Niech policzą nasze trupy

Niech policzą nasze trupy

autor zdjęcia: Joachim Joachimczyk „Joachim” źródło: MPW nr inwentarzowy: MPW-IP/2284 Fotografia z Powstania Warszawskiego autorstwa Joachima Joachimczyka Fotografia z Powstania Warszawskiego. Śródmieście Północne. Pogrzeb ofiar nalotu na gmach Filharmonii (ul. Jasna 5) na placu przed Domem Pod Orłami u zbiegu ul. Jasnej i Zgoda data wykonania: 28 sierpnia 1944 Miejsce wykonania: Warszawa Osoby widoczne na zdjęciu:

Akt psychicznego egoizmu, przedsięwzięcie karygodnie lekkomyślne – elity intelektualne o powstaniu warszawskim Powstanie warszawskie było największą obok kampanii wrześniowej polską klęską podczas II wojny światowej. Zginęło w nim ok. 17 tys. powstańców oraz 150-200 tys. cywilów. Do tego trzeba dodać warszawiaków wywiezionych do niemieckich obozów koncentracyjnych – 55 tys., z których przynajmniej połowa nie dożyła końca wojny. Nie znamy i prawdopodobnie nigdy nie poznamy dokładnej liczby tych spośród 600 tys. cywilów wypędzonych z Warszawy, którzy zginęli w wojennej poniewierce. Straty materialne poniesione w wyniku powstania przez Warszawę oszacowano w 2004 r. na co najmniej 45,3 mld dol. amerykańskich. Przeciwnikiem powstania w Warszawie był m.in. dowódca 2. Korpusu Polskiego gen. Władysław Anders. W liście do ppłk. Mariana Dorotycza-Malewicza „Hańczy” z 31 sierpnia 1944 r. nie szczędził ostrej krytyki dowództwu AK: „Byłem całkowicie zaskoczony wybuchem powstania w Warszawie. Uważam to za największe nieszczęście w naszej obecnej sytuacji. Nie miało ono najmniejszych szans powodzenia, a naraziło nie tylko naszą stolicę, ale i tę część Kraju, będącą pod okupacją niemiecką, na nowe straszliwe represje. (…) Powstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią”. Rację gen. Andersowi przyznał po latach emigracyjny historyk prof. Jan Ciechanowski, (1930-2016), autor opracowań naukowych o powstaniu warszawskim krytycznych wobec dowództwa AK. Sam Ciechanowski walczył w powstaniu i został dwukrotnie ranny. Pod koniec życia wspominał, że matki krzyczały do żołnierzy Armii Krajowej: „Ty morderco naszych dzieci!”. „Tak naprawdę do wybuchu przez swoje naciski doprowadził gen. Okulicki, który chciał, abyśmy zajęli Warszawę. Ale myśmy jej zdobyć nie mogli! Mój pluton, który miał nacierać na Sejm, posiadał 7 pistoletów, 3 karabiny i 40 granatów na 40 ludzi”, tłumaczył Ciechanowski. Nieprzygotowanie militarne i polityczne podjętej przez AK walki o stolicę oraz wynikające z tego skutki dostrzegli także ludzie ówczesnej elity intelektualnej. Niektórzy zdobyli się na wyrażenie ostrej krytyki, pretensji, osobistego bólu. Ich świadectwo – wydane zarówno w czasie powstania, jak i po wojnie – przeczy współczesnej oficjalnej narracji o powstaniu warszawskim, która w najbardziej skrajnej wersji przedstawia je jako wielkie zwycięstwo moralne. Wstrząsającą wymowę ma oskarżenie pod adresem dowództwa AK sformułowane przez poetkę Annę Świrszczyńską (1909-1984), uczestniczącą w powstaniu jako sanitariuszka. W jej wierszu „Żołnierz mówi do generała” pojawia się obraz żołnierza AK, który wzywa generała, żeby razem wykonali rozkaz zdobycia pięściami karabinów i armat. Tomasz Łubieński w wydanym po raz pierwszy w 2004 r. eseju „Ani tryumf, ani zgon. Szkice o Powstaniu Warszawskim” tak wyjaśnił motyw tego wiersza: „Dowódcy Powstania (gen. Antoniemu Chruścielowi „Monterowi”– uzup. BP) przypisywane są słowa wypowiedziane na jakiejś odprawie, które brzmią nieprawdopodobnie w ustach wojskowego: »Musicie sobie zdobyć broń, idąc nawet z kijami i pałkami, a ci, którzy są do tego niezdolni, pójdą pod sąd«. Odpowiedziała, może to nawet osobiście »Monterowi«, uczestniczka Powstania poetka Anna Świrszczyńska. W tomiku wierszy »Budowałam barykadę« jest bowiem taki fragment: »Generale, chodźmy gołymi pięściami zdobywać karabiny maszynowe i armaty«. Dowództwo Powstania, które popełniło tak wiele błędów, mogłoby, zachowując żołnierską twardość, przemawiać bardziej po ludzku, spuścić z tonu”. Czytelne oskarżenie zawiera też wiersz Świrszczyńskiej „Niech liczą trupy”: Ci co wydali pierwszy rozkaz do walki niech policzą teraz nasze trupy. Niech pójdą przez ulice których nie ma przez miasto którego nie ma niech liczą przez tygodnie przez miesiące niech liczą aż do śmierci nasze trupy. Z tym wierszem koresponduje inna refleksja Tomasza Łubieńskiego, który uznał za smutne to, że dowódcy powstania aż do śmierci „nie dopuścili do siebie żadnej samokrytycznej refleksji, jakiegoś prywatnego pytania, czy jednak mieli dość racji, robiąc Powstanie. Pozostali do końca, mówiąc romantycznie aż po grób, wierni swojej decyzji, mimo że pomyłka w rachubach czy nadzieja okazała się druzgocąca. Mało że się pomylili, to jeszcze z wierności swojej pomyłce uczynili swój święty obowiązek”. Ogrom cierpień walczącej stolicy realistycznie oddaje notatnik prowadzony podczas powstania przez 80-letnią Marię Rodziewiczównę (1864-1944), która zmarła miesiąc po kapitulacji Warszawy. Pod datą 25 sierpnia 1944 r. czytamy: „Stare Miasto zburzone i spalone, ale trwa AK w ruinach”. Natomiast pod datą 17 września 1944 r. pisarka informuje:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 31/2018

Kategorie: Historia