Co nas drażni u polityków?

Co nas drażni u polityków?

Olga Lipińska,
reżyser

Drażni mnie brak rozeznania w nastrojach społecznych, czyli zawodowa głupota. Dalej niekompetencja, pazerność i pycha. Przykład z ostatniej chwili: minister spraw wewnętrznych i administracji bardzo się uaktywnił w sprawie ochrony bezpieczeństwa publicznego. Po prostu pozazdrościł ministrowi Lechowi Kaczyńskiemu i chce mieć podobne notowania społeczne. Co robił i gdzie był do tej pory?

Piotr Tymochowicz,
specjalista od teorii wywierania wpływu

Najbardziej mnie drażni dyletantyzm, amatorszczyzna i nieprzygotowanie do pełnienia funkcji politycznych. Pomiędzy politykami Wschodu i Zachodu istnieje pod tym względem przepaść. Polityk zachodni nie działa tylko dla siebie, ale dla ludzi, których reprezentuje. U nas wyborca jest potrzebny tylko po to, aby wybrał, potem może już odejść. W Polsce politycy osiągnęli najwyższy stopień bufonady i megalomanii. Wszyscy wszystko wiedzą najlepiej. Pamiętam, jak kiedyś prezydent Wałęsa powiedział do mnie: “To pan się mógłby ode mnie wiele nauczyć” i odrzucił ofertę. Z fachowych rad chciał skorzystać Marian Krzaklewski, ale ostatecznie zabrakło mu odwagi, aby zaskoczyć swoich wyborców pozytywnie, zejść z wysokiego piedestału, przemówić do ludzi i zmienić swój wizerunek. Wysoki stopień bufonady zaobserwowałem również u Andrzeja Olechowskiego, który chyba sam zachwycił się własnym głosem, jego niskim brzmieniem, ale jest autorem wypowiedzi wewnętrznie sprzecznych i pozbawionych konkretów. Fachowo nazywamy to pustą praktyką ukonkretniającą. Jego technika stwarzania pozorów mówienia konkretów okazuje się na razie skuteczna, ale mnie drażni. Superdrażniący jest dla mnie Jan Maria Rokita, który okazuje się pospolitym graczem, a nie politykiem kierującym się interesem publicznym. Podobnie Maciej Płażyński, który tylko stwarzał sugestie lojalności na prawicy. Andrzej Olechowski też początkowo mówił, iż nie będzie zakładał własnej partii, a następnie stał się współzałożycielem Platformy Obywatelskiej.

Monika Olejnik,
dziennikarka telewizyjna i radiowa

Najbardziej drażni mnie w nich to, że nie mówią prawdy, że mówią okrągłymi zdaniami i udają, iż czegoś nie zrobili, a zrobili. Mijanie się z prawdą polega m.in. na tym, że ten sam człowiek, który tydzień wcześniej powiedział coś innego, aby uniknąć odpowiedzialności, podaje nieprawdę. Ponadto większość polityków mówi populistycznym językiem, obiecuje wiele przed wyborami, a po wyborach nic z tego nie wynika. Drażnią mnie również tak przyziemne wady, jak nonszalancja i brak punktualności, a także to, że gdy im coś nie wychodzi, to bardzo chętnie obwiniają za wszystko dziennikarza. Oni raczej rzadko przyznają się do błędów, rzadko też wyciągają wnioski ze swoich działań, zwłaszcza wtedy, gdy takim wnioskiem miałaby być dymisja. Na koniec uwaga ogólniejsza. W Sejmie jest 460 posłów, ale w rozmowach radiowych i telewizyjnych wciąż występuje ta sama grupa ok. 40 osób. Może to wina dziennikarzy, że mamy tylko tylu polityków “medialnych”, zwłaszcza że o niektórych powinniśmy już dawno zapomnieć.

Prof. Jerzy Bralczyk,
językoznawca

Niewiele mnie u polityków drażni, bowiem ja się przyzwyczaiłem do takiego sposobu uprawiania polityki. Wydaje mi się on naturalny, nie złości i nie przeraża. Nie lubię natomiast ludzi (i ta uwaga nie odnosi się tylko do polityków), którzy wyraźnie nie są nastawieni na porozumienie, ale na przeforsowanie swoich racji. Gdy w oczywisty sposób odrzucają możliwości kontaktu, kompromisu i zgody, by ocalić jakieś pryncypia, to ta cecha mnie u nich przeszkadza. Jak każdy, mam swoje upodobania polityczne i dlatego jestem bardziej wymagający wobec tych, których lubię. Dlatego właśnie u tych, z którymi sympatyzuję, bardziej drażnią mnie takie cechy, jak arogancja, fanatyzm, agresywny, misyjny styl, który również wynika z niechęci do porozumienia i dialogu.

Janusz Rewiński,
satyryk, b. polityk

U polityka wszystko może drażnić, tak samo, jak u każdego innego człowieka. Drażni, gdy zachowuje się lub mówi głupio, gdy nie jest na swoim miejscu itp. Generalnie sądzę, że prawdziwi politycy w Polsce będą dopiero w następnym pokoleniu, a to, co się nam pokazuje, jest tylko amatorszczyzną. W tej chwili działalność wielu polityków staje się i śmieszna, i straszna. Czasem myślę, że już nawet śmiać się nie wypada, bo ktoś może powiedzieć słowami Gogola:
“I z kogo się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie”. Niektórzy politycy, np. z Unii Wolności, w obawie przed kompromitacją pochowali się w swoje skorupy i wypuścili na scenę Jacka Kuronia jak gladiatora. Ostatnio bardzo rozdrażniła mnie niefrasobliwość posłów z komisji sejmowej, którzy rozpatrywali ustawę o reprywatyzacji. W komisji jest 30 członków, a przyszło na obrady 11. I znowu przegłosowali wniosek, że odszkodowanie należy się tylko tym, którzy mają polski paszport. Kolejny raz politycy spowodowali zadymę na cały świat.

Dr hab. Jacek Raciborski,
socjolog

Sądzę, że nastawienie ludzi do polityków, nie tylko w Polsce, jest ogólnie krytyczne. Dlatego trudno zdobyć sympatię widza czy słuchacza. Niezależnie od tego, przeciętnych ludzi musi drażnić autorytatywność wypowiedzi polityków, która jednak jest po części nieuchronna, gdy się jest np. reprezentantem rządu. Bardziej jednak irytuje niekompetencja, często także nieporadność językowa, a także pusty język – wiele słów bez znaczenia. Tylko nieliczni politycy opanowali umiejętność wzbudzania pozytywnych emocji u ludzi i swoistego ich kokietowania. “Trzeba po prostu kochać ludzi” – to mistrzowskie sformułowanie Aleksandra Kwaśniewskiego może być tutaj dobrym przykładem. Inna sprawa to kwestia mówienia rzeczy niepopularnych. Polityk dużej rangi musi mieć odwagę, by nieraz przeciwstawić się opinii publicznej i mówić tak, jak niegdyś premier Cimoszewicz, np. o potrzebie ubezpieczania się od zdarzeń losowych (wypowiedź w kontekście powodzi).

Nina Andrycz,
aktorka, b. żona b. premiera Józefa Cyrankiewicza

Większość dzisiejszych polityków mnie drażni, ponieważ nie mają klasy.

Tomasz Skory,
dziennikarz Radia RMF-FM

Drażni mnie przekonanie polityków, że to, co robią i mówią, jest ważne. Tymczasem przykład tego, co spotkało Unię Wolności, dowodzi, że całymi latami mówiono tam rzeczy średnioważne i wiele pozostało w sferze deklaracji. Poza tym drażni mnie centralno-polityczno-administracyjny sposób widzenia świata. Mało który polityk wyjeżdża w teren i spotyka się z rzeczywistymi ludźmi. Generalnie politycy żyją na powierzchni kilku kilometrów kwadratowych, obracają się między Pałacem Prezydenckim, Sejmem, Kancelarią Premiera i kilkoma ministerstwami. Wszystkie te urzędy są blisko siebie, właściwie w centrum miasta, ale stąd mało widać. Dla nich bezpośrednie otoczenie Sejmu i warszawskie metro jest daleko bardziej istotne niż np. jakiś ogromny dramat, który wydarzyłby się na rubieżach kraju. Dzieje się tak m.in. dlatego, że z Warszawy wywodzi się najwięcej posłów i tu jest najsilniejsze lobby. Zresztą nawet lokalni politycy spotykają się w stolicy i dlatego warszawskie kwestie najbardziej wszystkich poruszają.

Prof. Tadeusz Mołdawa,
dyrektor Instytutu Nauk Politycznych na Uniwersytecie Warszawskim

Drażnią generalnie trzy sprawy: niekompetencja, arogancja i pozbawienie odpowiedzialności. Politycy nasi nie są skłonni do ponoszenia konsekwencji za swoje działania, nie zastanawiają się nad skutkami swoich decyzji. Ich arogancja wyraża się w stosunku do tzw. szarego człowieka i jego losów. Zwykli ludzie, np. bezrobotni, są w ogóle poza polem zainteresowania polityków. Ich istnienie zbywają najwyżej frazesami. W Polsce zadomowiło się “śródziemnomorskie” pojmowanie polityki – jako odskoczni do dalszej kariery osobistej. Nie myśli się o tej działalności jak o służbie publicznej. Niestety, zaginęło zupełnie istniejące jeszcze przed wojną poczucie honoru. Nikomu dziś nie przyjdzie do głowy, że jeśli się ktoś nie sprawdził w polityce, powinien ustąpić.

Grażyna Barszczewska,
aktorka

Nie znoszę polityków generalnie, tak jak stoją w rzędzie. Zdaję sobie sprawę, że jest może kilku, którzy chcieliby zrobić dobrą robotę (nie wymieniam ich z obawy, że też się zepsują), ale u większości wyczuwam, że myślą tylko, jak się zmieścić i dobrze ustawić w swojej kadencji. Na ten krótki czas próbują się jakoś wykreować, ale dalej już nie spoglądają. Skoncentruję się tylko na władzach Warszawy. Wszystkie działania i próby przebudowy obliczone są na dziś, na to, aby zadowolić jakiegoś ministra albo otrzymać premię, a nie na to, co będzie w stolicy za lat 20. Za jakiś czas może się okazać, że przysporzyli nam tylko nowych kłopotów, ale to już ich wtedy nie będzie interesowało.

Wydanie: 08/2001, 2001

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy