Od niemal 80 lat III Rzesza jest źródłem inspiracji dla amerykańskiej popkultury. Czy bierzemy nazistowski świat na serio?
Ameryka roku 1940 staje wobec nieoczywistego wyboru. Ubiegający się o trzecią kadencję prezydent Franklin D. Roosevelt jest schorowany i brakuje mu energii, aby poprowadzić kraj w trudnych czasach. Jego przeciwnik Charles A. Lindbergh to antywojenny izolacjonista z Południa. Świetnie się prezentuje na zdjęciach. Prasa za nim przepada. Cały kraj zna go jako celebrytę, człowieka, który przeleciał nad Atlantykiem bez międzylądowania. W listopadową noc wyborczą nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych zostaje Lindbergh. Ameryka nie włączy się w wojnę przeciw Hitlerowi.
Oto historia alternatywna przedstawiona przez Philipa Rotha w „Spisku przeciwko Ameryce”. Roth jako jeden z najwybitniejszych współczesnych autorów opisuje kraj, w którym rządzi nie tyle Lindbergh, ile strach. Nowy prezydent może łamać konstytucję, wprowadzać antysemickie prawa, ponieważ większości obywateli nie przeszkadza ograniczanie wolności „podejrzanej mniejszości” w imię bezpieczeństwa narodowego. USA bez przesadnego żalu porzucają ideały tygla narodów na rzecz promowanej przez Lindbergha kampanii „Tylko rodzinka”. Zgodnie z nią młodzi Żydzi są wysyłani na wychowanie do „prawdziwych Amerykanów”. W polityce zagranicznej Waszyngton podpisuje z Hitlerem pakt o nieagresji.
To wszystko fikcja. Lindbergh nigdy nawet nie ubiegał się o nominację prezydencką. Dlaczego więc wydany ponad dekadę temu „Spisek…” przeżywa drugą młodość?
Powodem jest trwająca kampania prezydencka, a konkretnie republikanin Donald Trump. Liberalna oraz lewicowa opinia publiczna już dawno określa go mianem faszysty. Nawet słynący z ostrożnych opinii „New York Times” ustami Timothy’ego Egana porównał Amerykę, jaką chce budować Trump, do kraju z książki Rotha: „(…) Donaldowi Trumpowi marzy się państwo policyjne. Jego program zmieniłby Stany Zjednoczone w autorytarny koszmar”.
Faszyzm dawniej był ciężkim oskarżeniem. Dziś dla liberałów faszystami są ludzie pokroju Trumpa, a dla radykalnych republikanów faszystowski jest rząd Obamy. Za oceanem faszyzm stał się niezwykle pojemnym pojęciem, inaczej niż w Europie, gdzie zarezerwowaliśmy to miano dla ściśle określonego systemu.
Literatura ponura
Dużo bardziej ponurą niż Roth wizję faszystowskiej Ameryki nakreślił Philip K. Dick w „Człowieku z Wysokiego Zamku”. Stany Zjednoczone zostały tam podzielone na japońską i niemiecką strefę wpływów. Nad wschodnią częścią kontynentu władzę sprawuje III Rzesza. Rządzona rękami nazistów Ameryka jest państwem totalitarnym, z wszechobecnymi służbami, inwigilacją, paranoją i brakiem zaufania. Rasizm i ksenofobia stały się podstawą stosunków społecznych, a Amerykanie zaskakująco łatwo zaakceptowali tę rzeczywistość. Ponad pół wieku po premierze książki „Człowiek z Wysokiego Zamku” został zaadaptowany na serial. Wysokobudżetowa produkcja jest dziełem Amazona, giganta na rynku handlu elektronicznego. Pierwszy sezon ujrzał światło dzienne w 2015 r. Przeniesiona na mały ekran wizja nazistowskich flag dominujących nowojorski Times Square spotkała się z dobrym przyjęciem widzów i będzie kontynuowana.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy