Gdy nadchodzi lawina zwolnień… – rozmowa z Prof. Zdzisławą Janowską

Gdy nadchodzi lawina zwolnień… – rozmowa z Prof. Zdzisławą Janowską

Liczba bezrobotnych może pod koniec roku sięgnąć 2 mln osób, choć obecnie jest ich blisko 1,6 mln – Czy nadciągający kryzys gospodarczy dotknie nas wszystkich w równym stopniu? – Z pewnością każdy jakoś odczuje zmianę warunków, w których będzie funkcjonowało państwo, jego agendy, podmioty gospodarcze, instytucje oświaty, kultury itd. Na pewno dotkliwiej odczują to jednak te grupy społeczne, którym wiedzie się najgorzej, np. osoby najniżej zarabiające albo wręcz pozbawione dochodów, np. w wyniku długotrwałego bezrobocia, jak i ci, którzy na skutek zwolnień w ogromnej masie dołączą do grupy bezrobotnych. Zadaniem państwa jest jednak maksymalne złagodzenie skutków społecznych recesji, i to w odniesieniu do tych zwłaszcza grup, które mają najmniejsze możliwości dostosowania się do gorszych warunków. PAŃSTWO NIE MOŻE STAĆ BEZCZYNNIE – Wygląda jednak na to, że rząd, myśląc o różnych formach kryzysowej pomocy, głównie zwraca uwagę, żeby nie powiększać deficytu państwa, i jest daleki od wszelkich form interwencji. – To prawda, rząd nie może bezczynnie przyglądać się recesyjnym zmianom w funkcjonowaniu przedsiębiorstw i powinien skorzystać z różnych możliwości interwencjonizmu. Myślę, że propozycje, które już zaprezentował wicepremier Waldemar Pawlak, to znaczy renegocjacje umów między przedsiębiorstwami a bankami w kwestii opcji walutowych, są zgodne z dyrektywą unijną i dozwolone przez polskie prawo. Te działania trzeba podjąć. Chodzi tutaj o wsparcie dla kilkuset największych podmiotów gospodarczych, aby ochronić w nich miejsca pracy. Bankructwa, które im mogą grozić, byłyby społeczną katastrofą. – Jakie mogą być inne formy interwencji państwa? – Wystarczy spojrzeć, jak dokonują takiej interwencji we Francji i Niemczech, gdzie już zdecydowano, że trzeba wspomóc te gałęzie gospodarki, które są najbardziej zagrożone na skutek światowego kryzysu, np. przemysł motoryzacyjny (General Motors). U nas są montowane samochody i przy braku popytu te zakłady upadną. Mamy informacje o Oplu w Gliwicach, w którym w styczniu zmniejszono produkcję o 70%, a także o Volkswagenie w Poznaniu. Tam już przygotowano liczne zwolnienia, a więc pomysł interwencji, którą zaproponował Waldemar Pawlak – oddajcie stare auto, będziecie mieli bonus, kupując nowe, wydaje się bardzo sensowny, bo może zwiększyć popyt. n Myśli się o pomocy bogatszym obywatelom, którzy mają problem – kupić nowy samochód czy jeździć starym. A co z ludźmi, których w ogóle nie stać na samochód? – Celem takiej interwencji jest wspomaganie nie zmotoryzowanych, ale wielotysięcznych rzesz zatrudnionych w przemyśle motoryzacyjnym i zakładach kooperujących z tą branżą (np. padające zakłady opon samochodowych). Przede wszystkim w kryzysie trzeba bronić miejsc pracy, aby nie mnożyć armii bezrobotnych. To dotyczy i innych dziedzin produkcji, przemysłu, artykułów AGD, producentów mebli, zakładów odzieżowych, firm budowlanych itd. Chodzi także o wielkie firmy świadczące usługi telekomunikacyjne, turystyczne czy nawet finansowe. Ponoć Bank PKO BP zamierza zwolnić kilka tysięcy ludzi, Telekomunikacja Polska także chce ograniczać zatrudnienie. Poczta Polska zamierza zwolnić 5 tys. ludzi. – A jak to się rozkłada na mapie kraju? – Trzeba na takie zagrożenia spojrzeć też z perspektywy regionalnej. Polska nadal dzieli się na Polskę A i Polskę B i jeśli jakiś zakład upadnie w rejonie lepiej rozwiniętym gospodarczo, to zagrożenie bezrobociem jest mniejsze niż np. w tych województwach, w których stopa bezrobocia była do tej pory najwyższa, np. warmińsko-mazurskim, kujawsko-pomorskim, świętokrzyskim i podlaskim. W tych regionach możemy znów cofnąć się do wskaźników z początków transformacji i dojść nawet do ponaddwudziestoprocentowego bezrobocia. Już mamy sygnały o planowanych zwolnieniach, a tam dotyczy to przedsiębiorstw, które są „jedynymi żywicielami rodzin”. W województwie warmińsko-mazurskim znaleziono szansę rozwoju w eksporcie mebli i przemyśle drzewnym, ale teraz zapowiada się poważne ograniczenia tych branż. Ogranicza się baza miejsc pracy. Np. na Warmii i Mazurach nie ma praktycznie żadnej oferty pracy, a jeśli się pojawi choć jedna, to czeka na nią od 500 do 3 tys. bezrobotnych. To już tragedia. Tradycyjnie biedniejsze regiony w okresie lepszej koniunktury gospodarczej zyskiwały nowe szanse, a ludzie zaczynali lepiej zarabiać. Teraz wzrost gospodarczy zanika i sytuacja ludzi się pogarsza. W województwie łódzkim, które reprezentuję w parlamencie, też jest wiele firm zagrożonych upadkiem. Choćby te, które stanowiły zaplecze dla górnictwa,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2009, 2009

Kategorie: Wywiady