Udana jesień piłkarskiej reprezentacji To była piękna i niezwykle udana jesień piłkarskiej reprezentacji Polski. W czterech meczach eliminacji Euro 2016 ekipa kierowana przez Adama Nawałkę wywalczyła aż 10 na 12 możliwych punktów. A przecież po planowanej zwycięskiej (7:0) „rozgrzewce” z Gibraltarem wydawało się, że zaczynają się schody. Nawet najwięksi, niepoprawni optymiści, szczególnie przed konfrontacją ze światową potęgą – Niemcami, przestrzegali, że serce i marzenia to jedno, a rozum i realia to drugie. Nic więc dziwnego, że kiedy doszło do historycznej wygranej (2:0) z zachodnim sąsiadem, wielu młodych wiekiem i stażem komentatorów wpadło w stan niekontrolowanej euforii. Nawet ich rozumiem, bo przecież nie było im dane żyć i pracować w okresie futbolowych sukcesów. Doszło do rzadko spotykanej sytuacji, w której o większy umiar w opiniach apelowali sami piłkarze. Co ciekawe, ten ton został utrzymany po remisie (2:2) ze Szkocją i wyjazdowej wygranej (4:0) z Gruzją. Nareszcie oglądaliśmy biało-czerwonych, o jakich od dawna marzyliśmy – walecznych i skutecznych. Nasuwa się optymistyczna refleksja, że niektórzy nasi zawodnicy, grający na co dzień w renomowanych klubach, dojrzeli do występów na reprezentacyjnym poziomie. Jak napisano w jednym z popularnych dzienników: „Pierwsza jedenastka składa się niemal wyłącznie z wyczynowców pracujących w średnich i silnych ligach, obytych z intensywnym wysiłkiem i walką do upadłego trzy razy w tygodniu”. Twardo stąpajmy po ziemi – Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, i dlatego po strzeleniu pierwszej bramki musieliśmy pójść za ciosem. Cieszymy się, że zagraliśmy ofensywnie, dążyliśmy do strzelenia kolejnych goli – powiedział Robert Lewandowski po meczu z Gruzją. – Nie mogę narzekać na brak szczęścia, bo wygraliśmy 4:0. Jako kapitan na pewno się z tego cieszę, bo pokazaliśmy jako drużyna, że możemy awansować. Ale nie jesteśmy jeszcze na półmetku, więc przed nami długa droga. Ile planu wykonaliśmy na te eliminacje? Skoro jeszcze nie awansowaliśmy, to zero… Zostajemy na pierwszym miejscu w tabeli, ale nie popadajmy w hurraoptymizm, twardo stąpajmy po ziemi. Jeszcze jest kilka meczów, musimy dalej wygrywać i strzelać, aby pojechać do Francji. Trzeba być konsekwentnym w tym, co się robi. Wiemy, że nie może przyjść słabszy mecz. Przecież nie w każdym będziemy mieli milion sytuacji, czasem potrzebna będzie cierpliwość, aby poczekać na tę jedyną. Nie bez powodu niedawno cytowałem fragment z tygodnika „Piłka Nożna” (36/2014), w którym mogliśmy przeczytać m.in., że: „kibice biało-czerwonych od dawna czekają na przełom. Zarówno jeśli idzie o styl gry naszej kadry, jak i przede wszystkim o wyniki. Nikt zresztą, na czele z selekcjonerem Nawałką, nie ma złudzeń, że jedynie poprawa rezultatów odmieni klimat wokół drużyny narodowej… Nawet przy merytorycznej krytyce nie wolno jednak zapominać, że Smuda miał na przygotowanie zespołu na finały Euro 2012 trzy razy więcej czasu niż Nawałka przed inauguracją eliminacji ME 2016… O ile trudno odeprzeć argument o nikłych wcześniejszych osiągnięciach Nawałki, o tyle łatwo wskazać, w czym obecny trener kadry przebijał Smudę w momencie startu. Mianowicie – znajomością realiów pracy selekcjonera. W przeciwieństwie do Franza nie musiał wszystkiego uczyć się od podstaw, bo lekcje pobrał jako asystent Leo Beenhakkera. Doskonale wiedział więc, na co się pisze, i czym etat w kadrze różni się od prowadzenia klubu. Dlatego od początku zupełnie inaczej poukładał robotę, przeznaczając znacznie więcej czasu na analizę gry kandydatów do reprezentacji”. Dodajmy, że Nawałce towarzyszy jeszcze „to coś”, czyli po prostu szczęście. Na deser Szwajcaria Postanowiłem ten jesienny futbolowy serial przypomnieć, zaczynając od towarzyskiego spotkania ze Szwajcarią. We wtorkowy wieczór, 18 listopada, na stadionie we Wrocławiu padł remis 2:2. Wartościowy wynik z wyżej notowanym rywalem. Ciekawe, żywe, sprawiedliwie zakończone spotkanie smakowało niczym najlepsza szwajcarska czekolada. Był to swego rodzaju futbolowy deser po eliminacyjnych daniach. Jak przekazał mieszkający w Genewie były znany piłkarz Mirosław Tłokiński, „tutejsi komentatorzy – telewizja, radio, dziennik »Le Matine« – podkreślali, że mecz stał na bardzo wysokim poziomie i nie sprawiał wrażenia spotkania towarzyskiego. Szwajcarzy prowadzili wyrównaną walkę przeciw drużynie, która niedawno pokonała mistrzów świata. Dobry występ zanotował rezerwowy bramkarz Roman Bürki. Doceniono jego dwie interwencje, ale jednocześnie obwiniono za błąd przy wyjściu z bramki i faul na Lewandowskim,
Tagi:
Maciej Polkowski









