaniach, że to nie chwyta, wymyślą coś innego). Doprawdy stworzyć takie monstrum polityczne jak PiS i Duda to wielka sztuka. Na razie Duda wrzucił granat do szamba i poszło na cały świat. Zrobiła się afera, więc już biega ze szmatką, tu i tam coś wytrze. A nasz szambiarz pan Krzyś, ludzie z bliskiej okolicy, właściciel małego zakładu samochodowego, Kaszubka, która sprzedaje ryby, właścicielka zakładu fryzjerskiego, właściciel sklepu z żarówkami, wszyscy czujemy i myślimy tak samo i mamy namiętną nadzieję, że Trzaskowski wygra te wybory. Nie jest tak, że cały lud popiera PiS. Słuchaczki radia Maryja, wsie i małe miasteczka, gdzie ciemny polski kler sieje mrok. I teść, który prawie nic nie widzi i prawie nic nie słyszy. Pewnie na noszach zaniosą go do urny wyborczej. Ale ci ludzie składają się w miliony. I pomyśleć, że to oni właśnie mogą doprowadzić do naszej zapaści cywilizacyjnej.

Wydanie: 2020, 26/2020

Kategorie: Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy