Nauka, nienauka, neonauka

Nauka, nienauka, neonauka

W dobie pozytywizmu wyznaczano dość ostre granice między nauką a nienauką. Nazywano to zwykle linią demarkacyjną nauki i nienauki. Okazało się jednak, że sprawa nie jest wcale taka prosta, jak mogło się wydawać. Związki przyczynowo-skutkowe w świecie społecznym i ludzkich zachowaniach nie są tak jednoznaczne jak w świecie przyrody nieożywionej (co nawiasem mówiąc, też jest bardziej skomplikowane, niż kiedyś mogło się wydawać). Dziś nauki społeczne i nauki o człowieku odrzucają dość prostacki determinizm XIX-wiecznego pozytywizmu, ale nie odrzucają go jako takiego. Nikt znający współczesną naukę nie powie, że człowiek nie jest w swoich działaniach zdeterminowany. Oczywiście, że jest. Tyle że przyczyn zachowań ludzkich (także społecznych) nie można wiązać z jakimś jednym konkretnym czynnikiem. Wiadomo, że nasze zachowania (społeczne i indywidualne) są zdeterminowane, ale przez wielką liczbę rozmaitych czynników oddziałujących na nas wprost lub pośrednio, po drodze oddziałujących na siebie nawzajem. Dziś już nikt poważny nie będzie szukał jedynego czy choćby głównego czynnika, który spowodował, że człowiek np. popełnił przestępstwo. Takie bardzo uproszczone teorie, uwzględniające tylko jeden czynnik, któremu przypisuje się jakąś moc sprawczą, nie tylko są na ogół nieprawdziwe, ale rażą naiwnością, służą też budowaniu rozmaitych teorii spiskowych. Ich siłą jest to, że w sposób prosty, jak się zdaje, rzekomo tłumaczą skomplikowane procesy. Wyobraźmy sobie, że wiedza naukowa (zbiór twierdzeń zweryfikowanych bądź weryfikowalnych) stanowi jeden zbiór, a wiedza nienaukowa (czyli zbiór twierdzeń niezweryfikowanych lub nawet z samej istoty nieweryfikowalnych, choć czasem prawdziwych, przy czym nie wiadomo, które z nich są prawdziwe, które nie) stanowi drugi zbiór. Dla pozytywizmu XIX-wiecznego granice tych zbiorów były ostre. Dziś uważamy, że tak ostre nie są. Są twierdzenia, które na pewno należą do jednego z tych zbiorów, a nie należą do drugiego, ale są też takie, o których nie wiadomo, do którego z tych zbiorów należą. Czyli granica między nauką a nienauką nie jest ostra, jest dość płynna. Postmoderniści idą jeszcze dalej, twierdząc, że nie ma żadnych granic między nauką, a nienauką. Ten przydługi, ale łudzę się, że mimo wszystko dość klarowny wywód był mi potrzebny do wykazania istnienia pewnej niebezpiecznej, a coraz bardziej wyraźnej tendencji. Jest nią deprecjonowanie nauki, zastępowanie ekspertów rozmaitymi pseudoekspertami, czasem zwykłymi hochsztaplerami. Gdy eksperci zarzucają pseudoekspertom braki w wiedzy i wynikające z tego błędne wnioski, stojący z boku obserwator wie tylko tyle, że jedni mówią tak, a drudzy zupełnie inaczej, a zatem prawdy albo w ogóle nie ma, albo jest nie wiadomo po której stronie. Przykładów jest aż nadto dużo. Komisja badania wypadków lotniczych Laska i komisja Macierewicza. Zwolennicy szczepień i antyszczepionkowcy i w konsekwencji tysiące ludzi nieszczepiących się, bo albo uwierzyli antyszczepionkowcom, albo nie uwierzyli nikomu. Swego czasu premier Szydło szczerze wyznała, że nie wie, komu ma wierzyć: zwolennikom szczepień czy antyszczepionkowcom. Szerzeniu się wiedzy alternatywnej wobec nauki sprzyja niewątpliwie internet. Także inne media, w tym tygodniki ilustrowane, na łamach których lansują się (albo są lansowani przez niedouczonych dziennikarzy) rozmaici hochsztaplerzy, nawiedzeńcy i najzwyklejsi oszuści. Pojawiają się rozmaici „eksperci”, „trenerzy”, „edukatorzy” z dziedzin o naukowo, tajemniczo brzmiących nazwach, ale z nauką niemających nic wspólnego. Co z tego, że np. metody detekcji kłamstwa są przedmiotem badań naukowych od ponad 100 lat, a literatura naukowa na ten temat ma rozmiary sporej biblioteki. Konkurencyjną wiedzę (i umiejętności) serwuje w mediach jakaś pani, która nie tylko „gołym okiem” rozpoznaje kłamstwo, ale nawet obiecuje wyuczyć tej sztuki (przez internet!) w tydzień każdego, kto jej wpłaci bodajże 1500 zł. Każdy może zachwalać swoje talenty, o których jest przekonany, i umiejętności, które sądzi, że posiadł. Może, ale do nieprzekraczalnej granicy oszustwa. Jak jednak się okazuje, dla organów państwowych, do których powinniśmy mieć zaufanie, alternatywna nauka uprawiana przez wspomnianą panią jest tyle samo warta, ile dorobek ponad 100 lat naukowych badań. Poważna instytucja zaprasza ją z wykładem na organizowaną przez siebie konferencję! Dla sędziego opinia biegłego będąca w całkowitej sprzeczności z nauką jest w pełni wiarygodna, gdyż „jest jasna i wewnętrznie niesprzeczna” i nadaje się dzięki temu do zacytowania w uzasadnieniu wyroku. Przykłady można by mnożyć. A ileż jest reklam alternatywnej medycyny przywracającej zdrowie i usprawniającej seks! Ta tendencja do lekceważenia nauki będzie się nasilać,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 44/2021

Kategorie: Felietony, Jan Widacki