Negocjatorzy

Negocjatorzy

Danuta Hübner i Jan Truszczyński: Przewodnicy do Europy Ciekawy duet. Zachodni dyplomaci z Brukseli już kilka razy w ostatnich tygodniach w taki właśnie sposób określali w prywatnych rozmowach osoby, na których spoczywa dziś w Polsce główny ciężar bieżącej pracy nad wprowadzeniem naszego kraju do Unii Europejskiej. – Nawet kiedy stoją obok siebie, zwracają uwagę – powiedział jeden z pracowników polskiej misji przy Wspólnotach Europejskich. Danuta Hübner, pierwszy zastępca ministra Cimoszewicza w MSZ, odpowiedzialna za całość polskich działań na niwie integracji europejskiej, niewysoka, na ogół ze skromnie spuszczonym wzrokiem, na pierwszy rzut oka niepozorna i bardzo delikatna. I obok Jan Truszczyński, podsekretarz stanu w MSZ i nasz nowy główny negocjator w rokowaniach akcesyjnych, imponujący blisko 190 centymetrami wzrostu, ze świetną sylwetką i zawsze nienagannie ubrany -reprezentacyjny dyplomata w każdym calu. Wtajemniczeni uśmiechają się, kiedy ktoś z powierzchownego wrażenia próbuje wyciągać dalej idące wnioski. Min. Hübner, ostrzegają, to oczywiście postać bardzo kobieca i miękka w kontaktach międzyludzkich, ale w pracy – po pierwsze – osoba niezwykle wymagająca wobec innych, a w trudnych chwilach także prawdziwa „fighterka”, nieustępliwa i twarda do tego stopnia, że zaskakuje próbujących działać nie tak, jak trzeba partnerów i przeciwników. Min. Truszczyński zadziwia z kolei całkowitym zatopieniem się w pracy, ale także bezwzględnym tropieniem błędów. – Przy nim nie można się „trochę” pomylić i liczyć, że jakoś to będzie – mówią jego byli i aktualni współpracownicy. – To prawda – przyznaje Paweł Świeboda, dyrektor Unii Europejskiej i Obsługi Negocjacji Akcesyjnych w MSZ. – Minister ma oko do szczegółu, niesamowitą pamięć i zdolność do czytania i takich tekstów, przez które nie mogą przebrnąć nawet fachowcy. Dlatego nie da się go oszukać. Zostawmy na boku pierwsze skojarzenia. Ważniejsze, że w ostatniej fazie naszej drogi do UE rolę przewodników objęły osoby, które mają nie tylko wyjątkowo głęboką wiedzę na ten temat, ale też predyspozycje psychiczne, by przez ten najtrudniejszy dla nas okres przeprowadzić Polskę w najbardziej racjonalny sposób. Nawet ci, którzy żałują trochę barwnej postaci poprzedniego negocjatora, Jana Kułakowskiego (bo szefów Komitetu Integracji Europejskiej z lat rządów AWS-UW, Ryszarda Czarneckiego czy Marka Saryusza-Wolskiego nie żałuje nikt, kto znał rzeczywistość KIE w tamtym czasie), przyznają, że nastąpiła jakościowa zmiana na szczycie grupy polskich „Europejczyków”. Kułakowski znał w Brukseli – jak to się mówi – wszystkich, a z wieloma wielkimi postaciami Komisji Europejskiej, np. Jacques’em Delorsem, był serdecznie zaprzyjaźniony, ale – zauważali malkontenci, także unijni – był bardziej strategiem i filozofem niż urzędnikiem pilnującym każdego szczegółu w rokowaniach akcesyjnych. Bardziej królował, niż rządził. Teraz na mostku kapitańskim bieżących starań o Unię znalazło się dwoje ludzi, którzy nie powinni ominąć żadnej sprawy, nie zaniedbają nawet drobiazgu. – Są bardzo bliscy psychologicznie nowemu typowi eurokratów – mówi jeden z naszych negocjatorów. Kiedy Danuta Hübner czy zwłaszcza Jan Truszczyński spotykają swoich odpowiedników w Brukseli, od razu przystępują do rzeczowej rozmowy, do tzw. mięsa negocjacji, co np. odpowiadająca w Komisji Europejskiej za kontakty z nami Francoise Gaudenzi niezwykle ceni. – W Brukseli roku 2001 czas liczy się podwójnie. Tu nikt nie relaksuje się w pracy i nie czeka z rozpoczęciem zasadniczego tematu aż sekretarka przyniesie kawę – powiedziała nam jeszcze w czerwcu tego roku. Z takiego punktu widzenia, Jan Truszczyński jest idealnym szefem polskich negocjatorów. Wszyscy, którzy go znają, podkreślają, że działa tak, jakby czuł brzemię upływającego (czytaj: nieraz przez Polskę traconego) czasu. Jednym z charakterystycznych słów w prywatnym języku ministra jest „przepróżniaczyć” – tak Truszczyński określa swój udział w każdym zdarzeniu, które, w jego mniemaniu, nie wniosło wiele nowego do naszych działań na rzecz członkostwa w UE. Nowy negocjator unika, oczywiście, takich sytuacji, jeśli to tylko możliwe. Inne niezwykle często używane słowo to dokument (dialog, kontakt itd.) „substancjonalny”, czyli przynoszący konkretne efekty, popychający negocjacje. Tylko takie zdarzenia Jan Truszczyński uznaje za ważne. Nie wszystkim się to podobało i podoba. Niektórzy pracownicy polskiej misji przy Unii do dziś narzekają, że w trakcie pobytu w Brukseli minister

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 50/2001

Kategorie: Sylwetki