Nazywam się Lech Wałęsa i nic od nikogo nie brałem – Panie prezydencie, na okładce mojej książki „Kalendarz Polski” widnieją trzy podobizny: Tadeusza Kościuszki uosabiającego najlepsze tradycje Pierwszej Rzeczypospolitej, Józefa Piłsudskiego – twarzy II RP i Lecha Wałęsy – twarzy III RP. Wiele razy mówił pan, że wszystko zaczyna się od wartości. Jakie wartości wziął pan od Kościuszki? – Nazywam się Lech Wałęsa i nic od nikogo nie brałem. – Czyżby tradycje połączenia walki o wolność i niepodległość nie były panu bliskie? – Nie zamierzałem być wodzem ani prezydentem, ale życie zmusiło mnie do działania. Jestem praktykiem. Żyłem w innym czasie i w innej przestrzeni niż Kościuszko czy Piłsudski. – Żadnych skojarzeń z tymi postaciami pan nie ma? Bo ja mam. Gdy patrzę na przebranego w chłopską sukmanę naczelnika Kościuszkę albo naczelnika Piłsudskiego w żołnierskim szynelu, to myślę sobie, że Wałęsa nie musiał się przebierać, by pokazać, że jest z prostym ludem. – Kościuszko i Piłsudski używali sił i środków zgodnych z duchem epoki oraz koncepcją walki i działania, którą obrali. Nie wiem, czy gdybym żył w ich czasach, to walczyłbym podobnie, czy inaczej. Nie wzorowałem się na nikim. Walczyłem w swojej epoce, w warunkach, jakie były. – Kilka lat temu powiedział mi pan: „Polsce potrzeba jest wodzów, którzy prowadzą, rozpychają, wykorzystują, koncepcję mają”. Pan, walcząc, starał się – podobnie jak Kościuszko i Piłsudski – być takim wodzem. – Byłem, poprowadziłem, ale w innej sytuacji. Gdybym zrobił zamach wojskowy, gdybym wypowiadał takie rzeczy na demokrację, Sejm i konstytucję jak Piłsudski, to nikt by ze mną nie chciał rozmawiać. Traktowano by mnie gorzej niż Samoobronę. Ale Piłsudski na tym bazował i zwyciężał, bo taka była epoka. – Piłsudski miał wiele okresów. Pamięta pan wydawane w drugim obiegu pismo „Robotnik”, nawiązujące do Piłsudskiego socjalisty i rewolucjonisty. Postać Piłsudskiego w latach 70. ubiegłego wieku była silnie obecna w ruchu robotniczym. – Ludzie, którzy robili to pismo, widzieli sprawy inaczej niż ja. – Pana imieniny na Polanki nie są nawiązaniem do tradycji hucznego obchodzenia imienin Józefa Piłsudskiego w międzywojennej Polsce? – Moje imieniny na Polanki wzięły się stąd, że układała się nowa elita. Trzeba było stworzyć warunki, żeby ci ludzie się poznali, wypili, porozmawiali, robili ze sobą interesy. Po paru latach trzeba było z imieninami w starej formie skończyć, bo moi goście poznali się aż za dobrze. – A mnie się wydawało, że przynajmniej Piłsudski jest panu bliski? – Jest mi bliski, szanuję go, ale jako przywódca żyję w innej epoce. – Skoro mamy inną epokę, to główne uroczystości w czasie świąt państwowych powinny odbywać się nie na placu Piłsudskiego i nie pod pomnikiem Piłsudskiego, lecz na placu Wałęsy i pod pomnikiem Wałęsy. Wkład Piłsudskiego w narodziny III RP jest czysto symboliczny, pana – rzeczywisty. – Chce pan, żeby ktoś postawił mi pomnik, a ja go będę z dwóch metrów od spodu oglądał? Ja nie potrzebuję pomników po śmierci i przemówień największych łobuzów podszywających się pode mnie. Mnie po śmierci wystarczy zdrowaśka i dobre wspomnienia. Uroki demokracji – To jednak pan jest ojcem założycielem III RP. – Moim zadaniem było poprowadzić do zwycięstwa, wykończyć monopol komunistyczny i przekazać narodowi całą zdobycz. A naród niech robi z nią, co chce. – To zupełnie jak Piłsudski, który wykorzystał dyktatorskie uprawnienia naczelnika państwa do przekazania władzy narodowi: rozpisał wolne wybory, utorował drogę konstytucji marcowej. Dopiero później wysiadł z demokratycznego tramwaju. – Niektórzy ludzie nie znoszą tego gadulstwa, przetargów, kupczenia stołkami itd., ale takie są często uroki demokracji. Wiedziałem, że demokracja w dzisiejszej Polsce będzie wyglądać, jak wygląda. Mimo to postawiłem na demokrację. – Co pan sądzi o budowie pomnika Lecha Kaczyńskiego? – Jeśli ma być pomnik, to proporcjonalny do zasług, których ja wielu nie zauważyłem. – Inni zauważyli. Lech Kaczyński spoczywa obok Piłsudskiego na Wawelu. Wszedł do panteonu wielkich Polaków. – Ja Kaczyńskich dobrze znam. To bardzo inteligentni ludzie, ale nie mieli żadnych szans zajęcia dobrego miejsca na drodze, którą ja maszerowałem: porozumienia i kompromisu. Musieli szukać innej drogi. Wiedząc, że bolesne i kosztowne reformy wywołają gniew, postawili na niezadowolonych i nimi grali.
Tagi:
Krzysztof Pilawski









