Nasza poprawność polityczna
Profesor Janusz Czapiński, który od lat bada stan ducha społeczeństwa polskiego, publikując na ten temat przenikliwe „Diagnozy”, powiedział w wywiadzie („GW”, 11.09.br. ), że liczba osób wyznających ideologię konserwatywną wzrosła w ciągu ostatnich dwóch lat o jedną czwartą, co jest zdumiewające. „Nigdy jeszcze nie zetknąłem się z sytuacją, w której mentalność społeczna zmieniła się tak radykalnie w tak krótkim czasie”, mówi badacz. Można oczywiście domniemywać, że na ten wzrost konserwatyzmu składają się również ludzie, którzy dotychczas nie mieli żadnych zapatrywań, kierując się staropolskim „jakoś to będzie”, a więc niczego nie musieli zmieniać, odkrywając obecnie swój konserwatyzm. Można się też domyślać, że ów konserwatyzm był od bardzo dawna zakorzeniony w społeczeństwie polskim, obecnie zaś rządy Kaczyńskich z dodatkiem Giertycha otwarły szeroko wrota wszelkiego rodzaju ciemnocie, konserwatyzmowi, bigoterii, megalomanii narodowej i ksenofobii, które stały się ideologią oficjalną, głoszoną przez dygnitarzy i publiczne media. Przez lata nie wypadało się przyznawać do zapatrywań skrajnie prawicowych – z wyjątkiem antysemityzmu, który rozpalił rok 1968 – teraz wypada. Wypada, a nawet jest to mile widziane. „Cieszymy się z Państwa pielgrzymowania do Ołtarza Ojczyzny, pielgrzymowania z Państwa miejsc pracy, co jest dla wszystkich szczególnym doświadczeniem pogłębiającym etykę, kulturę i wartości. To piękne, że w wolnej i niepodległej Polsce do Matki Częstochowskiej mogą przybywać i przybywają wszyscy Polacy, przybywamy także i my”, piszą do pielgrzymujących na Jasną Górę inspektorów skarbowych i celników na oficjalnym papierze Ministerstwa Finansów dwaj podsekretarze stanu w tym kierowanym przez Zytę Gilowską resorcie, obaj zresztą o nazwisku Banaś. List ten w normalnym państwie europejskim byłby kuriozum, u nas jest po prostu dokumentem urzędowym. W gmachu ratusza w Warszawie, na placu Bankowym, eksponowana jest wystawa „Pro Memoria”, której autorem jest niejaki dr Lewandowski. Wystawa ta krąży już od pewnego czasu po zakrystiach w Polsce, obecnie przygarnął ją wojewoda mazowiecki, Jacek Sasin. Nie jest to jednak część mecenasowskiej działalności wojewody, ponieważ wystawa mieści się wewnątrz urzędu i czynna jest w godzinach urzędowania, do 16, można ją więc raczej traktować jako materiał szkoleniowy. Tezą ekspozycji dr. Lewandowskiego jest ostrzeżenie, że w rozbitych na skutek rozwodów rodzinach dzieci wyrastają na „bezdomnych, żebraków i prostytutki”, co urzędnicy województwa powinni mieć na uwadze. Nie wiadomo, skąd pan Lewandowski czerpie swoje przekonanie, nie wiadomo też, czym różnią się pod tym względem rodziny rozbite od rodzin osieroconych, ponieważ i tu, i tam dzieci wychowują się bez jednego z rodziców, ale wdawanie się w jakąkolwiek polemikę z dr. Lewandowskim byłoby nonsensem. Autor wystawy zwierza się „Gazecie Wyborczej”, że impulsem do działania jest dla niego „choroba rozwodów”, jaka ogarnęła Warszawę, i ma na to środki zaradcze. Pierwszym jest narzeczeństwo i jeden ze sloganów wystawy głosi: „Bez autentycznego narzeczeństwa nie ma trwałego małżeństwa”. Nie wiadomo jednak, czy za autentyczne narzeczeństwo autor uważa tzw. życie na kocią łapę, co miałoby pewien sens i wiele młodych par stosuje ten eksperyment, popadają one jednak, jak wiemy, w grzech śmiertelny, jakim jest seks pozamałżeński. Innym środkiem zalecanym przez dr. Lewandowskiego jest instytucja swata. Jego zadaniem byłoby „dobieranie narzeczonych z tego samego kręgu. Związki międzynarodowe czy ludzi z różnych części Polski mają małe szanse przetrwania”, twierdzi. Trudno nie domyślić się w tym dyskretnego wskazania rasistowskiego, nie mówiąc już o niestosowności związków z innowiercami, zastanawia jedynie potępienie związków pomiędzy ludźmi z różnych części Polski, chociaż sądząc po burzliwym pożyciu Kaszuba Donalda Tuska z krakowiakiem Janem Rokitą, może jest tu coś na rzeczy. Przytaczam te horrendalne, lecz niejedyne przecież przykłady nie tylko po to, aby pokazać, że uwstecznieniu poglądów społecznych sprzyja intensywnie kaczyńskie państwo i jego administracja. Prawdziwie zdumiewające jest jednak szerokie społeczne przyzwolenie dla tych praktyk, które nie budzą niemal żadnego sprzeciwu, a nawet zdziwienia. Przeciwnie, owo bałwochwalstwo wobec ciemnoty i bigoterii lansowanej przez prawicę staje się rodzajem polskiej „poprawności politycznej”, diametralnie przeciwnej temu, co rozumie się pod tą nazwą w Europie czy w Stanach Zjednoczonych. Tam „poprawność polityczna” zakazuje zwrotu „Murzyn” we wszystkich jego wersjach na rzecz „czarnego Amerykanina”, każe się wstydzić wstrętu dla









