W poniedziałek 10 września w kioskach 37 numer tygodnika PRZEGLĄD. Polecamy w nim: TEMAT Z OKŁADKI LOT donikąd Kontrole maszyn dokonywane przez pilotów, nagminne usterki, setki odwołanych lotów w miesiącu i tysiące opóźnionych – to wstępny bilans efektów zarządzania narodowym przewoźnikiem. – Tak źle pod względem bezpieczeństwa jeszcze nie było – mówił przedstawiciel pilotów PLL LOT Adam Rzeszot na spotkaniu Rady Dialogu Społecznego pod koniec sierpnia. – Zlecenie przeglądu to koszty, a te coraz bardziej się tnie. Samolot sprawdza więc kapitan, ale ma na to za mało czasu, maksymalnie godzinę przed odlotem. Coraz częściej, gdy znajdzie usterkę, dokonuje tzw. odpisu i samolot po prostu leci. Do lądowania awaryjnego dochodzi średnio raz w tygodniu. Fakt ten budzi grozę w połączeniu z innymi elementami strategii oszczędnościowej spółki. Jednym z nich jest wypychanie pracowników na samozatrudnienie, co nie pozostaje bez wpływu na bezpieczeństwo przelotów. Jako usługodawcy piloci są bowiem pośrednio obciążani kosztami związanymi z lądowaniami awaryjnymi. Pilot w sytuacji zagrożenia musi wybierać między bezpieczeństwem swoim i pasażerów a brakiem kary. Jeśli z obawy przed sankcjami podejmie złą decyzję, wszyscy zginą. Biznes jest, klasy nie ma – Ci ludzie nie mają klasy ani wrażliwości – mówi o szefach PLL LOT Monika Żelazik, była stewardesa, zwolniona dyscyplinarnie po 25 latach pracy, od maja przewodnicząca Międzyzwiązkowego Komitetu Strajkowego w firmie. – Pracowników wymienia się jak elementy maszyny, szczególnie tych wieloletnich, bo to oni zwykle są w związkach i to oni wywierają presję na standardy w firmie. Poza tym myślę, że jest to w jakiś sposób związane ze strachem przed spojrzeniem ludziom w oczy. Łatwiej wykreślić pracownika z grafiku, niż spojrzeć w twarz i wytłumaczyć podjętą decyzję. To drugie wymaga odwagi cywilnej. KRAJ Oto najważniejszy bój wyborów samorządowych PiS wie, że przejmując sejmiki, osłabi PSL. Działacze Stronnictwa stracą posady, na partyjne imprezy zabraknie pieniędzy, ludzie zaczną się orientować na inne elity, wielu związanych z PSL zacznie szukać nowych patronów. Tak osłabieni ludowcy mogą już nie mieć siły ani impetu, by dobrze wypaść podczas przyszłorocznych wyborów do Sejmu. Mogą zanurkować poniżej pięcioprocentowego progu. I już nie wypłynąć. A wtedy PiS przejmie wieś i będzie jak Fidesz Orbána – wieczne i nie do ruszenia. Zyska wówczas prawdziwe życie polityczne. Dlatego bój o samorządy zapowiada się na tak bezwzględną walkę. Bo to będzie walka o wszystko. Na śmierć i życie. Zwabieni na pokaz Uczestnicy pokazów skarżyli się, że byli zapraszani na bezpłatne badania stanu zdrowia, ale były one wykonywane nie przez lekarzy, lecz przez pracowników organizatora. Skuteczność metody badawczej stosowanej na tych spotkaniach nie jest – jak twierdzi UOKiK – potwierdzona testami klinicznymi. Wyniki badań interpretuje podobno lekarz. W oczekiwaniu na wyniki uczestnicy muszą wysłuchać prelekcji na temat cudownej mocy magnetoterapii. Po uzyskaniu interpretacji wyników badań odbywają się indywidualne konsultacje. Jak nietrudno się domyślić, stan zdrowia klienta okazuje się niezadowalający, a nawet zagrożony. I wtedy firma proponuje program medyczny obejmujący m.in. matę rehabilitacyjną. Koszt programu – 5,5 tys. zł. Pogrążeni przez orliki – Program „Moje Boisko Orlik 2012” uważam za bardzo trafiony. Jednak środki z budżetu wyasygnowane na ten cel nie zawsze trafiły tam, gdzie powinny. Firmy podwykonawcze stały się łupem cwaniaków – mówi Krzysztof Wesołowski, udziałowiec firmy PPHU May. – Praktyka przy boiskach była taka, że generalny wykonawca zaniżał koszty inwestycji, żeby tylko wygrać przetarg. Potem bajerował wójta jakiejś gminy, który chciał szybko się pozbyć środków, najlepiej do końca roku. A na podwykonawców nikt nie zważał. Firma, która wygrała przetarg, oszczędzała na nich, robiąc problemy przy odbiorach, dokładając zadania, by nie zmieścili się w terminach, i piętrząc inne trudności. Wszystko po to, żeby szybko i jak najwięcej wyrwać dla siebie. WYWIADY Przyciągnęło mnie działanie – Wstąpiłem do Unii Pracy już w 1994 r., jak tylko można było zobaczyć realne działania podejmowane przez jej członków. Początkowo spodziewałem się, że może to być inicjatywa typowo wyborcza, ale kiedy deklaracje programowe zaczęły być wprowadzane w czyn – przyciągnęło mnie to.