Największy wojownik po Sobieskim

Największy wojownik po Sobieskim

Po raz pierwszy pisałem o marszałku Konstantym Rokossowskim („Przegląd”, 8 listopada 2007 r.) pod wrażeniem dużej ilości książek publikowanych w Polsce o generałach Wehrmachtu, admirałach Kriegsmarine, asach niemieckiego lotnictwa i wywiadu, a także wyższych dowódcach Waffen SS. Te książki nie są pisane w manierze propagandowej, przeciwnie, są rzeczowe, przeważnie obiektywne, a bywa, że z wyczuwalną intencją apologetyczną. Przeważnie są tłumaczone z angielskiego i niemieckiego. Nie zalegają półek księgarskich. Przygodne rozmowy na ten temat nasuwają mi przypuszczenie, że gra wyobraźni polskiego czytelnika przesuwa go coraz bliżej utożsamiania się z niemieckimi bohaterami tych książek. To przypuszczenie jest wzmacniane od czasu do czasu doniesieniami prasowymi z Pomorza, gdzie działacze samorządowi z Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej wyskakują z potępieniami Armii Radzieckiej za to, że zburzyła im ich pomorskie miasta. W przyszłości można się spodziewać uchwał żądających od Rosji odszkodowań za poniesione straty. Nie jest to więc dobry sezon dla polskich historyków na dorobku, aby pisać o Rokossowskim, ale dla osób takich jak ja, którym jest wszystko jedno, sezon jest bardzo dobry. Niestety, nic mi po tym dobrym sezonie, nie mam czasu, aby się zająć tym tematem. Poniżej przytoczę kilka fragmentów z książek innych autorów. Najpierw postawię pytanie: proszę wymienić Polaka, który odegrał największą rolę w historii wojen w okresie po królu Janie Sobieskim do dziś. Po krótkiej lub długiej chwili myślowego mozołu jako tako wykształceni ludzie mogą dać tylko taką odpowiedź, że tym Polakiem był Konstanty Rokossowski. Zaraz pojawią się uściślenia, że był Polakiem tylko w połowie, po ojcu. Otóż to uściślenie jest nieprawdziwe. Zaraz po ukazaniu się pierwszego tekstu o Rokossowskim czytelnik z Warszawy (nazwiska niestety nie zapamiętałem) wskazał nam dowody na to, że matką marszałka była Konstancja z domu Cholewińska, tak samo jak ojciec katoliczka i szlachcianka. Konstantynowicz przed nazwiskiem to nie był patronimik jak u Rosjan, lecz matronimik. Przypisywanie Konstantemu Rokossowskiemu rosyjskiego pochodzenia ze strony matki jest błędem popełnianym przez wszystkich autorów, którzy się w tej sprawie wypowiadają. Mianowanie Rokossowskiego marszałkiem Polski i ministrem obrony narodowej zostało odebrane przez Polaków jako upokarzająca degradacja państwa polskiego i było tym w istocie, z drugiej zaś strony było degradacją samego marszałka Związku Radzieckiego. Angielski autor Sir Rodric Braithwaite pisze, że po zakończeniu wojny Stalin obawiał się, że będący w apogeum sławy marszałkowie Żukow i Rokossowski mogą zagrozić jego wszechwładzy, w skrajnym przypadku dokonać przewrotu bonapartystowskiego, czego bolszewicy ciągle się obawiali. Dlatego Żukowa posyłał do coraz dalszych okręgów wojskowych, a Rokossowskiego wyznaczył na szefa polskich sił zbrojnych. „Zaszczytne wygnanie” – pisze Braithwaite – zarazem „zatruty kielich”. „Rokossowski wiele zrobił, żeby zreorganizować armię oraz poprawić los oficerów i samych żołnierzy… Nie miał jednak wielkiego wyboru i musiał przystać – choć niechętnie – na egzekucję polskich oficerów podejrzewanych o powiązania z Zachodem”. Znany z antysowietyzmu polski historyk, niedawno zmarły Paweł Wieczorkiewicz, również przyznaje, że represji w wojsku Rokossowski „nie inicjował”. Charakteryzuje on marszałka w sposób następujący: „Dzięki równemu charakterowi i inteligencji najwybitniejszy sowiecki dowódca (…) liczył się z czynnikiem ludzkim i umiał minimalizować straty; ubóstwiany przez podkomendnych” (w: James Lucas, „Niemiecka Armia Wschodnia 1941-1945” s. 301). Wieczorkiewicz szczegółowo zajmował się radzieckimi generałami i jego opinia jest wystarczająca, żeby odrzucić twierdzenie autora komentarza do wywiadu z Ariadną Rokossowską w „Polityce”, gdzie czytamy, że wraz z nastaniem Rokossowskiego w wojsku polskim wprowadzono m.in. „zasadę nieliczenia się ze stratami ludzkimi w walce”. Akurat Rokossowski był tym, który się liczył, a nieliczenie się nawet pod władzą Stalina nie było zasadą, lecz barbarzyńską praktyką. Nieliczenie się ze stratami ludzkimi jest dobrze znane także z działań polskich generałów, którzy urządzili sobie powstanie warszawskie w skupisku ludności cywilnej, co pociągnęło za sobą śmierć dwustu tysięcy cywilów. Z jednej strony mamy ponure barbarzyństwo stalinowskie, z drugiej weselsze barbarzyństwo na rauszu patriotycznym i alkoholowym ŕ la generał Okulicki. Rokossowski jako dowódca armii i frontów zadał siłom niemieckim więcej strat niż wszystkie wojska brytyjskie i amerykańskie razem wzięte. Nie wiem, co piszą o nim historycy niemieccy, opinie autorów angielskich i amerykańskich są w książkach,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 46/2009

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony