Napiszmy pozytywny scenariusz

Napiszmy pozytywny scenariusz

Polsce grozi powrót tam, gdzie była przez 350 lat – na peryferie Europy. Tymczasem my głosujemy na Kukiza! Andrzej Celiński –  przewodniczący Partii Demokratycznej, polityk i socjolog, w przeszłości m.in. członek KOR, sekretarz Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ Solidarność, szef gabinetu przewodniczącego Lecha Wałęsy, uczestnik Okrągłego Stołu, senator i poseł. Nad pana fotelem wisi plakat wyborczy Tadeusza Mazowieckiego z 1990 r. Mazowiecki przegrał walkę o prezydenturę, ale jego hasło „Dziś chodzi o Polskę” wciąż jest na czasie. – Polskim politykom zawsze powinno chodzić o Polskę, Europę oraz te wartości, które dają człowiekowi wolność i możliwość samorealizacji. O przegranej Bronisława Komorowskiego zdecydowało pokolenie urodzone po 1989 r. Tym ludziom obecna Polska – skrojona m.in. przez Tadeusza Mazowieckiego – się nie podoba. – Polskie partie i polska polityka zagubiły swoją podstawową misję, czyli to, co m.in. Tadeusz Mazowiecki nazywał dobrem wspólnym. Partie – przede wszystkim parlamentarne – w niczym nie przypominają ruchów demokratycznych z lat 70. Tam chodziło o coś innego niż interesy ich uczestników. Dziś polityka prawie bez reszty została zdominowana przez tych, którzy traktują ją jako sposób na lepsze życie i – co ważne – często nie są konkurencyjni na innym rynku pracy. Szkoła egoizmu Choć wspomniane przez pana dobro wspólne znalazło się w konstytucji, obecna Polska wychowuje kolejne pokolenia w kulturze egoizmu. Szkoła uczy nie pracy zespołowej, lecz konkurencji, dbania o siebie, a nie troski o innych. – Zgoda. Szkoła uczy sprawnego funkcjonowania w społeczeństwie zato­mizowanym. Uczy zwyciężać przeciwko innym. Nie uczy współpracy. Nie łączy tego, co najlepsze w grupie, tylko uczy wyolbrzymiania słabych stron uczestników grupy, jest więc przeciwko jakiejkolwiek wspólnocie. Tak jakby sukces w życiu mogły osiągać wyłącznie jednostki. Jakby nie mógł on być efektem wysiłku zespołu. Niemal cały system edukacyjny – może poza przedszkolami i pierwszymi klasami szkoły podstawowej, gdzie wciąż znajduje się sporo elementów wspólnotowych – jest nastawiony na rozwój indywidualizmu. Zanikają też autorytety. Dawniej dyrektor liceum w niewielkiej miejscowości miał silną pozycję, był partnerem naczelnika gminy. Często zresztą stawał się jego następcą. Oczywiście to dokonywało się w ramach nomenklatury PZPR i ZSL, ale pozycja dyrektora szkoły była autonomiczna. Dziś dyrektor jest na pasku burmistrza… – Funkcjonuje w układzie, któremu jest podporządkowany. Nie należałem do miłośników PRL i zachowałem dawną ocenę tamtej rzeczywistości. Nie wszystko jednak, co mamy dzisiaj, jest lepsze od tego, co było wtedy. W 1977 r. uczestniczyłem w poważnych badaniach najwyższego szczebla kadr budownictwa. Mówiłem moim przyjaciołom w Komitecie Obrony Robotników – Adamowi Michnikowi i innym – że „czerwony” zapłacił za wyprodukowanie empirycznego dowodu na powszechną tezę o selekcji negatywnej. Tymczasem już na podstawie pierwszych wyników widać było, że jest zupełnie inaczej – im wyższe stanowisko, tym wyższe kompetencje. W tamtych czasach osoby awansowane na wyższe stanowiska musiały przejść przez gęste sito selekcji merytorycznej. To nie były już czasy, gdy sprawdzała się formuła „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Dziś sytuacja jest inna. Zwłaszcza w polityce, częściowo też w administracji, w spółkach komunalnych i państwowych. Liczy się to, co przed dziesięcioleciami zarzucaliśmy „komunie” – obstawienie właściwego konia, układy oraz rekomendacja partii dysponującej w swojej nomenklaturze stanowiskami. Wielka ściema Wróćmy jednak do szkoły. – Interesuję się problemami młodzieży oraz pracą formacyjną właściwie od zawsze i bez przerwy, a więc od półwiecza z hakiem. Dzisiaj też staram się bywać w szkołach, w końcu naprawdę mam – chociażby jako świadek i uczestnik historii – coś istotnego do powiedzenia. Kontroluję swoje wypowiedzi, nie „upartyjniam” ich, staram się zachować obiektywizm, mówię o procesach, kulturze, sięgam do korzeni bardzo odległych, chociaż ważnych dla naszych dzisiejszych postaw. Mimo to na ogół nie jestem do szkół wpuszczany. Słyszę: niet. Po polsku, lecz w treści sowieckie. To nie jest niechęć do mnie, ale tchórzostwo. Jego efektem jest antypaństwowa opowieść szkoły. Jeśli ktoś naprawdę zrobił coś, co wykracza poza przeciętność, trzeba go eliminować. Co to ma wspólnego z deklarowanym na każdej uroczystości szkolnej patriotyzmem? Ci dyrektorzy szkół w gruncie rzeczy mają gdzieś patriotyzm. Wywieszają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 26/2015

Kategorie: Wywiady