Rozmowa z o. Tomaszem Dostatnim Lęk nie może być głównym motorem postępowania Kościoła Kościół, obchodząc dwa tysiące lat od swych narodzin, podejmuje z inicjatywy papieża swój własny rachunek sumienia. Jest to jego punkt wyjścia do milenijnego pojednania z innymi religiami, z całym światem. Jak ksiądz przyjmuje to papieskie wezwanie? – Ja, jako chrześcijanin, muszę sobie postawić pytanie: jak to pojednanie, które nie jest sprawą łatwą, ma wyglądać. W pierwszej fazie idea papieża napotykała opór wśród samych biskupów. – Proszę pamiętać, że już tak jest, iż człowiek wizji, jakim jest Jan Paweł II, zawsze będzie napotykał ludzi, którzy są bardzo przeciętni. Ta przeciętność to jest po prostu wybudowanie sobie świata tutaj. Pojednanie zawsze jest fundamentem życia chrześcijańskiego. Teraz jednak papież pokazuje, jak to ma konkretnie wyglądać. Myślę, że zakończony niedawno w Lublinie Kongres Kultury Chrześcijańskiej, chociaż nie padały tam słowa o przebaczeniu, daje fundament do pojednania. Nie wiemy, jaki będzie nowy wiek. Ale po doświadczeniu ludobójstwa XX wieku w różnych częściach globu, świat bez pojednania będzie pogrążał się w otchłani. Przesłanie, jakie niesie Kościół, brzmi: wiedząc, że jesteśmy słabi, że jesteśmy grzeszni, że możemy sobie zrobić piekło na ziemi, musimy spojrzeć w głęboki wymiar Krzyża. Chrystus również doznał na sobie odrzucenia, nienawiści, a jednak ten Krzyż przemienił w zmartwychwstanie. Na Kongresie w Lublinie polski Kościół ukazał swe najpiękniejsze oblicze. Najkrócej, jak brzmi jego przesłanie? – Na początku lat 70. Bohdan Cywiński napisał książkę “Rodowody niepokornych” o polskiej inteligencji XIX i pierwszej połowy XX wieku. W zakończeniu zawarł konkluzję, którą można by uznać za credo polskiej inteligencji katolickiej: chcemy być Kościołem posoborowym, a więc Kościołem środków ubogich, Kościołem gotowym do współbudowania świata razem ze wszystkimi ludźmi dobrej woli… Jednocześnie chcemy być Kościołem otwartym na wszystkie autentyczne wartości ludzkie, także i na te, które spotykamy poza Kościołem. Ten kongres właśnie taki był. Zostali zaproszeni ludzie, którzy byli i są najwybitniejszymi twórcami polskiej kultury. Kongres podkreślał, że jest jedna kultura. Jest oczywiste, że istnieją kultury wyznaniowe: katolicka, prawosławna, żydowska. W sensie religijnym. Ale też, że jest jedna polska kultura, w której chrześcijaństwo jest niesamowicie zakorzenione. Że chrześcijaństwo ma w tej kulturze swój nurt wyraźny, oficjalny, ale ma również taki nurt, powiedziałbym, ukryty, którego nie można nazwać chrześcijańskim, ale nie jest on też antychrześcijański. Okres realnego socjalizmu w naszym kraju, przy wszystkich negatywach i znanych zakazach, otworzył szerzej Polskę, choćby dzięki niekwestionowanemu upowszechnieniu edukacji i czytelnictwa, na wpływy kultury laickiej. – Czeski kardynał Vlk podzielił się z nami na kongresie refleksją na temat tego, co z nas, z każdego człowieka, również w sensie Kościoła, który składa się z ludzi, zostało po komunizmie. W każdym zostało coś z komunizmu i to nas jak gdyby uformowało. Coś, co jest na pewno negatywne, czego my sobie nie uświadamiamy i nad czym musimy często popracować. Ksiądz pozwoli, że przypomnę znamienne zdanie wypowiedziane przez papieża na spotkaniu z przedstawicielami inteligencji i kół gospodarczych Łotwy na Uniwersytecie Ryskim w 1993 r. Wypowiedziane ku ogromnemu zaskoczeniu słuchaczy przeżywających w tym czasie euforię świeżego jeszcze wyzwolenia od radzieckiego komunizmu. Papież powiedział w swym przemówieniu: „…Ale i w socjalizmie było ziarno prawdy”. – Myślę, że należy to widzieć i rozumieć w ten sposób: u papieża, jak zresztą w Kościele, jest bardzo silna krytyka marksizmu. Występuje ona w wielu encyklikach, w wielu dokumentach. Dla mnie osobiście ważna jest myśl zawarta przez papieża w encyklice o Duchu Świętym. W tej encyklice, całkowicie religijnej, nie społecznej, papież mówi w pewnym momencie, cytuję z pamięci, że największym problemem myśli marksistowskiej było to, iż powstała, w imię wolności człowieka od wyzysku kapitalistycznego w XIX wieku. Ten dramat i paradoks marksizmu polegał na tym, że owa myśl doprowadziła do jeszcze większego zniewolenia. Jeśli w tym sensie spojrzymy na słowa wypowiedziane w Rydze, to zobaczymy, że wyraża się w nich troska papieża mówiąca o tym, że nie ma żadnej trzeciej drogi między socjalizmem a kapitalizmem, tylko że zawsze, z każdego doświadczenia, należy wydobywać to, co dobre. Myślę, iż należy przyznać, że doświadczenie socjalizmu, bardzo wyraźnie odróżnione od komunizmu,
Tagi:
Mirosław Ikonowicz